W ostatnim meczu czwartej rundy turnieju rangi WTA 1000 w Miami doszło do rywalizacji Igi Świątek z Eliną Switoliną. Polka w poprzednich starciach miała problemy i można było się spodziewać, że trudno będzie i tym razem.
Nasza tenisistka potrzebowała ostatecznie ponad dwóch godzin, żeby odnieść końcowy triumf. Awans do ćwierćfinału dało jej zwycięstwo wynikiem 7:6(5), 6:3. Warto zaznaczyć, że tenisistki nie tylko walczyły ze sobą, ale także z trudnymi warunkami.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie Polska siatkarka zaskoczyła. W takiej stylizacji jej nie widzieliście
- Bez dwóch zdań nie grało się łatwo. Na początku obie robiłyśmy zdecydowanie więcej błędów niż w jakimkolwiek meczu przeciwko sobie. Poziom podniósł się od tie-breaka pierwszego seta i cieszę się, że to ja byłam solidniejsza - powiedziała po spotkaniu Świątek w rozmowie z Canal+.
W ostatnim gemie tej rywalizacji wiceliderka światowego rankingu WTA prowadziła 30:15, gdy otrzymała upomnienie. Doszło do tego po tym, jak przekroczyła limit czasu na serwis.
- To już tradycja. Takie są zasady, przestałam się tym przejmować. Faktycznie, strasznie się z nas lało, nawet do oczu wpadał ten pot. Nie ma to znaczenia, jeśli zaserwuje dobry serwis po tym ostrzeżeniu - podkreśliła Polka.
Nasza tenisistka nie była zdziwiona tym, ile kibiców śledziło jej starcie z perspektywy trybun. W końcu po raz pierwszy w Miami rywalizowała w sesji wieczornej, a mecz przedłużył się tak, że do zakończenia doszło dopiero po północy czasu lokalnego.
- Grałam już sporo takich meczów i staram się do tego dostosować. Te sesje zawsze będą, więc nie ma co o tym dyskutować. Stadion trochę opustoszał, ale nic dziwnego, sama bym pewnie nie oglądała meczu o tej porze - przyznała Świątek.
Drugą rakietę świata czeka teraz dzień przerwy. Na środę zaplanowano jej pojedynek z Filipinką Alexandrą Ealą. Chociaż tenisistki nigdy ze sobą nie rywalizowały, to nasza zawodniczka przypomniała, że trzy lata temu właśnie w Miami wspólnie trenowały.