Dajcie mi znowu Montañésa - wywiad z Andriejem Kapasiem, halowym mistrzem kraju

Andriej Kapaś w ciągu ostatniego roku zdobył tytuł deblowy w turnieju ATP Challenger Tour, tytuł singlowy w imprezie rangi ITF i został halowym mistrzem Polski. W rozmowie z portalem SportoweFakty.pl opowiada o tym, co było punktem kulminacyjnym w jego karierze, o powołaniu na zgrupowanie Pucharu Davisa i celach na sezon.

W tym artykule dowiesz się o:

Dominika Pawlik: Zdobył pan dwa złote medale podczas halowych mistrzostw Polski w Łodzi, w grze pojedynczej i podwójnej. Co było najtrudniejsze w drodze po triumf w singlu?

Andriej Kapaś: Kluczowym pojedynkiem był mecz z Adamem Chadajem, gdzie udało mi się obronić dwie piłki meczowe. Zmęczenia nie było, ponieważ wiedziałem, że czeka mnie długi i ciężki mecz, mogłem się dobrze do niego przygotować.

Czołowi polscy tenisiści omijają takie imprezy, dawno nie występowały siostry Radwańskie, Łukasz Kubot czy Michał Przysiężny. Z czego pana zdaniem wynika ich nieobecność?

- Jeżeli chodzi o czołówkę, to większość z nich ma już tytuły mistrzowskie, poza tym zazwyczaj terminy mistrzostw Polski kolidują ze startami na arenach międzynarodowych.

Jak zaczęła się pana przygoda z tenisem?

- Zacząłem grać w tenisa w bardzo wczesnym wieku, bo już jak miałem cztery latka. Moja mama była tenisistką i pod jej okiem stawiałem swoje pierwsze kroki na korcie. Zaczynałem trenować w Katowicach-Janowie. Mama była tam trenerką, później przenieśliśmy się do Zabrza i tak jest do tej pory.

Kto jest teraz pana trenerem?

- Trenuję pod okiem Grzegorza Gelmudy w Zabrzu, w klubie Mostostal, natomiast jestem zawodnikiem AZS Poznań, gdzie również zdarza mi się trenować.

Według oficjalnej strony federacji tenisowej ITF, ulubioną pana nawierzchnią jest hard.

- Zgadza się, lubię grać na nawierzchni twardej, zwłaszcza na betonie i to jest nawierzchnia, na której najlepiej się czuję.

13 lutego osiągnął pan najlepsze wyniki rankingowe w karierze. W singlu było to 572. miejsce, a w deblu 219. pozycja. Jakie są pana cele na ten sezon?

- Tak, to moje najwyższe rankingi. Chciałbym się skupić zarówno na singlu, jak i na deblu. Chcę awansować do pierwszej dwusetki debla i do Top 400 w singlu: na tym będę się koncentrować.

Jakie są kolejne pana plany startowe?

- Po halowych mistrzostwach Polski od razu polecę na dwa futuresy na Ukrainę. Dalsze moje plany startowe nie są jeszcze sprecyzowane. W Polsce zamierzam uczestniczyć tylko w turniejach ITF Men's Circuit i ATP Challenger Tour.

Wspierał pan reprezentację Polski podczas meczu Pucharu Davisa z Madagaskarem - w jakiej roli?

- Byłem powołany do składu reprezentacji. Od początku było wiadomo, że na pierwszych rakietach zagrają Jerzy Janowicz i Grzegorz Panfil, ja byłem rezerwowym singlistą. Nie mogłem jednak grać, bo przepisy Pucharu Davisa są takie, że wyłącznie czterech zawodników nominowanych może występować, natomiast ja byłem powołany na zgrupowanie i cieszę się, że mogłem tu być z chłopakami, trenować i ich wspierać.

Na konferencji Janowicz powiedział, że bardzo podoba mu się to, że przez tydzień jesteście razem i spędzacie wspólnie czas. Jak ważna jest atmosfera podczas takiego zgrupowania?

- Myślę, że dobra atmosfera podczas rozgrywek drużynowych jest jednym z najważniejszych punktów. Jeżeli jest dobra atmosfera, to wszyscy się dobrze czują, są żądni zwycięstwa. Byłem po raz pierwszy powołany, to dla mnie bardzo fajne doświadczenie. Z chłopakami mamy bardzo dobry kontakt: z Grześkiem i Jerzykiem. Niestety Marcin [Matkowski] i Mariusz [Fyrstenberg] mieszkali w domu, więc troszkę mniej czasu z nimi spędzaliśmy, ale razem regenerujemy się w szatni i na korcie [śmiech], więc wszystko jest jak najbardziej w porządku.

