Kilka dni temu zakończyła się sprawa dopingowa Jannika Sinnera. W jego organizmie wykryto w ubiegłym roku clostebol. Lider światowego rankingu przyjął następującą linię obrony - zakazana substancja znajdowała się w maści, której używał jego (były już) fizjoterapeuta. Tenisista zawarł ugodę z WADA, a jej efektem jest trzymiesięczne zawieszenie.
Wcześniej problemy miała także Iga Świątek - po tym, jak wykryto u niej śladowe stężenie trimetazydyny. Był to efekt przyjmowania zanieczyszczonej melatoniny. Polka także została oczyszczona z winy, a w jej przypadku zawieszenie trwało miesiąc.
Przypadki Włocha i Polki wywołały niepokój wśród innych zawodników. Aryna Sabalenka, liderka światowego rankingu, przyznała, że sytuacja Sinnera zmusiła ją do większej ostrożności. Jednej rzeczy już nie robi.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Maria Szarapowa zachwyciła w Davos
- Po prostu zaczynasz być ostrożniejsza. Na przykład wcześniej nie przejmowałam się tym, że zostawię szklankę wody i pójdę do toalety w restauracji, a teraz nie zamierzam pić z tej samej szklanki wody. Po prostu stajesz się zbyt świadoma pewnych rzeczy i to wchodzi ci do głowy - ujawniła.
Sabalenka przekonywała, że obecny system antydopingowego ma zbyt wiele niedoskonałości. U zawodników budzi wręcz strach. - Po prostu za bardzo boję się systemu. Nie wiem, jak mogę zaufać systemowi - dodała.
Przypadek Jannika Sinnera, który został zawieszony od 9 lutego do 4 maja, wywołał debatę na temat sprawiedliwości kar w systemie antydopingowym. Niektórzy, jak Nick Kyrgios, kwestionują, czy kara dla Włocha jest adekwatna w porównaniu do innych przypadków - np. Simony Halep.
Rumunka stosowała zanieczyszczone odżywki, ale nie mogła liczyć na łagodną karę. Wprawdzie jej czteroletnia kara została skrócona do dziewięciu miesięcy, ale po powrocie na kort nie przypominała już zawodniczki, jaką znali kibice. Niedawno zakończyła karierę.