Wydarzenia z Grand Prix Malezji na długo pozostaną w pamięci kibiców. Na siódmym okrążeniu Valentino Rossi chciał wypchnąć na zewnętrzną Marca Marqueza, ale jego atak doprowadził do upadku Hiszpana. Po tym zdarzeniu dyrekcja wyścigu nałożyła na Włocha trzy punkty karne, co oznacza dla niego start z końca stawki w ostatnim wyścigu sezonu w Walencji.
Rossi odwołał się od kary do FIM zaraz po zakończeniu rywalizacji na torze Sepang, ale nie przyniosła ona skutków. Włoch argumentował swoje zachowanie tym, że Marquez celowo blokował go na torze, aby pomóc w walce o tytuł mistrzowski Jorge Lorenzo.
Po wyścigu w Malezji Rossi prowadzi w klasyfikacji generalnej mistrzostw świata, ale ma tylko siedem punktów przewagi nad Lorenzo. Dlatego dla Włocha odwołanie do Trybunału Arbitrażowego ds. Sportu (CAS) może być ostatnią nadzieją w walce o tytuł. CAS bardzo często zawiesza kary, aby dokładnie przyjrzeć się sprawie. Trybunał w Lozannie działa podobnie do sądów i czas oczekiwania na jego ostateczny werdykt wynosi od sześciu do dwunastu miesięcy.
W tej sytuacji najbardziej prawdopodobne jest zawieszenie kary dla Rossiego przed wyścigiem o Grand Prix Walencji. Wtedy Włoch ustawi się na takim polu startowym, jakie wywalczy sobie w kwalifikacjach. Jeśli po kilku miesiącach sędziowie uznają jednak, że kara dla niego była słuszna, to Rossi odbędzie ją w kolejnym wyścigu po ostatecznym werdykcie.
Na taki rozwój wypadków przygotował się Jorge Lorenzo. Zgodnie z zasadami CAS, Trybunał dopuszcza udział osób trzecich w postępowaniach toczonych w Lozannie. Hiszpan wystosował taką prośbę i chciał być świadkiem w procesie Rossiego. We wtorek prawnicy Hiszpana otrzymali jednak informację, że ich petycja została odrzucona.
Równocześnie Trybunał zapewnił, że pierwszych decyzji w sprawie kary dla Rossiego należy się spodziewać jeszcze przed pierwszym treningami na torze w Walencji, które odbędą się 6 listopada.