A te mogły mieć wpływ na ostateczny wynik. Na pewno nie decydujący, ale stanowiły element wchodzący w skład całej rywalizacji. Przypomnijmy, Iga przegrała w finale z Białorusinką 6:3, 3:6, 6:3.
- Wiadomo, że chciała rozstrzygnąć mecz na swoją korzyść, ale czasami tak jest, że nie da się wszystkiego wygrywać. Nie mogę nie wspomnieć też o dwóch meczach, które Iga kończyła w okolicach godziny pierwszej w nocy. To naturalnie rozregulowuje rytm dnia i pracy, trzeba spać dłużej za dnia. Mogło to sprawić, że warunki do startu nie były równe, ale w tenisie rzadko kiedy tak jest, więc wierzę, że to kolejne doświadczenie do kolekcji Igi, z którego wyjdzie lepsza - tłumaczy Tomasz Świątek w rozmowie z WP SportoweFakty.
ZOBACZ WIDEO: Zrobiła to! Jechała rowerem nad przerażającymi przepaściami
I przyznaje, że w tenisie na najwyższym poziomie często wszystko brutalnie rozstrzyga różnica dwóch punktów. Drobne czynniki mają znaczenie.
- Iga grała dobrze. Może nie do końca było widać ofensywną postawę, Idze uciekł też początek, bo nie zaczęła gema swoim serwisem. Natomiast rozkładając turniej na czynniki pierwsze, gra na wysokości 700 metrów nad poziomem morza sprawia, że zawodniczki i zawodnicy rywalizują przy rozrzedzonym powietrzu. Jako turysta tego nie czuję, ale przy silnym i jakościowym serwisie, takie okoliczności sprzyjały Sabalence - zaznacza ojciec Igi.
Tomasz Świątek oglądał też kilka spotkań mężczyzn. Zauważył regularne serwisy, po których piłka leciała z prędkością 200 km/h. Duża częstotliwość tak silnych podań nie zdarza się często.
- Poza tym wszystkim, Sabalenka miała swój dzień. Była niezawodna, obecnie cieszy się dobrą dyspozycją. Mam cichą nadzieję, że warunki się wyrównają w Rzymie i podczas Rolanda Garrosa, Iga w końcu też jest w świetnej dyspozycji i ma za sobą dwa wygrane turnieje - podkreśla tata Igi.
Abstrahując od wyników, w finale madryckiej imprezy był jeszcze jeden element, który zauważyli wprawni obserwatorzy. Otóż realizator niezwykle często, znacznie częściej niż sztab Igi, pokazywał... właśnie Tomasza Świątka. Obok niego mecz śledziła Agata, siostra Igi.
Jak się okazało, wynikało to z przypadku, a nie celowego działania rodziny Igi.
- Znajomy powiedział mi, że załatwiłem sobie świetną miejscówkę, tymczasem nie miałem wpływu na to, gdzie siedziałem. Zdaję sobie sprawę z tego, że stałem się telewizyjną gwiazdą - żartuje w podsumowaniu Tomasz Świątek.
Dawid Góra, WP SportoweFakty
Hubert Hurkacz poznał drabinkę turnieju w Rzymie. Wraca Novak Djoković >>
Iga Świątek już w Rzymie. Tak spędzała wolny czas >>