2 godziny i 33 minuty - tyle czasu na korcie spędziła w środę (12 lutego) Iga Świątek. Nasza tenisistka musiała się napracować, żeby pokonać Lindę Noskovą.
Polka i Czeszka stoczyły trzysetowy bój po tym, jak Noskova triumfowała w premierowej odsłonie. Ostatecznie nasza tenisistka odwróciła losy meczu i zwyciężyła 6:7(1), 6:4, 6:4, meldując się w ćwierćfinale turnieju rangi WTA 1000 w Dosze.
- Każdy mecz z Lindą jest bardzo trudny i ten nie był wyjątkiem. Jestem dumna, że do końca meczu grałam solidnie, a to nie było łatwe z jej perfekcyjnym serwisem - wyznała Świątek w rozmowie na korcie.
ZOBACZ WIDEO: Matka legendy była w szoku. Zamiast Siódmiaka widokówkę wysłał... kolega
Następnie w rozmowie z Joanną Sakowicz-Kostecką z Canal+ Sport szczerze wypowiedziała się o premierowej odsłonie tej rywalizacji. - Na pewno nie jestem dumna z tego, że w pierwszym secie krzyczałam na siebie i narzekałam na wszystko. Długo zajęło mi pozbycie się tego i skupienie na pracy, ale z drugiej strony - z serwisem Lindy czułam się bezradnie, bo serwowała naprawdę fantastycznie. Czasami wręcz nie dotykałam piłki przez dwie minuty, bo serwowała za dobrze - stwierdziła.
Świątek nie ukrywała jednak radości z tego, że odwróciła losy meczu. - Było to wymagające i frustrujące, bo za bardzo nie mogłam nic na to poradzić, ale cieszę się, że docisnęłam w drugim i trzecim secie, bo wiedziałam, że nie da się tak grać w nieskończoność, że pojawią się szanse - przyznała.
Nasza tenisistka wyjaśniła też, że nie było jej łatwo, bo czasem nie mogła nic zrobić. Ostatecznie jednak wszystko ułożyło się dla niej pomyślnie i może już szykować się na hitowe starcie z rozstawioną z "piątką" reprezentantką Kazachstanu Jeleną Rybakiną.