Patrick Mouratoglou przyleciał do Warszawy i wziął udział w XX Ogólnopolskiej Konferencji Trenerów Tenisa. Francuz został zapytany m.in. o to, która z tenisistek może zabłysnąć w przyszłym roku na światowych kortach.
- Trudno powiedzieć, która z tenisistek może mieć przełomowy sezon, tak jak w tym roku Garbine Muguruza - powiedział Mouratoglou. - Rozmawialiśmy trochę o Elinie Switolinie. Jest obecnie w Top 20 i ma szansę, aby awansować do pierwszej dziesiątki, jednak nie wydaje mi się, aby dokonała tego w przyszłym roku, ale za jakieś dwa lata.
- Przypadek Garbine Muguruzy jest dość ciekawy, ponieważ ma za sobą znakomity sezon, który zakończyła na trzecim miejscu, a ponadto zagrała w finale Wimbledonu. Czas jednak pokaże, czy rzeczywiście będzie w stanie utrzymać tę pozycję. Pamiętamy przykład Eugenie Bouchard, która po znakomitym 2014 roku nie wytrzymała presji. Przytrafił jej się słaby sezon i nie poradziła sobie z ciśnieniem. Teraz pozostaje pytanie, czy Muguruza utrzyma poziom i sprosta oczekiwaniom.
Mouratoglou wcześniej współpracował m.in. z Aravane Rezai i Anastazją Pawluczenkową. Francuz uważa, że trzeba maksymalnie wykorzystać potencjał tenisisty i zdecydowanie nie zgadza się z tezą, że to zawodnik kreuje trenera.
- Nie zgodzę się z tym, że zawodnik kreuje trenera, ponieważ bardzo dobry zawodnik z dobrym szkoleniowcem nie osiągnie wiele. Uważam, że Grigor Dimitrow jest w stanie wygrać turniej wielkoszlemowy, ale nie uda mu się to bez odpowiedniej pomocy. Trenowałem z Aravane Rezai i myślę, że wykonałem z nią bardzo dobrą pracę. Gdy zaczęliśmy współpracę, była na 60. miejscu, natomiast w ciągu ośmiu miesięcy awansowała na 15. pozycję. Gdy zakończyliśmy wspólne treningi, wypadła poza pierwszą "setkę". Również z Anastazją Pawluczenkową wykonałem kawał dobrej roboty. Chodzi o to, aby maksymalnie wykorzystać potencjał zawodnika.
- Serena Williams ma możliwości i wygrywa turnieje wielkoszlemowe, a Aravane Rezai niestety nie. Zrobiłem jednak maksimum tego, co mogłem wykonać. Myślę, że gdybym nie był dobrym szkoleniowcem, Serena Williams nie chciałaby trenować pod moim okiem. Tak dobrze sobie radziłem z moimi wcześniejszymi podopiecznymi, że ją to przekonało. Może gdyby ona się do mnie nie zgłosiła, pracowałbym teraz dla przykładu z Novakiem Djokoviciem.
Trener najlepszej obecnie tenisistki świata przyznał, że ani jego, ani Williams nie można nazwać szefem. - Nie zależy mi na tym, abym to ja był szefem, czy Serena. Najważniejsze, żebyśmy się dogadywali i znajdowali porozumienie. Jeśli na przykład ja zaproponuję jakieś ćwiczenie, a ona stwierdzi, że zrobi to po swojemu lepiej i przede wszystkim da to rezultat, niech tak będzie. Mnie interesuje wynik. Myślę, że Serena jest na tyle świadoma swoich umiejętności i gry, że jest w stanie wprowadzić pewne modyfikacje w moje ćwiczenia. Tak długo jak to działa, niech działa.
- Nie mam preferencji, jeśli chodzi o zawodniczki. Muszę się dopasować do każdej tenisistki, bez względu na to, czy jest kreatywna, czy uległa. Za każdym razem, gdy rozpoczynam z kimś pracę, czuję się tak, jakbym wziął czystą kartkę i musiał ją zapisać. Nie mam preferencji, ale problemy z nimi, które muszę rozwiązać. Byłoby nudno, gdybym za każdym razem prowadził taką samą zawodniczkę.