Maja Chwalińska niepokonana od 11 pojedynków. "Pomógł mi zgubiony bagaż"

Zdjęcie okładkowe artykułu: Materiały prasowe / Olga Pietrzak / Na zdjęciu: Maja Chwalińska
Materiały prasowe / Olga Pietrzak / Na zdjęciu: Maja Chwalińska
zdjęcie autora artykułu

Maja Chwalińska pokonała we wtorek Celine Naef w meczu I rundy turnieju WTA 125 w Warszawie. To już 11. zwycięstwo z rzędu Polki, która ostatnio zmieniła swoje spojrzenie na tenis. - Pomógł mi w tym zgubiony bagaż i to, że grałam złamaną rakietą.

Ostatnie tygodnie dla Mai Chwalińskiej są wyjątkowo udane. Od początku lipca triumfowała w zmaganiach rangi ITF W75 w Montpellier i Porto. We Francji rozpoczęła się fantastyczna passa Polki, która trwa do dziś. Włącznie z wtorkowym spotkaniem z Celine Naef w Warszawie, zawodniczka z Dąbrowy Górniczej ma na swoim koncie 11 wiktorii z kolei.

Po meczu I rundy Polish Open ze Szwajcarką, Chwalińska przyznała, że w ostatnim czasie mocno zmieniła swoje nastawienie do tenisa. - Przed turniejem w Montpellier stwierdziłam, że zacznę się więcej bawić na tym korcie, bo doszłam do wniosku, że skupiam się tylko na wynikach, a one i tak nie przychodzą, więc co to jest za życie? Męczyć się tak codziennie, skoro można się tym bawić. Myślę, że to jest główny czynnik, który mi pomógł.

Przed turniejem we Francji zgubiono bagaż Polki. Jak się okazuje, ta niecodzienna sytuacja wyszła jej tylko na dobre. - Grałam wtedy jedną złamaną rakietą do półfinału. Po prostu nie miałam nic do stracenia, a nie chciałam robić z siebie ofiary. Stwierdziłam, że wracamy do podstaw, do 7-letniej Mai, która też miała jedną rakietę i jakoś dawała radę. To też mi pomogło - z uśmiechem na twarzy mówiła Chwalińska.

W Warszawie na początek Naef postawiła się Polce, jednak kiedy ta złapała rytm, poszła jak burza. Od stanu 4:5 w drugim secie Chwalińska wygrała osiem gemów z rzędu. Ostatecznie triumfowała 3:6, 7:5, 6:1, co dało jej awans do II fazy stołecznych zmagań.

ZOBACZ WIDEO: "Pod siatką". Zawodnicy i zawodniczki już po ślubowaniu. Humory dopisywały

- To wymęczone i mocno wyszarpane zwycięstwo. Był to bardzo brzydki mecz z mojej strony, ale też nie spodziewałam się fajerwerków, ponieważ do Polski wróciłam w poniedziałek i nie miałam okazji pograć tutaj na kortach, a jednak nawierzchnia jest szybsza niż w Porto, więc długo zajęło mi dostosowanie się do np. innego kozła - tłumaczyła.

Finał w Portugalii w niedzielę, przylot do Warszawy w poniedziałek, a we wtorek I runda Polish Open. Ostatnie dni dla Chwalińskiej są bardzo intensywne, co również może wpływać na jej organizm.

- Nie jest to łatwe. Z biegiem czasu czułam się coraz lepiej, ale wróciłam do Polski w poniedziałek popołudniu i nie miałam w ogóle okazji do treningu na tych kortach. Teraz zagrałam tylko rozgrzewkę i od razu wyszłam na mecz. Jeśli chodzi o zmęczenie, czuję się w miarę dobrze. Myślę, że będzie jeszcze lepiej, bo ostatnie dwa dni były szalone, ale jestem dobrej myśli - zapowiada.

We wtorek Chwalińską bardzo mocno wspierali kibice. Przy bocznym korcie, na którym odbywało się spotkanie, zgromadziło się wiele osób. Nawet publiczność, która znajdowała się na głównym obiekcie, teoretycznie oglądając pojedynek Weroniki Ewald z Leonie Küng, stała na samej górze trybun i spoglądała na pojedynek Chwalińskiej.

- Polscy kibice na pewno mocno mi pomogli, za co jestem bardzo wdzięczna, bo - jak zawsze - zebrali się i mocno mi kibicowali. To wsparcie znaczy dla mnie bardzo dużo i szczerze dziwię się, co takiego robię, że ludzie przychodzą na moje mecze, bo czuję, że nie zasługuję na taką publiczność, ale mogę tylko podziękować - zakończyła.

W II rundzie Polish Open 2024 przeciwniczką Chwalińskiej będzie Zarina Dijas. Niegdyś 31. w rankingu WTA Kazaszka wyeliminowała Martynę Kubkę po niezwykle zaciętym pojedynku, wracając ze stanu 0:1 w setach.

Z Warszawy Julian Cieślak, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj także: Powrót w fantastycznym stylu! Maja Chwalińska kontynuuje świetną passę Wielki triumf młodej Polki w Warszawie! Pierwsza taka wygrana w karierze

Źródło artykułu: WP SportoweFakty