Redakcja PZTS: Po raz drugi zdobyłeś z reprezentacją tytuł drużynowego wicemistrza świata juniorów. Jaki był twój wkład w sukcesy w Tunezji i Szwecji?
Mateusz Zalewski: Pierwsze srebro wywalczyliśmy w 2022 roku, a ja grałem na pozycji numer trzy. Liderami byli Miłosz Redzimski i Maciej Kubik. Od turnieju w Afryce minęło sporo czasu i znacznie poprawiłem swoje umiejętności. W Helsinborgu występowaliśmy z Miłoszem jako podstawowi zawodnicy, a dołączyli Marcel Błaszczyk i Rafał Formela.
Patrząc na losowanie, w Tunezji w pierwszej rundzie mieliście wolny los, a potem rywalami w ćwierćfinale Australia i półfinale Tajwan. Tym razem trzej przeciwnicy w drodze do finału: Tunezja, Korea, Japonia.
W tegorocznych mistrzostwach świata mieliśmy trudniejsze losowanie. Korea Południowa i Japonia były znacznie wyżej rozstawione. Potrafiliśmy pokonać bardzo silne azjatyckie zespoły, co uznane zostało za bardzo duże osiągnięcie.
ZOBACZ WIDEO: Afera w polskiej kadrze. Trener z zawodniczką do dziś nie porozmawiali
Czy przed zawodami, znając już potencjalną drabinkę, rozmawialiście o medalu? Koreańczycy byli rozstawienia z jedynką, a w składzie np. Oh Junsung.
Nie było rozmów o medalu, koncentrowaliśmy się przede wszystkim na meczu z Tunezją, którego stawką był awans do najlepszej ósemki. Dopiero po tym zwycięstwie wszystkie przygotowania skierowane były na spotkanie z Koreą. Wiedzieliśmy, że czeka nas trudne wyzwanie.
Po zwycięstwie Miłosza Redzimskiego nad Kimem Gaonem 3:1, przegrywałeś z Oh Junsungiem 0:2 i 8:10, a później 6:10 w ostatnim secie. Obroniłeś 5 meczboli, by ostatecznie wygrać 3:2.
Od początku meczu, mimo że grałem dobrze, czegoś brakowało i poniosłem porażki 6:11 i 6:11. Przy wspomnianym 0:2 - 8:10 zdecydowałem się na dwa szybkie serwisy, co okazało się skutecznym rozwiązaniem. Znalazłem odpowiednią taktykę i triumfowałem 11:6 w czwartej partii. Niestety, w piątym było już 6:10 i rozpocząłem pogoń. Z pewnością był to jeden z większych "comebacków" w mojej karierze na mistrzowskich zawodach.
Marcel Błaszczyk nie sprostał Kwonowi Hyukowi (0:3), ale w czwartym pojedynku także Miłosz Redzimski wygrał z Ohem Junsungiem (3:0).
Kluczowe w meczach z Ohem było to, aby kierować piłeczkę we wcześniej ustalone miejsca. Wiedzieliśmy jak grać, aby utrudnić mu rozwinięcie "skrzydeł". Oczywiście, trzeba było walczyć z pełnym zaangażowaniem, a taka postawa przyniosła cenne punkty z tym przeciwnikiem.
W półfinale zagrałeś przy wyniku 2:2 z Kazukim Yoshiyamą, którego kilkadziesiąt minut wcześniej Miłosz pokonał 3:1. Jakie wskazówki dostałeś od Redzimskiego i trenera Patryka Jendrzejewskiego?
Byłem bardzo zmotywowany rozpoczynając spotkanie z Yoshiyamą. Od rezultatu zależało, czy po raz 2 w ciągu 3 lat zakwalifikujemy się do finału mistrzostw globu U-19. Nastawiony byłem na pilnowanie taktyki, m.in. chodziło o bardzo dobry serwis, który miał utrudnić Japończykowi odbieranie flipem bekhendowym lub forhendowym. Kolejną ważną sprawą był rotacyjny atak, z którym nie radził sobie pingpongista z Azji.
Trafiliście ustawienie z Chinami? Wcześniej grałeś z Wen Ruibo?
Chińczycy nie zmieniali ustawienia, dlatego spodziewaliśmy się, że Miłosz zagra z Huangiem Youzhengiem, ja z Wenem Ruibo i Marcel z Chenem Junsongiem. Do tej pory rywalizowałem tylko z Huangiem, z którym przegrałem 2:3. A jeśli chodzi o Wena, bardzo trudny przeciwnik i do tego bez słabych punktów. Starałem się grać zmiennie, aby móc go zaskakiwać i walczyć o każdą piłkę.
Za tobą bardzo ciekawa jesień...
Przeniosłem się z ośrodka w Drzonkowie do Grodziska Mazowieckiego, gdzie trenuję na co dzień, zmieniłem klub z Palmiarni Zielona Góra na Global Pharma Orlicz 1924 Suchedniów. Zadebiutowałem w seniorskich ME w Linzu i zagrałem w nowym turnieju, jakim jest Puchar Świata drużyn mieszanych w Chengdu. Ale to nie koniec emocji, bowiem w najbliższych dniach powalczę w barwach Orlicza w 1/8 finału Ligi Mistrzów z francuskim AS Pontoise Cergy TT.