W tenisowym kalendarzu pod szyldem "mistrzostwa Polski" w ciągu roku jest naprawdę dużo turniejów. W każdej kategorii wiekowej jest impreza halowa i na kortach otwartych, do tego dochodzą mistrzostwa drużynowe, które również podzielone są w ten sam sposób. Zawodnicy w Polsce nie mogą więc narzekać na nudę, ale czy te imprezy przynoszą tenisistom jakiekolwiek korzyści?
Dwa lata temu po halowej imprezie w Szczecinie ukazał się artykuł Anny Niemiec, która próbowała dociec, komu potrzebne są mistrzostwa Polski w tenisie. Czy od tamtej pory coś się zmieniło?
To, że od lat zawodnicy i zawodniczki, którzy na stałe goszczą w Top 100 światowego rankingu, omijają krajowe imprezy - nikogo nie dziwi. W lutowej edycji Halowych Mistrzostw Polski na starcie nie stawili się niektórzy tenisiści, odnoszący już sukcesy na światowych arenach, a w tym samym czasie nie biorący udziału w żadnym turnieju. Najlepszym tego przykładem jest Marcin Gawron. W Sopocie nie wystąpił także Mateusz Kowalczyk, który specjalizuje się w deblu, ale tenisista nie opuścił odbywających się kilkanaście dni później Halowych Drużynowych Mistrzostw Polski, gdzie z Górnikiem Bytom wywalczył srebrny medal. Skoro niektórzy zawodnicy wolą przez tydzień potrenować niż wziąć udział w najcenniejszej (?) imprezie na szczeblu krajowym, pojawia się sygnał, że coś jest nie tak.
Mimo wszystko, co roku pewna grupa zawodników decyduje się na start w walce o medale. Zdarzyło się to także Jerzemu Janowiczowi w 2011 roku, kiedy impreza gościła w jego rodzinnym mieście, co jest dobrym argumentem za tym, by wziąć udział w takim turnieju.
W kwestiach organizacyjnych bywa różnie, ale jednak gorzej jest podczas turniejów halowych. Tu problemem są głównie obiekty, w których rozgrywane są zawody, bo najczęściej znajduje się w nich za mało kortów. W Łodzi hala skonstruowana jest tak, że o większej publiczności można zapomnieć. Przy boiskach po prostu nie ma miejsc dla kibiców, nie jest przystosowana do większych turniejów. Ubiegłoroczne Halowe Mistrzostwa Polski odbyły się raczej bez większych problemów, zawodnicy byli zadowoleni z nagród, a poziom spotkań był naprawdę wysoki. Szkoda, że tak niewielu sympatyków tenisa mogło je oglądać.
Gorzej było w lutym w Sopocie, gdzie impreza seniorska rozgrywana była w hali należącej do Sopockiego Klubu Tenisowego. Mecze turniejowe rozgrywano na trzech kortach (singiel i debel, zarówno kobiet, jak i mężczyzn), a na czwartym korcie o zupełnie innej nawierzchni, prowadzono treningi klubowe. Zawodnicy mieli możliwość trenowania na tym korcie, jeśli akurat był wolny, ale... za opłatą. To kolejny wydatek dla tenisistów, którzy musieli sami zapewnić sobie nocleg czy wyżywienie, bo koszty te nie były pokrywane przez organizatorów. W tenisowych mistrzostwach to norma, w innych dyscyplinach zdarza się, że sportowcy mają to opłacone.
W puli nagród Halowych Mistrzostw Polski w Sopocie znalazło się 20 tysięcy złotych do podziału dla kobiet i mężczyzn. Zwycięzca, czyli mistrz Polski, mógł dopisać do swojego konta dwa tysiące złotych (od tej kwoty należy jednak odjąć podatek), finalista dostawał 1400 złotych, półfinalista - 800, a ćwierćfinalista - 200. W grze podwójnej para mistrzowska otrzymywała 1500 złotych (do podziału), a finaliści - 900. Jeszcze kilka lat temu zdarzały się takie mistrzostwa, że debliści nie otrzymywali żadnych nagród pieniężnych, więc łatwo się domyślić, dlaczego specjaliści od gry podwójnej omijają tę imprezę szerokim łukiem.
Podczas mistrzostw Polski finansowo bardzo ciężko jest coś zyskać. O ile przed rokiem w Łodzi nagrody były satysfakcjonujące, w tym roku już tak nie było, a o puli nagród tenisiści dowiedzieli się niedługi czas przed rozpoczęciem zawodów. Żeby dojść do ćwierćfinału i otrzymać 200 złotych nagrody, należało wygrać dwa mecze, a co za tym idzie - spędzić w Sopocie przynajmniej trzy dni. Nocleg, wyżywienie i ewentualne wynajęcie kortu znacznie przewyższa kwotę, którą zawodnik mógł zarobić. Warto również wspomnieć o wpisowym w wysokości stu złotych, które każdy startujący musi uiścić. W turnieju singlowym bierze udział 64 tenisistów (32 kobiety i 32 mężczyzn), do tego dochodzą eliminacje oraz zdarzają się zawodnicy, którzy startują tylko w grze podwójnej (wtedy wpisowe jest niższe).
Łatwo wywnioskować, że tylko zwycięzcy mogliby cieszyć się z ewentualnego zysku po starcie w HMP. No właśnie - mogliby, bo wciąż ci najlepsi nie otrzymali nagród za osiągnięte wyniki. Debliści otrzymali wynagrodzenia od razu, zawodnicy za singla powinni dostać je na konto, a minęły już trzy tygodnie od zakończenia imprezy.
Tenisiści decydując się na start w HMP w Sopocie poczynili pewną inwestycję, musieli sami zapłacić za swój pobyt w kurorcie, a w zamian mogli rozegrać kilka spotkań w warunkach halowych. Kilkoro z medalistów nie musiało się tam pojawiać, bo w swoich "kolekcjach" mieli już trofea z halowych mistrzostw. Zagrali, wygrali i jeszcze musieli do tego dołożyć. W jaki sposób organizatorzy chcą zachęcić polskich tenisistów do udziału w krajowych mistrzostwach?
Polub i komentuj profil działu tenis na Facebooku, czytaj nas także na Twitterze!