Sezon tenisowy trwa praktycznie cały rok, często zdarza się tak, że tenisistki swoje urodziny spędzają, wylewając siódme poty na korcie. Niebywale rzadko bywa jednak tak, że w dniu pojedynku obydwie zawodniczki są zarówno jubilatkami, jak i rywalkami, zwłaszcza, gdy mecz rozgrywa się o tak ogromną stawkę.
Zarówno dla obchodzącej 20. urodziny Jeleny Ostapenko, jak i dla kończącej 28 lat Timei Bacsinszky ewentualny finał wielkoszlemowy w Paryżu byłby największym sukcesem w karierze, niezależnie od wyniku tego decydującego meczu. Ranga spotkania i wypełnione po brzegi trybuny kortu Phillippe'a Chartiera na początku trochę usztywniły tę młodszą, dzięki czemu to Szwajcarka szybko wyszła na minimalne prowadzenie 2:0.
Łotyszka powoli zaczęła przyzwyczajać się do ciągłego dźwięku migawek aparatów i niekiedy głośnych reakcji publiczności. Natychmiast odrobiła straty. Mogła to uczynić z nawiązką, ale ryzykowna gra z głębi kortu w wykonaniu Bacsinszky skutecznie jej to uniemożliwiła. Zapał Szwajcarki trochę ostudził niefortunny doślizg do jednej z piłek, po którym poprosiła o wizytę fizjoterapeuty, który opatrzył jej prawe kolano.
Nie zmniejszyło to jednak jej szans na zwycięstwo, a szala zwycięstwa wciąż przechylała się z jednej na drugą stronę, a każde ewentualne przełamanie wiązało się automatycznie z przełamaniem powrotnym.
ZOBACZ WIDEO Żewłakow: Żyjemy w erze Cristiano Ronaldo
Swoim zwyczajem Ostapenko po każdym prostym błędzie i mniej lub bardziej efektownym winnerze odwracała się do swojego boxu, gdzie oprócz jej matki-trenerki zasiadła również pomagająca jej od kilku miesięcy Anabel Medina oraz partner w grze mieszanej, Bruno Soares. Tak też uczyniła, kiedy to na jej koncie znalazł się I set, a finał był już na wyciągnięcie ręki.
W drugiej odsłonie Szwajcarka zdecydowała się postawić wszystko na jedną kartę i skupić się na defensywie. Dzięki tej zmianie taktyki ze stronie Bacsinszky wymiany znacząco się wydłużyły, co rozjuszyło nie zawsze do końca cierpliwą Łotyszkę, jednak równocześnie mogło to zostać mieczem obusiecznym. Biegała to wszystkich piłek, nawet tych niemożliwych już do złapania i wielokrotnie mało, co nie lądowała na bandach okalających kort.
Po całym secie takich przebieżek daleko za linią końcową, ostatecznie wygranym 6:3, Bacsinszky udała się do szatni, a Ostapenko zyskała chwilę na mały oddech. Cały impet w grze Łotyszki powrócił, podobnie jak odwaga w każdej pojedynczej akcji. Ofensywa pozwoliła jej objąć prowadzenie 3:1, miała nawet piłki na 4:1, ale temu Szwajcarce udało się zapobiec.
28-latka z Lozanny odrobiła straty i podobnie jak w 2015 roku znalazła się o zaledwie kilkanaście piłek od wymarzonego finału. Wówczas w ostatniej chwili przebudziła Serena Williams, tym razem dużo młodsza Ostapenko. 20-latka w wielkim stylu i bez cienia wątpliwości wygrała trzy kolejne gemy i jako pierwsza Łotyszka w historii awansowała do finału turnieju wielkoszlemowego.
O tytuł i Puchar Suzanne Lenglen mieszkanka Rygi zawalczy w sobotę z Rumunką Simoną Halep.
Roland Garros, Paryż (Francja)
Wielki Szlem, kort ziemny, pula nagród w singlu kobiet 13,5 mln euro
czwartek, 8 czerwca
półfinał gry pojedynczej:
Jelena Ostapenko (Łotwa) - Timea Bacsinszky (Szwajcaria, 30) 7:6(4), 3:6, 6:3