Dawid Góra: Trudno w to uwierzyć, łatwiej zrozumieć [OPINIA]

Zdjęcie okładkowe artykułu: PAP / RONALD WITTEK / Na zdjęciu: Iga Świątek podczas turnieju olimpijskiego
PAP / RONALD WITTEK / Na zdjęciu: Iga Świątek podczas turnieju olimpijskiego
zdjęcie autora artykułu

Nie będzie złotego medalu Igi Świątek na igrzyskach olimpijskich w Paryżu. Mecz miał inny przebieg niż te, w których Polka zaczynała od porażek przy swoich serwisach. Zabrakło konsekwencji i tego, czym Iga na ogół wygrywała – stabilności psychicznej.

W tym artykule dowiesz się o:

Za dużo piłek posłanych daleko od kortu, podwójnych błędów serwisowych, emocji wyrzuconych w powietrze z olbrzymią frustracją. Za mało sukcesywnie realizowanej taktyki. Iga przegrała z Zheng, bo ta, mimo słabszych momentów, bez choćby chwili przerwy, wierzyła w ostateczny triumf. Aż do 4:0 w drugim secie wszystko było pod kontrolą. Mimo że Iga przegrała pierwszy set, to w drugim, już niemal tradycyjnie, wręcz roznosiła rywalkę. I nagle przyszedł zwrot - moment, w który trudno uwierzyć. Bez wyraźnego powodu Iga zaczęła się mylić. Początkowo to na błędach Polki polegała jej porażka. Potem, znakomita Chinka wykorzystała moment słabości przeciwniczki i o odwrocie nie było mowy.

ZOBACZ WIDEO: "Prosto z Igrzysk". Radwańska też była prowokowana na korcie. "Trzeba być na to gotowym"

Czy trudno zrozumieć to, co stało się w czwartkowe popołudnie? Nie - Iga tak bardzo przyzwyczaiła nas do zwycięstw, że każda porażka wydaje się niespodziewana. Tyle że nieustanne wygrywanie nie jest możliwe, a każdy kolejny mecz najlepsza zawodniczka na świecie zaczyna z perspektywy broniącej - nigdy atakującej. To ona musi coś udowodnić. Dla Chinki natomiast każdy wynik, dosłownie każdy, byłby do przyjęcia. Nawet gdyby przegrała 0:6, 0:6 nikt by nie był zdziwiony. Iga od samego początku sezonu nastawiała się na igrzyska. Przynajmniej tak się wydaje. Nawet wygrany Roland Garros, jej ulubiony turniej, wydawał się być czymś w rodzaju przystanku do olimpijskiego złota. Kiedy mecz nie układa się po myśli faworyta, wszystko, co do tej pory z pietyzmem było układane w głowie, nagle się burzy. I to z głośnym hukiem długo rezonującym w bębenkach. Iga ma prawo przegrywać. Także na igrzyskach i także z rywalkami, z którymi do tej pory zwyciężyła wszystko, co dało się zwyciężyć. Szkoda, że nie wykorzystała atutu kortów, które tak bardzo jej pasują. Jednak z drugiej strony, jednym z zadań dla Polki na kolejne sezony zapewne będzie poprawa poziomu gry na innych nawierzchniach. Szczególnie na trawiastej, która wciąż stanowi piętę achillesową 23-latki. To wręcz nieprawdopodobne, że doczekaliśmy czasów, że w dyscyplinie, jaką jest tenis, czujemy niedosyt po przegranym półfinale, a mecz o trzecie miejsce nie jest nawet częściowym pocieszeniem. Po stronie Igi jest przełknięcie bólu i powrót do zwycięstw. Nie mam nawet cienia wątpliwości, że tak się stanie. Ale wcześniej mecz o brąz. Jego zdobycie pozwoliłoby Idze wyjechać z Paryża z podniesionym czołem. I to mimo niespełnionych własnych założeń. Dawid Góra, szef redakcji WP SportoweFakty

Źródło artykułu: WP SportoweFakty