Mówisz Anna Czakwetadze, myślisz piękna blondynka grająca eleganckie forhendy i bekhendy, bardzo głębokie, z dużą ilością topspinu. Moskwianka jak żadna inna tenisistka na świecie, spośród współcześnie grających, potrafiła odgrywać bardzo wysokie piłki z niesłychaną precyzją, które często były zagraniami wymuszającymi błąd bądź też kończącymi uderzeniami. Fakt, że umiała to robić zarówno z forhendu, jak i bekhendu, tak po linii, jak i po krosie, czynił z niej niesłychanie niebezpieczną rywalkę dla każdej tenisistki świata. Nienaganna praca stóp, wspaniała praca w defensywie, bardzo mało niewymuszonych błędów i perfekcyjna gra z kontry. Do tego niebanalna technika (szczególnie imponowała drop szotami i lecącymi nisko nad siatką slajsami oraz zgrabnymi wolejami) i niebywała intuicja, świetne odczytywanie zagrań rywalek. Taką nietuzinkową tenisistką była Czakwetadze do 2007 roku. Wydawało się, że jej marzenie o wielkoszlemowym tytule jest na wyciągnięcie ręki. Miała wszelkie atuty w rękach i nogach, aby po niego sięgnąć. I śmiem zaryzykować tezę, że gdyby nie wydarzenia z 18 grudnia 2007 roku, prędzej czy później by to nastąpiło.
Ale zacznijmy od początku. Młoda Ania o długim blond warkoczu, który był jej znakiem rozpoznawczym, robiła furorę jako juniorka, kolekcjonując trofea, po które sięgała często pokonując starsze o dwa lata rywalki. Przed 10 laty Czakwetadze osiągnęła finał juniorskiego Wimbledonu, w którym przegrała z Kirsten Flipkens. Rosjanka w 2003 roku również wygrała turniej International Bavarian Junior Challenge, w decydującym meczu pokonując Martę Domachowską. Już rok później po raz pierwszy było o niej głośno w zawodowym tenisie. W US Open jako kwalifikantka doszła do III rundy, po drodze eliminując ówczesną trzecią rakietę świata, Anastazję Myskinę. Została w ten sposób drugą tenisistką, po Serenie Williams, która tak szybko po rozpoczęciu profesjonalnej kariery odniosła zwycięstwo nad zawodniczką z Top 10. Był to jej pierwszy w karierze wielkoszlemowy turniej i trzeci start w WTA Tour. Jej kariera toczyła się w ekspresowym tempie - we wrześniu 2004 roku zadebiutowała w Top 100, w czerwcu 2005 w Top 50, w październiku 2006 w Top 20, a w 2007 roku w Top 10 (luty) i Top 5 (wrzesień). W wieku 20 lat była autentyczną gwiazdą światowego tenisa, rozpoznawalną ze względu na unikatowy styl gry, przez kibiców podziwianą za umiejętność przeciwstawienia się rywalkom uprawiającym siłowy tenis.
[wrzuta=4IW58EigaQR,amonte]
Na przełomie maja i czerwca 2004 roku Myskina wygrała Rolanda Garrosa, a kilka miesięcy później w Nowym Jorku przegrała z klasyfikowaną wtedy na 175. miejscu w rankingu 17-letnią Czakwetadze. - Nie mogłam uwierzyć, że udało mi się wygrać - mówiła wtedy blondynka z Moskwy. W ten sposób wyrównała osiągnięcie Sereny Williams, która również w trzecim turnieju w zawodowym tenisie pokonała tenisistkę z Top 10. Szybsze pod tym względem były tylko Andrea Leand, Julie Coin i Garbine Muguruza (każda z nich w drugim starcie). Dwa lata później wywalczyła swoje pierwsze tytuły (Kanton i Moskwa), a na Flushing Meadows po raz pierwszy zagrała w IV rundzie wielkoszlemowego turnieju. - Być Rosjanką i wygrać turniej w swoim rodzinnym mieście, to wiele znaczy - mówiła po triumfie w Moskwie, w drodze po który pokonała m.in. dwie rodaczki, Jelenę Dementiewą i Nadię Pietrową. Sięgającą po tytuł Czakwetadze podziwiał z trybun sam Borys Jelcyn, prywatnie wielki sympatyk tenisa. Wreszcie w 2007 roku, także w Nowym Jorku, Rosjanka zaliczyła swój pierwszy i zarazem jedyny półfinał wielkoszlemowy.
