W czwartek ujawniono, że Iga Świątek uzyskała pozytywny wynik testu antydopingowego. W jej organizmie wykryto śladowe ilości trimetazydyny. Z tego powodu Polka otrzymała miesięczne zawieszenie.
23-latka twierdziła, że zakazana substancja dostała się do jej organizmu z powodu zanieczyszczeń dozwolonego leku - melatoniny. Międzynarodowa Agencja ds. Integralności Tenisa uznała te argumenty i oczyściła ją z zarzutów.
Sprawa Świątek odbiła się szerokim echem w Rosji. W ostatnich latach wielu sportowców z tego kraju zostało bowiem zawieszonych za doping. Pojawiają się głosy, że międzynarodowe agencje stosują podwójne standardy wobec zawodników z Rosji i innych europejskich krajów.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie Co za figura! Piękna dziennikarka poleciała na wakacje
Jako przykład miejscowe media podają przypadek Kamili Walijewej. W jej organizmie w grudniu 2021 roku wykryto tę samą substancję, co u Świątek. Rosyjska łyżwiarka figurowa początkowo uniknęła kary, jednak w styczniu br. Światowa Agencja Antydopingowa nałożyła na nią czteroletnią dyskwalifikację liczoną od 25 grudnia 2021. Odebrano jej również wszystkie tytuły, jakie zdobyła od tego czasu. Były wśród nich również medale olimpijskie.
Okazuje się jednak, że nie wszyscy rosyjscy sportowcy są tak surowi w ocenie Świątek. Sprawę skomentowała Diana Sznaider, 13. tenisistka rankingu WTA. Jej zdaniem nie można porównywać sytuacji Polki i Walijewej.
- To są różne sporty, nie sądzę, aby właściwe było mieszanie ich tutaj. To zupełnie różne przypadki, więc nie ma o czym mówić - ucięła podczas konferencji prasowej zorganizowanej przy okazji turnieju North Palmyra Trophies.
Sznaider ma rację. Przypadki Wilijewej i Świątek są zupełnie inne. O zawieszeniu polskiej tenisistki orzekła ITIA, a dyskwalifikację dla Rosjanki zarządziła WADA. Należy też podkreślić, że organizacja kierowana przez Witolda Bańkę może jeszcze odwołać się do decyzji ws. wiceliderki rankingu WTA.