W sobotę naszych kibiców uszczęśliwiła sztafeta mieszana 4x400 metrów w składzie Karol Zalewski, Natalia Kaczmarek, Justyna Święty-Ersetic i Kajetan Duszyński. To właśnie oni wygrali w finale.
Tym samym zdobyli pierwsze złoto dla Polski na igrzyskach olimpijskich w Tokio. Najmłodsza z tej czwórki, Kaczmarek bardzo dobrze poradziła sobie z presją. Jej ojciec Krzysztof przyznał, że przed imprezą w stolicy Japonii nie chciał "pompować balonika".
- Była u nas w domu przed igrzyskami, ale nie rozmawialiśmy o tym, nie chcieliśmy pompować balonika, ani zapeszać. Wiadomo było, że mają szanse na wysokie miejsca, szczególnie w sztafetach, bo indywidualnie będzie ciężko. Ale mam nadzieję, że to jeszcze nie koniec dobrych startów - stwierdził w rozmowie z "Super Expressem"
ZOBACZ WIDEO: Tokio 2020. Złoto sztafety "gamechangerem" dla Polski? "My też jesteśmy zdolni do wielkich rzeczy!"
Natalia Kaczmarek już jako 20-latka przyczyniła się do mistrzostwa Europy dla Polski, zdobytego w Berlinie. Lekkoatletykę zaczęła trenować dopiero w liceum. Wcześniej miała do czynienia z innymi sportami.
- Natalia od dziecka świetnie pływała. Ma zresztą żółty czepek. Później próbowała trochę grać w siatkówkę, a dopiero jak trafiła do liceum w Gorzowie zajęła się lekkoatletyką. Skakała wzwyż, ale jej trener Tomasz Saska do tej pory się śmieje, że bała się poprzeczki i w ten sposób trafiła do biegania na 400 metrów - podkreślił.
Oprócz złota olimpijskiego w sztafecie mieszanej 4x400 metrów, Natalia Kaczmarek ma jeszcze szanse na kolejne krążki. Tegoroczna mistrzyni Polski pobiegnie w biegu indywidualnym na 400 metrów, a także w sztafecie kobiet.
Zobacz też:
Tokio 2020. Niesportowe zachowanie Brazylijki. Tak zatrzymała rywalkę [WIDEO]
Tokio 2020. Co za wynik Yulimar Rojas! Wenezuelka pobiła 26-letni rekord świata