Jednak, jak w piosence zespołu Dżem, w życiu piękne są tylko chwile. Wspaniale rozwijająca się kariera rosyjskiej tenisistki została brutalnie przyhamowana 18 grudnia 2007 roku. Wtedy to sześciu zamaskowanych mężczyzn dokonało napadu w celach rabunkowych na jej dom w miejscowości Aprielewka (przedmieścia Moskwy). Związana Anna i jej rodzice przeżyli wielki dramat, który ominął wtedy dziewięcioletniego brata tenisistki Romana (w tym czasie spał w pokoju na górze). Nadgarstek Rosjanki (była związana tak mocno, że chwilowo straciła czucie w lewej ręce) ucierpiał na tym zdarzeniu, co ciągnęło się za nią przez długie miesiące tenisowej kariery. Jej dyspozycja psychiczna również została mocno nadwątlona. Czakwetadze bardzo często miała nocne koszmary i budziła się o 3 w nocy (o tej godzinie doszło do włamania), o czym w 2011 roku pisał dziennik "Nowaja Gazieta", cytując ojca tenisistki, Dżamala, który sam ucierpiał dużo mocniej (złamana ręka). Miało to przełożenie również na jej późniejszą postawę na korcie, już nie była oazą spokoju, jak w swoim najlepszym okresie. Rosjanka do końca kariery nie otrząsnęła się z tej traumy.
- Pragnęłam zamieszkać w innym miejscu w Moskwie, ale moi rodzice tego nie chcieli. Mamy ochroniarza oraz alarmy, oni chcieli zostać w tym samym domu. Nie mogłam spać przez trzy noce w moim pokoju, ale później było już dobrze - mówiła tenisistka dla brytyjskiego dziennika The Guardian. Dla Czakwetadze posiadanie ochroniarza we własnym domu nie było niczym zaskakującym. - To nie jest dziwne. Mieszkasz w domu i myślisz, że jesteś bezpieczny, a nie jesteś. Więc musisz się jakoś bronić, ponieważ to może się zdarzyć każdemu. Nigdy nie pomyślałam, że to mi się przytrafi. Myślałam, że takie coś może zdarzyć się tylko w filmach. Ale teraz chcę grać dobrze i odnieść parę zwycięstw więcej - mówiła pod koniec lutego 2008 roku w Ad-Dausze (była wtedy szóstą rakietą świata i odpadła po pierwszym meczu, przegrywając z Na Li).
Tenis na SportoweFakty.pl - polub i komentuj nasz profil na Facebooku. Jesteś fanem białego sportu? Kliknij i obserwuj nas także na Twitterze!
Była w szczytowym momencie swojej kariery, która została praktycznie zniszczona przez grupę bandytów. W 2007 roku wygrała turnieje w Hobart, Den Bosch, Cincinnati i Stanford, grała w ćwierćfinale Australian Open i Rolanda Garrosa oraz w półfinale US Open. Jej katami okazywały się rodaczki: w Melbourne i Paryżu uległa Marii Szarapowej, a w Nowym Jorku Swietłanie Kuzniecowej. Są to jej najlepsze wyniki w wielkoszlemowych turniejach. W latach 2008-2012 tylko raz dotarła do IV rundy (Wimbledon 2008). Na początku lutego 2008 roku Czakwetadze wygrała turniej w hali Pierre de Coubertina w Paryżu. Później triumfowała jeszcze tylko w Portorożu w sezonie 2010. W sumie w całej swojej karierze zdobyła osiem tytułów. We wrześniu 2007 roku znalazła się na najwyższym w karierze piątym miejscu w rankingu oraz zdobyła z reprezentacją Rosji Puchar Federacji (w grze otwierającej finał z Włoszkami pokonała Francescę Schiavone). Na zakończenie tego znakomitego sezonu jedyny raz w karierze wystąpiła w Mistrzostwach WTA i dotarła do półfinału, w którym uległa Szarapowej.
