Pierwszy w dziejach polskiego tenisa singlowy finał w Wielkim Szlemie (cztery najważniejsze turnieje zaczęto tak jednak nazywać dopiero po wojnie), autorstwa pierwszej damy naszego białego sportu. Jadwiga Jędrzejowska na wimbledońskiej trawie co roku osiągała wyższą rundę (1934 - 1/8 finału, 1935 - ćwierćfinał, 1936 - półfinał), by w wieku 24 lat wejść do finału.
W prasowych rankingach przedstawionych przez Wallisa Myersa ("Daily Telegraph") i Johna Olliffa ("Daily Mail") Jędrzejowska była zawodniczką Top 10 między 1936 a 1939 rokiem, w 1937 roku została sklasyfikowana na trzeciej pozycji. Z dzisiejszej perspektywy to był najlepszy sezon w jej karierze, bo dotarła także do finału mistrzostw USA, a wcześniej do półfinału w Paryżu.
Finał kobiet Wimbledonu w 1937 roku odbył się w sobotę, 3 lipca. Dzień wcześniej tytuł zdobył Kalifornijczyk Donnie Budge, który rok potem jako pierwszy człowiek wywalczył Wielkiego Szlema - wygrał w tym samym roku Wimbledon, mistrzostwa Francji, Australii i Stanów Zjednoczonych.
Zdrętwieli po czubki wąsów
Jadwiga Jędrzejowska w meczu o mistrzostwo Wimbledonu uległa 2:6, 6:2, 5:7 Dorothy Round, reprezentantce gospodarzy.
Brytyjczycy cieszyli się z triumfu swojej zawodniczki, choć - jak czytamy w relacji dziennika "The Times" - "przez kilka chwil finału [jej] porażka wydawała się nie do uniknięcia". Ale w trzeciej partii "panna Jędrzejowska, być może zatrwożona z powodu obecności piętnastu tysięcy widzów wokół niej, straciła wszystkie swoje uderzenia, do momentu aż było jej w ogóle trudno zmieścić piłkę w korcie".
Round była na fali na początku pojedynku, kiedy zamknęła seta 6:2. W relacji "The Timesa" pojawia się cytat z Po drugiej stronie lustra Lewisa Carrolla: « Król mówił: "Kochana, zapewniam cię, że zdrętwiałem aż po czubki wąsów!" » (w przekładzie Roberta Stillera), odnoszący się do tego, że tak samo jak król czuło się wielu obserwatorów finałowego starcia.
Reporter zastanawia się, czy o stracie przez Round drugiej partii zadecydowało bardziej to, że Brytyjka "próbowała robić za wiele, czy może to podmuchy wiatru wpłynęły na kontrolę [przez nią gry]". I tak, kiedy Round "męczyła się wyrzucając podcinany forhend" i "notując jeden albo i dwa podwójne błędy serwisowe", Jędrzejowska "zmieniała tempo i zaliczała wygrywające uderzenia, mimo że nigdy nie widzieliśmy w jej forhendzie tej co kiedyś kontrolowanej mocy".
Tak, to była kwestia nerwów: Round okazała się spokojniejsza od rywalki w krytycznym momencie. - Gdy w trzecim secie Jędrzejowska zwiększyła jeszcze tempo, myślałam że już po mnie - mówiła Brytyjka "Przeglądowi Sportowemu". "The Times" komentuje sprawę jasno: "Nikt nie mógł oprzeć się wrażeniu, że gdyby panna Jędrzejowska uderzała wszystko z tak stanowczą siłą, jak czyniła to przeciw pannie Marble, to pierwsze polskie nazwisko pojawiłoby się na honorowej liście Wimbledonu".
Bo Jędrzejowska dała popis w półfinale. "Alicja miała trochę więcej przygód w Krainie Czarów niż panna Alice Marble przeciw paraliżującemu rytmowi panny Jędrzejowskiej" - komentował "The Times".
Krakowianka w walce o finał pokonała Marble, mistrzynię USA, dziś członkinię międzynarodowej galerii sław, która już po przegranym przez "Dża-dżę" finale pocieszała ją: - Dżed powinna była wygrać, bo jest najlepszą tenisistką świata, ale ma fatalne nerwy i kompleks niższości. Gdy prowadziła 4:2, przestraszyła się, że... może wygrać.
Pogodna porażka
Gra o tytuł przeciw Round była w opinii angielskiej prasy najbardziej dramatycznym finałem tego Wimbledonu, a korespondent "Sunday Express" napisał wręcz, że był to najlepszy finał, jaki widział: "Jędrzejowska dysponowała niebezpiecznym drajw-forhendem, a przy siatce była nawet lepsza od Round. Decydującą rolę w zwycięstwie Angielki odegrała jej większa regularność i odwaga w krytycznym momencie trzeciego seta".
