- Wybrałem się do Londynu, jak zresztą wielu Polaków, zobaczyć najsłynniejszy i najbardziej elitarny turniej tenisowy świata - odezwał się do nas Mateusz, aby opisać swoje przeżycia z pierwszego dnia zmagań na Wimbledonie.
Rzecz jasna nieprzypadkowo mówi się o tym turnieju jako "najsłynniejszym" oraz "najbardziej elitarnym". Wimbledon powstał już w 1877 roku, a w miejscu wydarzenia czuć ogromną klasę. Nie ma reklam, muzyki, a zawodnicy obowiązkowo ubrani są na biało.
Kluczowa jest kwestia biletów. Nie każdy może kupić je internetowo. Co roku przed odbywa się losowanie, w drodze którego tylko określona część kibiców ma szansę na kupno biletu online. Większość obserwatorów tenisa musi jednak dokonać zakupu w formie tradycyjnej, który dotyczy słynnej The Queue.
W tej kolejce gromadzą się od świtu osoby, które chcą kupić bilety, a nie zostały wylosowane internetowo. Kibice otrzymują na początku kartkę z numerem od strażnika. Z kolejki można wyjść i później wrócić na to samo miejsce. Oficjalnie jednak nie może to trwać dłużej niż trzydzieści minut.
Wimbledon Park i jego funkcjonowanie
W tym roku w The Queue doszło do absurdalnej sytuacji, o czym opowiedział nam Mateusz.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: zastawili pułapki na kolarzy! "Przez takie głupoty..."
- Wyjechałem pierwszym porannym metrem o godz. 5:30. Już wtedy napotkałem pierwszy problem - niedziałającą linię metra na długim odcinku Central Line. Musiałem przesiąść się na autobus, a następnie dwie inne linie metra. Na kortach byłem ponad godzinę później niż zaplanowałem. Ok. godz. 7:45 wreszcie otrzymałem numerek - 7528 - opisywał.
- Działanie kolejki w Wimbledon Park ciężko jest zrozumieć. Podzielona jest na kilkanaście sekcji, które po kolei wypełniane są przez przychodzących kibiców. Najambitniejsi fani zaczęli rozbijać namioty w kolejce już na następny dzień - kontynuował Mateusz.
Na te namioty w Wimbledon Parku jest miejsce. Cały obiekt zajmuje bowiem aż 27 hektarów. W całą intrastrukturę wchodzi osiemnaście kortów, a wokół nich dużo zielonej przestrzeni, gdzie kibice mogą rozstawić wspomniane namioty.
Jeżeli w dany dzień chce się wejść na kort centralny (500 biletów dla osób z kolejki), to w zasadzie już dzień wcześniej z samego rana należy udać się do kolejki, bo ta dla namiotowiczów otwiera się dzień wcześniej w stosunku do dnia, na który chcą kupić bilety.
Można więc powiedzieć, że symultanicznie działają tak naprawdę dwie kolejki - jedna na dany dzień, druga dla osób z namiotami już na następną dobę.
Nieoczekiwane opóźnienie
- Po przesunięciu naszej sekcji do innej zaczęliśmy długie, jak się później okazało, prawie sześciogodzinne oczekiwanie na zakup biletów. Dużym ułatwieniem na pewno była możliwość wyjścia z kolejki. Idąc przy głównej ulicy Church Road, widać było ogromną liczbę ludzi, którzy ok. godz. 11:30 także czekali na wejście, pomimo zakupionych w drodze losowania biletów - podkreślił kibic z Polski.
- O godz. 13:00 (trzy godziny po otwarciu bram) spotkałem pana z nr 900, który nadprogramowo długo czekał w kolejce już od niedzielnego popołudnia. Do tamtego momentu wciąż nie obejrzał żadnego meczu - dodał.
Okazało się, że niespotykane wcześniej opóźnienie było spowodowane zwiększoną kontrolą z powodu obaw przed aktywistami "Stop the Oil". Obawy okazały się słuszne, choć mimo wszystko tak ogromne przesunięcia nie powinny mieć miejsca.
- O 14:30 (czyli ósmej godzinie kolejkowania), zostaliśmy poinformowani, że wszystko ma przyspieszyć. Rzeczywiście tak się stało. W godzinę zostało wpuszczonych kilka tysięcy osób. Zameldowaliśmy się w kasach, gdzie zakupiliśmy bilet na wszystkie korty zewnętrzne. Zbawieniem okazała się przerwa w grze spowodowana opadami deszczu. Zawodnicy wznowili spotkania ok. 16:00, więc większość z nas doczekała się obejrzenia kilku godzin tenisa - przyznał Mateusz.
- Załapaliśmy się nawet na znaczną część meczu Magdy Linette i ostatni set Huberta Hurkacza. Całe to oczekiwanie było niezwykłym doświadczeniem. Poznaliśmy rodziny, które na turniej przyleciały z USA, Meksyku czy Australii, a także wielu rodaków. Humory dopisywały, bo wszyscy znaleźliśmy się w sytuacji, na którą nie mieliśmy wpływu, a bardzo chcieliśmy zobaczyć choć trochę tenisa na najwyższym poziomie - zakończył.
Ile trzeba wydać?
W pierwszy dzień imprezy kibice mogli kupić bilety za 27 funtów brytyjskich, czyli ok. 142 złote. Ta najniższa podczas całych rozgrywek cena obowiązywała korty zewnętrzne. Z kolei wejściówki upoważniające do wejścia na trzeci i czwarty co do ważności kort kosztowały 48 funtów (ok. 252 złote).
Ceny biletów na kort nr 1 wahały się między 65 a 75 funtami (341-393 złotych). Jeśli kibice chcieli udać się na spotkania rozgrywane na korcie centralnym, to musieli pokusić się o wydatek wynoszący nawet do 80 funtów, czyli 420 złotych - ta cena dotyczyła najlepszych miejsc na najważniejszym obiekcie w Londynie.
To oczywiście oferta zdecydowanie najkorzystniejsza pod względem wysokości cen ze względu na etap turnieju. Można porównać to do tego, ile należy wydać, aby udać się na któryś z dwóch ostatnich dni Wimbledonu.
Cena jednego biletu na trzynasty i czternasty dzień turnieju na kort centralny wynosi do 255 funtów brytyjskich, czyli ok. 1330 złotych, a kort numer 1 do 45 funtów (ok. 235 złotych).
Czytaj także:
Mało komu to się udaje. Tak zaskoczyła Igę Świątek [WIDEO]