Turnieju w Budapeszcie Hubert Hurkacz nie będzie najmilej wspominał. We wtorek Polak niespodziewanie przegrał z klasyfikowanym na 246. lokacie węgierskim posiadaczem dzikiej karty Attilą Balazsem.
Hurkacz rozegrał słabe zawody. Popełniał sporo błędów, miał problem z regularnością i dokładnością uderzeń, a serwis nie przynosił mu za dużych korzyści. Balazs natomiast czuł swoją szansę. Węgier był solidny, rzadko się mylił i starał się przedłużać wymiany.
Jego porażkę bardzo spokojnie przyjął Wojciech Fibak, który żałuje, że Hurkacz wybrał Budapeszt, a nie Barcelonę, w której rywalizują tenisiści z samej czołówki.
ZOBACZ WIDEO Sektor Gości 90. Urszula Radwańska: Czułam się bardzo źle. Nie miałam siły wstać z łóżka
- W ostatnim czasie przyzwyczaił się do nieco innego świata, rywalizował i trenował w Dubaju, Indian Wells, Miami czy Monako, teraz znów znalazł się trochę na peryferiach wielkiego tenisa. Grał przy pustych trybunach, w chłodzie, w znacznie gorszych warunkach niż zazwyczaj. Dziwiłem się, że Budapeszt zdobył licencję na taki turniej - powiedział w rozmowie dla "Przeglądu Sportowego".
Zobacz także: ATP Barcelona: wieczór jednoręcznych bekhendów. Dominic Thiem i Stefanos Tsitsipas w III rundzie
- Rywal grał w sposób zdumiewająco zdyscyplinowany i odpowiedzialny taktycznie. Takie spotkania z miejscowymi, nagle dostającymi skrzydeł natchnionymi bohaterami, też się czasami zdarzają. Balazs zagrał lepiej niż potrafi, lepiej niż wskazuje na to jego ranking. Wniosek po tym starcie chyba jest jednak taki, że mimo wszystko w przyszłości warto wybierać już duże turnieje, do których Hubert we wszystkich aspektach przynależy. Mentalnie, sportowo i wynikowo. O jego dyspozycję na cegle, mimo tego niepowodzenia, jestem jednak spokojny - skomentował.
Zobacz także: Wojciech Fibak: Iga Świątek to perła. Może być jedną z najlepszych na świecie