- Nie potrafiłam utrzymać ostrego tempa, jakie sobie narzuciłam - tłumaczyła się niedługo po meczu Jędrzejowska w rozmowie z "Przeglądem Sportowym". - A poza tym te double-faulty [podwójne błędy serwisowe]! Osiem w jednym meczu! To chyba najlepiej pokazuje moje zdenerwowanie.
Według Jerzego Sokołowa z "Przeglądu Sportowego", Jędrzejowska zniosła porażkę "z godnością i pogodą".
- Duży procent niepowodzenia mego przypisuję również temu - dodała Jędrzejowska - iż nigdy przedtem z Round nie grałam. (...) Teraz, gdy znam styl Angielki, nie dałabym się tak przez nią zwodzić, jak w pierwszym secie.
Bill Tilden, wielkoszlemowy rekordzista przed wojną, w roli dziennikarza pisał: "Mecz był wspaniały. Odwaga i zacięcie, z którymi obie tenisistki walczyły w niesamowitym upale godne są największego podziwu. W drugim secie tempo narzucone przez Polkę było fenomenalne. W trzeciej partii zgubiły Jędrzejowską nerwy, bo popełniała za dużo podwójnych błędów serwisowych i to załamało ją zupełnie".
3 lipca było w Londynie okropnie gorąco. Ale choć Jędrzejowska "została jakby stworzona do biegania", nie ulegało wątpliwości, że zawiodła ją głowa. Przegrała do zera (dwa auty z bekhendu, forhend w siatkę i podwójny błąd serwisowy) podanie na 4:4, "kiedy wszyscy wiedzieliśmy, że to mogły być cztery asy".
Wszyscy widzieli także, że "budzący postrach forhend" Jędrzejowskiej ustępował bekhendowi Round. Okazało się, że próbująca utemperować rywalkę mocnymi przyłożeniami Polka natrafiała na "błyskawiczne" riposty. "Wtedy mogła poczuć, że to nie jest jej dzień" - pisze "The Times". Widowisko było ciekawe, bo Jędrzejowska oprócz swojej głównej broni lubowała się także w dropszotach z bekhendu.
Chwała pokonanym
Round wystąpiła w finale Wimbledonu już po raz trzeci. Przeciw Jędrzejowskiej - "choć to nie był jej najlepszy mecz", zagrała lepiej niż trzy lata wcześniej, kiedy została mistrzynią turnieju po raz pierwszy.
Goniąc rywalkę w decydującej partii, odzyskała precyzję uderzeń. Według "The Timesa", jeszcze przy 5:5, chwilę po tym jak broniła meczboli od 0-40, mecz był dla Jędrzejowskiej do wygrania. Serwowała Round - serwowała asy. Jerzy Sokołów relacjonował ostatniego gema z kortu centralnego: "Round wali return w siatkę, 15-0. Double-fault, po 15. Drajw w siatkę, 15-30. Bekhend w out, 15-40. Denerwująca wymiana i po raz ostatni Jędrzejowska posyła drajw w out".
Jędrzejowska trzymała rakietę przy końcu rączki, co nadawało uderzeniom maksimum mocy. Jak na podstawie archiwalnych zdjęć zauważa François Lacaze, zajmujący się badaniami nad techniką w tenisie, używała do forhendu uchwytu western. Zamach przygotowywała "z doskonałym współdziałaniem ramienia, przedramienia i nadgarstka" - twierdzi autor serwisu Tennis Recherche, cytowany przez portal Ubitennis.
"Pierwszego seta przegrałam 2:6. Grałam nerwowo i raczej źle" - opowiadała Jędrzejowska, piórem Kazimierza Gryżewskiego, w swojej autobiografii, Urodziłam się na korcie. "Rywalka za to grała fantastycznie. W drugim secie doszłam do siebie i wygrałam 6:2. Udałyśmy się potem do szatni na 10-minutową przerwę. Po powrocie na korcie była niesamowita cisza. Grałam jak w transie. Prowadziłam 4:2 i 30-15 [przy serwisie Round]. Oczywiście wówczas zaczęły przychodzić do głowy głupie myśli. Mogłam przecież zostać mistrzynią świata. Nie wiem, co się stało".
W sobotni wieczór, po finale kobiet i oficjalnym zamknięciu turnieju, w Grosvenor House odbył się tradycyjny bal, na 600 osób. Podczas toastu Sir Samuel Hoare, szef brytyjskiej federacji, wywołał mistrzów Wimbledonu. Zarówno Budge, jak i Round upomnieli się o docenienie swoich finałowych rywali: barona von Cramma i panny Jędrzejowskiej.
krzysztof.straszak@sportowefakty.pl
Dziękuję.