Dawid Tomala chciał rezygnować ze sportu. Tymczasem został mistrzem olimpijskim

Getty Images / Na zdjęciu: Dawid Tomala
Getty Images / Na zdjęciu: Dawid Tomala

Mało kto tej nocy spał w małej gminie Bojszowy niedaleko Tychów. Chłopak stąd właśnie przemierzał trasę po olimpijskie złoto w chodzie na 50 km.

- Czasem widzimy go, jak chodzi po naszych ulicach. Koledzy, którzy biegają, śmieją się, że on szybciej chodzi niż oni biegną - żartuje wójt gminy Adam Duczmal.

W jednym z domów występ syna i brata oglądali rodzice, Grzegorz i Lucyna, oraz brat Mateusz, który sam uprawia ekstremalną jazdę na rowerze. - Liczyłem na miejsce w ósemce. Wtedy wiadomo, zawodnik dostaje ministerialną opiekę, ma za co funkcjonować przez jakiś czas. Nie wiem, czy o medalu w ogóle marzyłem, a złoto? - pan Grzegorz wciąż nie może uwierzyć w tak wielki sukces syna.

10 lat temu, w kwietniu 2011 roku, Dawid Tomala zajął trzecie miejsce podczas młodzieżowych mistrzostw Polski. Dla wielu młodych zawodników byłby to pewnie sukces, ale młody zawodnik z Zaniemyśla do domu wracał przybity, zniechęcony. Przyznał, że chce kończyć karierę, zająć się czymś innym. - Potrafię szybko się zniechęcić, ale na szczęście są wokół mnie osoby, które wybijają mi to z głowy - powiedział potem w wywiadzie ze "Sportem".

ZOBACZ WIDEO: Tokio 2020. "Mógł z powodzeniem walczyć o medal". Ennaoui zdradza kulisy startu i przygotowań Marcina Lewandowskiego

Nie poddał się i dziś wiemy, że była to najlepsza decyzja w jego sportowym życiu. - To są trudne momenty w życiu sportowca. Coś nie idzie, nie ma z tego pieniędzy, wiele osób się zniechęca. Od tego jest rodzina, żeby wspomóc - mówi Grzegorz Tomala.

Trzy miesiące potem Dawid wywalczył młodzieżowe mistrzostwo Europy. Co prawda zajął drugie miejsce, ale kilka lat później pierwszy na mecie Rosjanin został zdyskwalifikowany za doping.

Pan Grzegorz sam zachęcał syna, żeby wziął się za chód sportowy. Jest nauczycielem wychowania fizycznego w miejscowej szkole podstawowej i trenerem zawodnika. - To były czasy, gdy startował jeszcze Robert Korzeniowski. Organizował wtedy "Marsz na rynek". My tam jeździliśmy z Dawidem. Z jednej strony byli wszyscy ci słynni sportowcy, z drugiej zawody dzieci. Chłopcy widzieli tych najlepszych, ich zachowania, podobało im się to - mówi tata zawodnika.

W tamtym czasie chłopiec chodził już do gimnazjum w Bieruniu i trenował w miejscowym klubie "UKS Maraton Korzeniowski". Nasz mistrz Robert Korzeniowski monitorował talenty z całej Polski. Dziś przyznaje, że złoto 31-letniego zawodnika to dla niego sensacja.

Jako dzieciak Dawid mówił, że chce biegać, ale przekonała go wizja wyjazdów na mistrzostwa Polski. - Od zawsze szukałem ruchu, biegałem. Trenerzy zaproponowali mi chód. Zaimponowało mi, że kolega po dwóch latach treningów był już siódmy na mistrzostwach kraju młodzików. Tak się zapaliłem, że po roku zdobyłem brązowy medal. To był dla mnie szok i wielka zachęta do dalszej pracy - opowiadał.

Techniki chodu zawodnika uczyła trenerka Katarzyna Śledziona. Był pojętnym uczniem. To w połączeniu z determinacją dało mu sukcesy.

Tomala z czasem stał się jednym z najlepszych zawodników w Polsce, choć na dystansie 50 kilometrów startuje od niedawna, zaledwie 4 lata. Wcześniej nie był przekonany, wolał 20 kilometrów.

- Ma charakter. Sport to wiele wyrzeczeń. Życie Dawida to w skrócie trening, regeneracja, trening. Jeśli chce pan odnieść sukces w sporcie indywidualnym, musi pan poświęcić wiele. Podporządkować temu życie. A potem słabszy dzień, brzuch zaboli, coś jest nie tak i koniec marzeń... a Dawid miał swój dzień, widziałem, że jest mocny motorycznie. Ale zasłużył na to. Deszcz, śnieg, a on zawsze szedł na trening. Swoje kilometry trzeba zrobić. Jego upór, determinacja, to jest coś wspaniałego - mówi ojciec.

Z czasem przyniesie to efekt. Gdy Dawid miał trzy minuty przewagi, wszyscy w domu już wiedzieli, że nic mu nie odbierze złota. - Miał te torby, z których przyjmował płyny, które my z mamą szyliśmy. Może on miał tę świadomość, czuł, że jesteśmy z nim. Siedzieliśmy przed telewizorem i mogliśmy tylko kciuki ściskać. To było wspaniałe, proszę wybaczyć, ale nie umiem opowiedzieć - śmieje się ojciec zawodnika.

Od rana odbiera telefony. - Szybka przerwa na kawę i dzwoni następny - opowiada. I odbiera dalej, bo to jest najwspanialszy dzień i nie chce tej radości trzymać tylko dla siebie. Zresztą to i tak niemożliwe.

- Dziś do pracy wyjątkowo długo szedłem. Każdy chciał wymienić opinię o starcie Dawida - mówi wójt Duczmal. - To jest jeden z najwspanialszych dni dla naszej małej miejscowości. Chłopak stąd, do tego taki skromny, pracowity.

Ojciec zawodnika ubolewa, że w ostatnich latach chód sportowy został medialnie zaniedbany. Trudno mówić o wielkiej popularności, chód w Polsce uprawia około 200 kobiet i mężczyzn we wszystkich kategoriach wiekowych. - Oglądając mistrzostwa czy mityngi, wydaje się czasem, że ta dyscyplina nie istnieje. Za czasów Roberta Korzeniowskiego była popularna, teraz nie. Może sukces Dawida sprawi, że chód odżyje - ma nadzieję Grzegorz Tomala, ojciec mistrza olimpijskiego.

Dziś za sprawą Dawida Polska uzyskała miano najbardziej utytułowanego na IO kraju w chodzie na 50 km.

ZOBACZ Robert Korzeniowski: Anita Włodarczyk dobrem narodowym

Komentarze (0)