W czerwcu Andy Murray wrócił do tenisa po ponad 11-miesięcznej absencji spowodowanej kontuzją i operacją biodra. Od tego czasu rozegrał tylko pięć turniejów. Impreza w Shenzhen, w której aktualnie występuje, jest jego szóstym i przedostatnim startem w 2018 roku (w przyszłym tygodniu zagra jeszcze w Pekinie).
- Idealnie jest wtedy, kiedy nie masz napiętego planu startów i wygrywasz mecze. Ale kiedy wracasz po długiej nieobecności, spadłeś w rankingu i nie jesteś rozstawiany w turniejach, to trudno jest to zrobić - mówił Murray, obecnie 311. tenisista globu, w rozmowie ze Sky Sports.
Szkot wyjawił, że w przyszłym roku także będzie ostrożnie planował swój kalendarz. - Będę planował swój harmonogram w oparciu o to, jak będę sobie radził w turniejach. Jeśli będę wygrywał wiele meczów, to na pewno zmniejszę liczbę imprez, w których będę występował. A jeżeli wygram jakiś turniej, to zawsze mogę wycofać się z występu w kolejnym tygodniu. Chcę grać, a nie martwić się o to, czy wezmę udział w turnieju, czy nie.
Brytyjczyk zamierza więc iść drogą Rogera Federera. Szwajcar od sezonu 2017, kiedy to wrócił do rozgrywek po kontuzji kolana, ograniczył liczbę występów. Dało mu to efekt. Od momentu powrotu zdobył trzy tytuły wielkoszlemowe, a w tym roku przez kilkanaście tygodni był liderem rankingu ATP.
- Najważniejsze jest to, ile spotkań wygrywasz - wyjaśniał Murray. - Jeśli masz zredukowany harmonogram występów do 10-11 turniejów w roku, ale wygrasz tylko dziesięć meczów, to jest to za mało. W sezonie 2016, który był moim najlepszym w karierze, wystąpiłem w 15 albo 16 turniejach. Może na przestrzeni roku nie jest to wiele, ale jeśli dużo wygrywasz, rozgrywasz wtedy około 80 meczów, a to już znacząca liczba.
Tenisista z Dunblane szczególnie będzie chciał na siebie uważać podczas okresu gry na kortach ziemnych. - Może powinienem ograniczyć swoje występy na ceglanej mączce. Grać mniej, dać sobie czas na trening oraz odpoczynek i skupiać się tylko na największych turniejach.
ZOBACZ WIDEO: WP Express: Tenis dla najmłodszych