Dawid Góra: Mina Białorusinki mówi wszystko. Iga Świątek bawi się tenisem [OPINIA]

PAP/EPA / ETTORE FERRARI / Na zdjęciu: Aryna Sabalenka
PAP/EPA / ETTORE FERRARI / Na zdjęciu: Aryna Sabalenka

Część zagrań Igi, szczególnie pod koniec meczu, udowadniało pewność siebie Polki. Spektakularne, idealne technicznie piłki zachwycały publiczność. Iga weszła na kolejny poziom tenisa. Nie dziwi reakcja Aryny Sabalenki po ostatniej piłce.

6:2, 6:1 w półfinale świetnie obsadzonego turnieju to nie jest łatwe zwycięstwo. To jest deklasacja. Iga robi na korcie, co chce. Kiedy zyskała pewność siebie i umiejętność kontrolowania emocji, do swojego tenisa włączyła zabawę. Znalazła w swoim umyśle miejsce na spektakularne zagrania. Bo przecież, aby się na nie decydować, trzeba osiągnąć idealną stabilizację formy i przekonanie co do własnych możliwości.

Białorusinka nie tylko przegrała z silniejszą przeciwniczką, ale nie była w stanie choćby nawiązać walki z Polką. A kiedy jej irytacja sięgała wartości najwyższych, Iga posyłała piłki, które miały cieszyć oko publiczności. To nieprawdopodobnie wręcz dekoncentrujące i destrukcyjne dla rywalki.

Ostatnia piłka w meczu posłana przez Białorusinkę, była już pełna zniechęcenia. Sabalenka po przegranych gemach nawet nie okazywała przesadnie dużo emocji. Jakby traktowała to jak coś zupełnie naturalnego. A jej skwaszona mina po porażce mówi więcej niż setki słów komentarza pokonanej.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: skandynawska wyprawa Kowalczyk

Żeby była jasność - na ogół rzadko czuję satysfakcję z pokonania przeciwnika przez reprezentanta Polski. Zdecydowanie częściej cieszę się zwycięstwem. Bo to przecież nie zawsze jest dokładnie to samo. Jednak nie zamierzam być hipokrytą. Zwycięstwo z zawodniczką z Białorusi, a więc reprezentantką kraju, którego powinno dosięgnąć wykluczenie ze świata sportu, przynosi więcej satysfakcji niż z którąkolwiek inną. Rosja, jako agresor wojenny i Białoruś, jako jej czynny sojusznik, nie powinny mieć prawa wystawiania swoich reprezentantów w międzynarodowych profesjonalnych zawodach.

Tymczasem Iga wygrała 27. mecz z rzędu. Pamiętam, kiedy rok temu rozmawiałem z Piotrem Sierzputowskim, byłym trenerem Igi i ten wypowiedział ważne zdanie: "Tenis to sport przegranych". Bo nawet wysoko klasyfikowani tenisiści stosunkową dużą część meczów jednak przegrywają. Ale kiedy dziś patrzę na Igę i jej kolejne triumfy, mam wrażenie, że Polka zadaje kłam temu, bądź co bądź, słusznemu stwierdzeniu. A to tylko uświadamia, w jakiej obecnie dyspozycji jest nasza reprezentantka.

Która, przypominam, ma dopiero... 20 lat, a wszystkie mecze podczas turnieju w Rzymie wygrała 2:0!