Podczas turniejów trzymacie się razem?

- Jeżeli chodzi o turnieje międzynarodowe, to często jest tak, że niestety jeździ się samemu, jest się powiedzmy jedynym zawodnikiem z danego kraju w drabince. Zdarza się też tak, że jedzie się większą grupą, np. w 3-4 osoby, wtedy trzymamy się razem i to pomaga.

W następnej rundzie zmierzycie się z Estonią, która pokonała Luksemburg 5:0. Jak pan ocenia szanse polskiej reprezentacji?

- Na pewno mamy szanse na awans, mamy dobrych zawodników. Z tego, co wiem, przeciwko Estonii ma wystąpić Łukasz Kubot, będzie to bardzo mocny punkt drużyny. Mamy czołowych deblistów i naprawdę dobrych singlistów. Mecz ma być rozgrywany na nawierzchni ziemnej. Jeżeli chodzi o Estonię, to tam na pierwszej rakiecie wystąpi Jürgen Zopp, sklasyfikowany na początku drugiej setki rankingu ATP. Wydaje mi się, że jesteśmy faworytami w tym meczu.

Duże wrażenie zrobił pan podczas spotkania I rundy turnieju ATP Challenger Tour w Szczecinie urywając seta Albertowi Montañésowi.

- Byłem zadowolony z meczu z Montañésem, był to jeden z moich najlepszych występów w karierze. Z jednej strony trochę pechowo, że trafiłem na zawodnika notowanego na 40. miejscu, ale z drugiej strony bardzo dużo ten mecz mi dał. Udało mi się wygrać seta, pierwsze dwie partie zakończyły się w tie breakach, więc bardzo równa gra. Może przy odrobinie szczęścia udałoby mi się wygrać pierwszego seta i zakończyć ten mecz na moją korzyść. Mimo wszystko jestem z tego meczu zadowolony, było to dla mnie bardzo duże doświadczenie i przeżycie. Dodatkowo tak się złożyło, że wygraliśmy wtedy z Marcinem Gawronem debla, więc był to dla nas olbrzymi sukces. Od tego momentu uwierzyłem w siebie i zacząłem coraz lepiej grać.

Współpraca deblowa na korcie z Marcinem Gawronem po tym triumfie będzie kontynuowana?

- To zależy od turnieju. Powiedzieliśmy sobie z Marcinem na początku tego roku, że jeżeli zdarzy się taka sytuacja, że będziemy wspólnie startować w jakichś turniejach, to będziemy ze sobą grali, tak jak to miało miejsce we Francji. Wspólnie wystartowaliśmy w turnieju ITF w miejscowości Feucherolles, doszliśmy do finału. Niestety pechowo przegraliśmy 9-11 w super tie breaku. Jeżeli ponownie będzie okazja, to będziemy kontynuować wspólne występy.

W sierpniu Mateusz Kowalczyk w rozmowie z naszym portalem bardzo chwalił sobie wspólną z panem grę podczas letniego cyklu ITF w Polsce. Czy w przyszłości ta współpraca może zostać odnowiona?

- Z Mateuszem Kowalczykiem wygraliśmy w Bydgoszczy, byliśmy w półfinale w Olsztynie, pod koniec sezonu wystąpiliśmy podczas challengera w Austrii i w futuresie w Czechach. Teraz Mateusz ma nieco inne plany, bardziej preferuje grę na ziemi, ja jeszcze chciałbym pograć trochę w hali i przez to nasze plany troszkę się rozdzielają. Bardzo dobrze wspominam wspólne występy, nieźle nam się razem grało. Jednak Mateusz jest bardziej nastawiony na debla, szuka turniejów i punktów w nich bardziej pod grę podwójną. Dla mnie priorytetem wciąż jest gra pojedyncza, więc w dużej mierze patrzę na singla. Przez to wybieramy różne turnieje.

Jak wygląda kwestia finansowa?

- Nie mam aktualnie sponsora. Radzę sobie sam. Gram w lidze w Niemczech i jestem wspierany przez klub AZS Poznań. Reszta to są moje własne środki. W tej chwili nie dostaję żadnych środków od Polskiego Związku Tenisowego.

Źródło artykułu: