[b]
Redakcja PZTS: Jak Pan zapamiętał lipcowe ME do lat 15 i 19 w Gliwicach?[/b]
Dariusz Szumacher (prezes PZTS): Z pewnością jako bardzo duże wyzwanie organizacyjne. W śląskiej PreZero Arenie gościliśmy ponad 800 osób, tj. zawodników, trenerów, sędziów, członków polskiej i zagranicznych ekip. Przed i w czasie turnieju chcieliśmy stworzyć naszej reprezentacji optymalny warunki do odniesienia sukcesów w poszczególnych konkurencjach.
Wyniki sportowe były satysfakcjonujące?
Nie do końca. Zdobyliśmy 8 medali w singlu, deblu, mikście i drużynówce juniorów i kadetów, ale poprzednie mistrzostwa, w Belgradzie w 2022 roku, były dla nas nieco lepsze. Na nikim z tenisistów stołowych albo szkoleniowców nie wywieraliśmy presji, jednak było widoczne, że odczuwali odpowiedzialność za dobre rezultaty w zawodach odbywających się w swoim kraju. A jak sobie z tym poradzili, wystarczy spojrzeć w wyniki. Generalnie sportowo wypadliśmy dobrze, z kolei europejska federacja ETTU doceniła naszą organizację, podkreślając w dorocznym podsumowaniu, że to był najlepszy od lat turniej rangi ME Juniorów. Wiele osób zapracowało na końcową ocenę, dziękuję całemu sztabowi organizacyjnemu.
W 2024 roku odbędzie się Europe TOP 10 w Grodzisku Mazowieckim w tych samych grupach wiekowych.
Chcieliśmy zorganizować w Polsce kolejny duży turniej międzynarodowy. „Dostępna” była impreza w grze pojedynczej dla najlepszych kadetów i juniorów, więc przygotowaliśmy ofertę, która spodobała się ETTU. W Grodzisku jest nowy obiekt, na co dzień m.in. Dartom Bogoria rozgrywa w nim mecze w Lotto Superlidze i europejskich pucharach.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Nie mogła sobie tego odmówić. Miss Euro zrobiła show na plaży
Jednym z faworytów U-19 będzie Miłosz Redzimski, wychowanek KS Bogoria, a dziś lider Dartomu Bogorii i seniorskiej reprezentacji.
Zobaczymy, czy Miłosz zagra, bo w ostatnich latach nie występował w tego typu zawodach. Oczywiście byłoby świetnie, gdyby mógł rywalizować przed własną publicznością w TOP 10. O końcowy sukces nie byłoby jednak łatwo, znamy przecież umiejętności m.in. Francuzów i Rumunów.
Zna Pan 17-letniego Miłosza od jego dzieciństwa, jak zmienia się jako sportowiec i prywatnie?
Nabiera doświadczenia i w tenisie stołowym, i w życiu, dorośleje, mężnieje. Na pewno sprawy spogląda inaczej niż parę lat temu. Zaczyna rozumieć kwestie, do których wcześniej nie miał przekonania. Wie o czym mówię. Jest oczywiste, że chciałbym, aby odnosił wielkie sukcesy, rozsławiał Polskę na całym świecie i wyniósł nasz sport na najwyższy poziom. Jest młodym zawodnikiem, wiele przed nim.
Stworzył Pan silny europejski klub w podwarszawskim Grodzisku. Z czego jest Pan najbardziej dumny?
Z tenisem stołowym jestem związany od zimy stulecia 1978/1979, zaś w roli menedżera od 1998 roku, a od 2017 roku jestem prezesem PZTS. Zaczynając od końca, mam ogromną satysfakcję, że udało się uporządkować wiele kwestii i wyprowadzić PZTS na prostą. Dumny jestem z Dartomu Bogorii, klubu wokół którego zgromadziło się grono zaangażowanych ludzi. Zależy im na dobrej działalności, a mam na myśli Zarząd i partnerów. Bogoria jest finansowana z wielu źródeł i uważam to za podstawę dobrze działającej organizacji tego typu. Od kilku miesięcy miasto Grodzisk Mazowiecki udostępnia nam nową halę. Cieszę się z profesjonalnego systemu szkolenia, to przecież u nas trenowali i grali m.in. Patryk Zatówka, wychowanek Bogorii, Paweł Fertikowski, Daniel Górak, Robert Floras, Wang Zeng Yi. Najlepsze swoje wyniki uzyskiwali za czasów pracy w Dartomie Bogorii pod okiem obecnego trenera kadry narodowej Tomasza Redzimskiego.
Jak wygląda system szkolenia w PZTS?
Zawsze uważałem, że podstawą sukcesów sportowych jest przemyślany i dopracowany system szkolenie z odpowiednią strukturą. Dlatego tak duży nacisk jest ze strony PZTS na szkolenie początkowe, na uczestnictwo w programie „Pingpongowe Marzenia” - z udziałem już 5000 dzieciaków w 130 lokalizacjach. Najlepsi przechodzą do naszych ośrodków typu PROTS i OSSM. To taka piramida o bardzo szerokich podstawach realizowana w ramach Narodowego Programu Rozwoju Tenisa Stołowego w latach 2018-2033.
Jakie są pańskie największe marzenia?
Nie brakuje ich, na czele z medalem igrzysk olimpijskich, drużynowym mistrzostwem Europy, medalami w indywidualnych ME, a także awansem do Final Four Ligi Mistrzów.
Dartom Bogoria był bardzo blisko realizacji tego celu w tym sezonie.
Niewiele zabrakło, abyśmy u siebie pokonali TTC Neu-Ulm 3:0, a wtedy dużo łatwiej byłoby w rewanżu. Z drugiej strony, patrząc na skład rywali, nasze szanse w dwumeczu nie były zbyt wielkie. Już kilka razy przeżywałem „porażki po pięknych spotkaniach”… Tak jak mówi Tomasz Redzimski, jeśli są szanse, trzeba je wykorzystywać. To się nie udało.
Najtrudniejsze decyzje podjęte w tenisie stołowym?
Mnóstwo takich było, a od razu przypominam sobie wybór na prezesa PZTS. Jadąc na posiedzenie Zarządu, nie wiedziałem, że otrzymam propozycję objęcia tej funkcji po Wojciechu Waldowskim. Ciężko było mi wyrazić zgodę, zdając sobie sprawę jakie to będzie niosło konsekwencje dla najbliższych. Moja rodzina do dziś je odczuwa, bo przecież poza pracą w PZTS i klubie prowadzę dużą firmę. Dzięki ludziom, których spotkałem na swojej drodze, jestem w stanie zrobić coś - mam nadzieję - dobrego dla tenisa stołowego, sam bym niewiele mógł zdziałać. Tak jak już podkreślałem, podstawą jest praca w oparciu o system. Wielu naszych inicjatyw nie widać z perspektywy kibica, ale one są i mają się dobrze, przynoszą efekty.
Wcześniej był Pan także prezesem Lotto Superligi. To już 15. sezon zawodowej ligi w Polsce.
Oczekuję od klubów jako całości większego profesjonalizmu, jeśli chodzi m.in. o organizację meczów, dbanie o promocję i dobrą frekwencję na trybunach, jak również składy na poszczególne spotkania odpowiadające randze superligi. Jeśli marzy się nam rywalizacja ligowa w najlepszym wydaniu, musimy być jednym organizmem. Aby tego dokonać pewnie będą konieczne korekty we współpracy.
Mecze powinny zostać skrócone?
Rozmawiamy o różnych pomysłach, wcześniej mieliśmy czwartego singla i debla do dwóch wygranych setów, teraz gramy do trzech zwycięstw. Może tutaj potrzebne są kolejne zmiany, zobaczymy w niedalekiej przyszłości.
Na koniec jeszcze pytanie o kadrę narodową kobiet. Trener Marcin Kusiński przyznał, że efektów pracy trzeba spodziewać się pod kątem igrzysk w 2028 roku.
Chciałbym, aby tak się stało i za kilka lat moglibyśmy mówić o sukcesach odmłodzonej, a wówczas już dosyć doświadczonej żeńskiej reprezentacji. Do Natalii Bajor dołączyły kolejne utalentowane młodsze zawodniczki. Mam nadzieję, że zmiany zaproponowane najbardziej perspektywicznym zawodniczkom przyniosą odpowiednie efekty.