Owego 18 grudnia Czakwetadze miała lecieć do Hongkongu, aby rozpocząć przygotowania do pierwszego w sezonie wielkoszlemowego turnieju, z którym po wspaniałym 2007 roku, szczególnie jego końcówce, musiała wiązać olbrzymie nadzieje. Jej przygotowania były mocno ograniczone i musiała bardzo szybko się przestawić z przesiąkniętej siarczystym mrozem Rosji na skąpaną w słońcu Australię. - Ciężko jest powiedzieć jak jestem przygotowana do tego turnieju, ponieważ miałam trochę problemów przed moim lotem - mówiła dla Daily Mail Czakwetadze, która wtedy z nikim nie chciała rozmawiać o swoim horrorze (generalnie przez całą karierę stroniła od odpowiedzi na pytania o życie prywatne). - Moje przygotowania nie były dobre. W tej chwili w Rosji jest temperatura minus 15 stopni, a tutaj jest bardzo gorąco. Na początku jest ciężko, ale gdy już się człowiek do tego przyzwyczai, jest dobrze.
- Moim celem jest być w wielkoszlemowym finale i mam nadzieję, że to pewnego dnia się zdarzy - mówiła Czakwetadze po triumfie w Paryżu na początku lutego 2008 roku. To jednak nigdy nie nastąpiło. Do koszmaru z grudnia 2007 doszły jeszcze problemy zdrowotne. Sezon 2008 Rosjanka jeszcze zakończyła w Top 20, ale w kolejnych latach nie było już dla niej miejsca nawet w czołowej 50. - Życie musi trwać, nie możesz rozmyślać nad przeszłością - mówiła podczas Wimbledonu 2008. Ale nawet jeśli udało się jej przezwyciężyć psychologiczną blokadę, w czym bez wątpienia pomogły jej psychologiczne studia na Uniwersytecie Moskiewskim (podczas turniejów kontynuowała je za pośrednictwem internetu) rozpoczęte jeszcze w 2007 roku, to nieszczęścia nie chciały ją opuścić. Niezwykle ciężki był dla niej rok 2011, w którym rozegrała zaledwie 14 spotkań (w trzech skreczowała), z czego trzy w kwalifikacjach. W I rundzie Wimbledonu przegrała z Marią Szarapową i już do końca roku pauzowała z powodu kontuzji kostki. W efekcie wypadła spoza Top 200 rankingu.
[wrzuta=3MGfSadSFPT,amonte]
Jej powrót nastąpił w styczniu 2012 roku. Wtedy przyleciała do Hobart jako "najseksowniejsza kobieta-polityk w rosyjskiej Dumie", a raczej niedoszła. Czakwetadze w grudniu 2011 roku wzięła udział w wyborach parlamentarnych. Jej partii (Słuszna Sprawa) zabrakło niecałego procenta głosów, aby dostać się do Dumy. - Poznałam kilka nowych osób i byłam z tego zadowolona. Wspaniale było sprawdzić się w innym świecie - mówiła Rosjanka. - Jeśli moja partia poprosi mnie, by dla niej coś zrobić, odpowiem, że teraz dla mnie priorytetem jest sport. Spędzam dnie na korcie. Tenis jest na pierwszym miejscu. Jako 234. rakieta świata doszła w Hobart do ćwierćfinału i w meczu z Shahar Peer na początku III seta skreczowała. Już w 2011 roku przytrafiły się jej zawroty głowy, raz nawet zemdlała na korcie (w Dubaju w meczu II rundy z Karoliną Woźniacką). - Kiedy przydarzyła mi się choroba w Dubaju byłam w bardzo dobrej kondycji. Cieszyłam się w końcu ze sposobu, w jaki grałam. Świetnie czułam piłkę. Odnalazłam moją grę ponownie i naprawdę byłam gotowa do rywalizacji. A potem się rozchorowałam. Teraz jestem w 100 proc. zdrowa - to mi już nie przeszkadza - mówiła pod koniec grudnia 2011 roku. Jednak w Hobart znowu musiała zejść z kortu przedwcześnie.
Czakwetadze urodziła się w Rosji. Jej ojciec, były zawodowy piłkarz (grał w barwach Torpedo Kutaisi), jest Gruzinem, a mama Ukrainką. Jakie były jej początki z tenisem? Mała Ania uczyła się gry na fortepianie, ale gdy odkryła korty tenisowe porzuciła muzyczne zamiłowanie. - Gdy masz osiem lat pragniesz być w ruchu, grać w różne zabawy i we wszystko - mówiła w 2004 roku dla New York Times o swoich doświadczeniach z tym muzycznym instrumentem. Jednak pewnego dnia mama zaproponowała jej grę w tenisa, na co Rosjanka odpowiedziała: -Byłoby świetnie. A gdy już spróbowała białego sportu stwierdziła: - Dobrze, koniec z fortepianem. Chcę grać w tenisa. I tak w wieku ośmiu lat Ania została posłana do jednej z wielu tenisowych szkół, jakie w tym czasie powstały w całym kraju.
Rosjanka jest również miłośniczką piłki nożnej. Podobnie jak jej tata Dżamal wspiera AC Milan (bardzo lubiła Andrija Szewczenkę). Największą jej sportową miłością została jednak biała dyscyplina. - Po tym jak zaczęłam się pasjonować tenisem, cała reszta stała się historią - stwierdziła. Czakwetadze nigdy nie lubiła rozprawiać o swoim życiu osobistym, choć bardzo często pytano ją czy ma chłopaka. Mówiła, że jest typową dziewczyną. Uwielbia zakupy, czekoladę i kwiaty, szczególnie róże. Bardzo pociąga ją biżuteria, ale sprawiała wrażenie trochę zakłopotanej, gdy o tym mówiła. Inne jej ludzkie słabości to samochody sportowe, szczególnie Ferrari oraz wspomniana piłka nożną, w którą lubi grać z przyjaciółmi i młodszym bratem. Jest fanką Johnny'ego Deppa, ale w swoim domu woli oglądać rosyjskie filmy i słuchać rodzimej muzyki.
W 2010 roku, który ukończyła na 56. miejscu, mówiła: - Moim celem jest znalezienie najlepszego sposobu gry. I wtedy sukces z całą pewnością przyjdzie. Tak naprawdę wybita traumatycznym przeżyciem z rytmu mentalnego i fizycznego, nie potrafiła znaleźć tego sposobu, czy też odzyskać tej płynnością na każdej tenisowej płaszczyźnie, którą imponowała wcześniej. Bardzo dużo eksperymentowała i nie mogła się zdecydować, jaki styl jest bliższy jej targanej przeciwnościami losu naturze. Czy postawić na agresywną, pełną kreatywności grę z kontry czy może na bardziej ofensywny grę, ryzykując większą ilość niewymuszonych błędów. W efekcie jej tenis stał się szarpany, z dużą ilością prostych błędów bez wyraźnej poprawy jakości w grze ofensywnej. Po raz ostatni na korcie mogliśmy ją zobaczyć we wrześniu 2012 roku w Taszkencie. Będąc wtedy 261. rakietą świata, dotarła jako kwalifikantka do II rundy, w której przegrała z Galiną Woskobojewą.
11 września 2013 roku Czakwetadze ogłosiła, że już więcej nie zobaczymy jej na zawodowych kortach. - Myślałam, że moje życie podczas tamtej nocy dobiegło końca - powiedziała w telefonicznym wywiadzie dla New York Times, wracając do koszmaru grudniowej nocy. - Oni mieli broń i nie wiedzieliśmy co zamierzają zrobić. To nie był przypadkowy atak. Bandyci zażądali zegarka Rolex, który Rosjanka otrzymała podczas niedawnego meczu pokazowego w Belgii. A opuszczając dom ostrzegli ją: - Graj dalej. Przyjdziemy jeszcze raz. Napad był jednym z wydarzeń, które doprowadziły do przedwczesnego zakończenia kariery przez blondynkę z Moskwy. Swoje zrobiły też wspomniane liczne kontuzje, w ostatnim etapie szczególnie dotkliwe okazały się problemy z kręgosłupem.
[wrzuta=3aUXQcNDHU1,amonte]
- Mentalnie całkowicie o tym zapomniałam w ciągu kilku dni. Szczególnie trudne były pierwsze dwa dni, ponieważ wszyscy do mnie dzwonili i pytali 'Anna, jak się czujesz?' Jednak sezon 2008 był ciężki. Z powodu rabunku nie miałam okresu przygotowawczego i trudno było naprawić wszystko naraz podczas turniejów w Australii na początku roku. Nie mogłam trenować i byłam trochę kontuzjowana. Patrząc wstecz, to był czas, gdy potrzebowałam kilku tygodni przerwy, ale zamiast tego grałam co tydzień, a mój organizm nie był na to przygotowany - wspominała Rosjanka. Kontuzja pleców ciągnęła się za nią praktycznie od 2010 roku aż do końca kariery. Po kilku powrotach w końcu podjęła decyzję o odejściu. I na koniec wypomniała sobie kilka błędów. - Gdybym mogła cofnąć czas, starałabym się więcej słuchać mojego ciała. Nie naciskałabym na siebie tak mocno. Gdy w 2011 roku byłam poza grą przez siedem miesięcy, chciałam trenować więcej, by stać się lepszą zawodniczką. Jednak gdy masz przerwę, musisz spokojnie zacząć od nowa. Może było zbyt dużo pośpiechu z mojej strony i nie byłam gotowa na cały trening, jaki na siebie nałożyłam.
