Najpierw trzy wygrane mecze w eliminacjach, a potem zwycięstwa nad Maryną Zaniewską (6:3, 6:2), Heather Watson (2:6, 7:6, 10:8) i Jeleną Wiesniną (7:6, 6:2) w głównej drabince. Mieszkająca i trenująca w Boca Raton na Florydzie tenisistka wykorzystała swoją szansę i zameldowała się w drugim tygodniu Australian Open 2017.
- Zaledwie parę miesięcy temu rozmawiałam ze swoimi trenerami i uznałam, że jednym z moich celów na najbliższe dwa sezony będzie awans do drugiego tygodnia turnieju wielkoszlemowego. Przyjeżdżając tutaj na eliminacje, nie spodziewałam się, że tak szybko uda mi się to zrealizować - przyznała Amerykanka.
Jennifer Brady zajmuje obecnie 116. miejsce w rankingu WTA i w kobiecym tourze ciągle jest postacią anonimową. - Urodziłam się w Harrisburgu w stanie Pensylwania. Chwyciłam za rakietę i przeprowadziłam się na Florydę w wieku dziewięciu lat. Nie planowałam gry w tenisa, ale tak się ostatecznie skończyło. Poszłam do akademii Chris Evert, potem wybrałam college. Teraz zaczynam drugi rok w tourze.
21-letnia zawodniczka może liczyć na duże wsparcie ze strony Amerykańskiego Związku Tenisowego. Na Florydzie ćwiczy pod okiem szkoleniowców z USTA, a jej sztab tworzą trener, trener od przygotowania fizycznego oraz trener od przygotowania mentalnego. Tym ostatnim jest ekspert od psychologii sportu, dr Larry Lauer.
Tenisowi idole? - Jeśli chodzi o kobiety, to zawsze uwielbiałam oglądać Justine Henin i Kim Clijsters. U mężczyzn moim idolem jest Roger Federer, ale to każdy chyba może powiedzieć. Gdy tylko mam ku temu okazję, to staram się śledzić jego mecze.
W Melbourne Brady zarobiła już więcej niż w ciągu dotychczasowej kariery. 30 stycznia czeka ją awans w okolice 80. miejsca w rankingu WTA, a może przybliżyć się do Top 60, jeśli w poniedziałek pokona pogromczynię Agnieszki Radwańskiej, Mirjanę Lucić-Baroni. - Ona gra bardzo dobrze i mocno uderza piłkę. Zamierzam po prostu wyjść na kort i cieszyć się grą. Zobaczymy, co się wydarzy - zakończyła Amerykanka.
ZOBACZ WIDEO Maja Włoszczowska: wrzeszczałam z bólu wniebogłosy, wiedziałam, że to koniec