Powstał film o Borisie Beckerze. Były tenisista ma obiekcje

Getty Images / Clive Brunskill / Na zdjęciu od lewej: Novak Djoković i Boris Becker
Getty Images / Clive Brunskill / Na zdjęciu od lewej: Novak Djoković i Boris Becker

Twórca filmu dokumentalnego o Borisie Beckerze opowiedział o kulisach jego nagrywania. Alex Gibney wyjawił, że Niemcowi film generalnie się podoba, ale kilka elementów powoduje nieporozumienia.

W tym artykule dowiesz się o:

Alex Gibney jest twórcą filmu dokumentalnego o Borisie Beckerze. Jego premiera odbędzie się 7 kwietnia, a powstawanie zdjęć rozpoczęło się jeszcze przed głośnymi problemami prawnymi oraz finansowymi Niemca. Gibney przekonuje, że przygotował obraz ciekawszy niż się na początku spodziewał.

- Uznałem, że zrobię film o Borisie Beckerze, ponieważ jest dobrym gawędziarzem. Inni sportowcy, nawet będący na szczycie, nie byli równie ciekawymi mówcami. Film stawał się coraz bardziej interesujący z powodu, niestety dla Borisa, narastających problemów prawnych oraz finansowych - opowiada Alex Gibney w rozmowie ze "Sports Illustrated".

Kamera amerykańskiego reżysera towarzyszyła Borisowi Beckerowi w wielu wrażliwych momentach. Alex Gibney dostał od Niemca "pełny dostęp".

- Na początku nie wiedziałem dokładnie, w co się pakuję. W pewnym momencie sytuacja stała się nawet przytłaczająca - wspomina Gibney i mówi o pewnych nieporozumieniach między nim a byłym tenisiście.

- Film generalnie mu się podoba, ale są między nami pewne nieporozumienia. Do teraz nie zgadzamy się co do niektórych fragmentów filmu. I to jest w porządku. Myślę, że Boris uznałby, że przedstawiam w zbyt złym świetle jego sprawy biznesowe. Nie podobało mi się z kolei, kiedy Boris starał się zrobić z siebie bohatera, a niekoniecznie było to prawdziwe - tłumaczy Amerykanin.

Czytaj także: Emocjonalny wpis Jessici Peguli. "Nie jestem pewna, jak to przeżyliśmy"
Czytaj także: Tommy Robredo w nowej roli. "Ponownie czuję te wibracje"

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: bus utknął w błocie, a wtedy piłkarze... Zobacz to sam!

Źródło artykułu: WP SportoweFakty