Rosjanka zwróciła też uwagę na rosnący problem kontuzji w tenisie, obwiniając za taki stan rzeczy same zawodniczki. - Myślę, że tenisistki mają kontuzje, ponieważ nie robią sobie przerw, gdy ich potrzebują. Starają się dać z siebie zbyt dużo, grać co tydzień. Niektóre turnieje są obowiązkowe, a w innych grają, bo podpisały kontrakty. Jednak czasami nie grasz najlepiej, nie jesteś w formie i może lepiej byłoby odpocząć. Nie jest łatwo dostrzec ten moment, kiedy przestać. Jeśli miałaś zły tydzień chcesz to od razu poprawić, ale w dłuższej perspektywie to nie jest zdrowe. Czakwetadze ciągle pozostaje przy tenisie, jako komentatorka wielkoszlemowych turniejów oraz trenerka niektórych rosyjskich juniorów. Sama zdała sobie sprawę, że nie jest w stanie już skutecznie rywalizować z młodszymi tenisistkami. - Czasem, gdy oglądam tenis chcę być na turniejach, aby porozmawiać z dziewczynami. Tęsknię za rozgrywaniem meczów. Brakuje mi tego uczucia, gdy grasz dobrze, jesteś w formie i uważasz, że tak wiele możesz osiągnąć. Niestety musiałam zrezygnować. Myślałam, że będę kończyć dużo później niż w wieku 26 lat, ale tak się nie stało.
Czakwetadze przed 18 grudnia 2007 i po tym dniu to tak jakby dwie różne tenisistki, dwie różne kobiety. - Od tamtej pory staram się cieszyć chwilą, zamiast myśleć o tym co mogłoby być lepiej. Podczas tamtej nocy myślałam, że to już jest koniec albo przynajmniej, że już nigdy nie będę w stanie grać. Wiele rożnych rzeczy przemknęło przez moją głowę, ale teraz już o tym nie myślę. Rosjanka jednak zostawiła sobie jakąś furtkę na przyszłość. - Nigdy nie mów nigdy. Nigdy nie wiadomo, co wydarzy się w ciągu następnych kilku dni. Kto wie co stanie się, powiedzmy, w ciągu trzech lat? W ostatnich latach było tak wiele tenisistek, które zdecydowały się wrócić. Może i ja poczuję się lepiej i wrócę. Zobaczymy.
- Teraz jestem daleko od numeru pięć na świecie. Mocno walczyłam, ale w końcu odniosłam zwycięstwo - mówiła Czakwetadze w 2010 roku w Portorożu, po swoim ostatnim triumfie w głównym cyklu. - Ostatni rok był dla mnie naprawdę ciężki, mam nadzieję że w tym roku będzie lepiej. Nie jestem na tym samym poziomie, ale jestem blisko. Wierzyła, że będzie lepiej, ale liczne kłody, jakie napotkała na swojej drodze w końcu złamały jej opór. Jest to przykład kariery niedokończonej, której nie dano szansy, aby potoczyła się właściwym torem. Mentalnie wzmocniona półfinałem US Open 2007, Czakwetadze miała prawo wierzyć, że najpiękniejsza z chwil jej kariery jest dopiero przed nią. I znowu się okazało, że snucie planów nawet na niedaleką przyszłość nie ma najmniejszego sensu, bo wszystko to może w jednej chwili rozsypać się, jak domek z kart. "Chwila, która trwa może być najlepszą z Twoich chwil." - to cytat z innej piosenki zespołu Dżem. Czakwetadze miała sporo miłych chwil w swoim krótkim tenisowym życiu, ale utrudniono jej walkę o to, by jedna z nich stała się tą nieskończenie piękną.