Po pełnej emocji, trzyrundowej walce sędziowie punktowi Piotr Michalak, Kacper Orłowski i Łukasz Jóźwiak orzekli niejednogłośne zwycięstwo Bekus. Rozczarowana i wściekła Badurek opuściła klatkę, a w hali pojawiły się gwizdy. Należy przy tym zaznaczyć, że w MMA kontrowersyjne werdykty nie należą do rzadkości. To, co niespotykane, zaczęło dziać się dopiero później.
W trakcie kolejnego pojedynku pomiędzy Łukaszem Charzewskim i Mansurem Abdurzakowem komentatorzy poinformowali, że podczas procesu liczenia małych kart z walki pań i uzupełniania karty głównej doszło do pomyłki. Po zakończeniu starcia Charzewski - Abdurzakow do klatki wywołano Badurek i to ona została ogłoszona zwyciężczynią walki. A trzeba uczciwie przyznać, że w oczach wielu obserwatorów tego wieczoru Badurek była po prostu lepsza.
Sędziowski skandal
Nie zmienia to jednak faktu, że na gali doszło do sędziowskiego skandalu. Pierwotnie na oficjalnym profilu federacji na Twitterze pojawiła się informacja o tym, że "jeden z sędziów po walce Bekus - Badurek do punktacji oddał karteczkę z ostatnią rundą walki Turyński - Cereyon". Co ciekawe, pojedynek Polaka z Francuzem skończył się przed czasem w ostatniej rundzie.
ZOBACZ WIDEO: "Klatka po klatce". Czy Mamed Chalidow lubi Scotta Askhama? Szczere słowa gwiazdy KSW!
Wściekłości nie krył sztab Anity Bekus. Jej trener Łukasz Zaborowski opublikował nawet kartę główną pojedynku, z której wynikało, że zwyciężczynią została jego zawodniczka.
Kluczem do rozwikłania tej sytuacji miało się okazać opublikowanie małych, cząstkowych kart sędziowskich, które każdy z arbitrów punktowych wypełnia i oddaje po zakończeniu każdej z rund. Wędrują one do innego sędziego, który na ich podstawie uzupełnia wspomnianą kartę główną walki. Według relacji sztabu Bekus w mediach społecznościowych, organizatorzy nie chcieli ujawnić małych kart sędziowskich. Trenerzy oskarżyli więc federację o oszustwo i nieprzepisową zmianę werdyktu.
Małe karty sędziowskie zostały upublicznione przez sędziego głównego Piotra Michalaka i prezesa FEN Pawła Jóźwiaka dopiero po zakończeniu gali. Obaj wyjaśnili, że pomyłki w uzupełnianiu jednej z kart cząstkowych dopuścił się sędzia punktowy Łukasz Jóźwiak. Jednocześnie obalili również pierwotną teorię o przepisaniu do punktacji małej karty z walki Turyńskiego.
- Rzecznik prasowy Jakub Borowicz na początku też był w emocjach i coś tam widocznie źle przekazał. Pośpiesznie. Rozmawiał z Piotrem Michalakiem pobieżnie, szybko i coś tam się pomylił - wyjaśniał tajemnicę słynnego tweeta prezes Jóźwiak. W podobnym tonie na temat rzecznika wypowiadał się sędzia Michalak, który dodatkowo wyjaśnił zamieszanie dotyczące werdyktu.
- Nastąpił błąd proceduralny. Sędzia punktowy popełnił dwie małe pomyłki, które spowodowały ogromne konsekwencje, czego wszyscy byliśmy świadkami. Sędzia Łukasz Jóźwiak zamienił kolejność małych karteczek zanim zaczęła się walka. Pierwszą rundę dał dla Anity Bekus. Niestety nie zauważył, że pisze to na kartce rundy drugiej i oddał tę karteczkę. Jak ktoś mu zabrał tę karteczkę, zobaczył, że kartkę z rundą pierwszą wciąż ma. Nie wiedzieć czemu na tę kartkę przepisał punktację z rundy pierwszej. Ale zorientował się, że już oddał punktację rundy pierwszej. Dlatego zmienił tę punktację na korzyść Badurek i stwierdził, że odda tę kartkę jako punktację rundy drugiej. W zasadzie mógł tak zrobić, gdyby nie fakt, że procedura mówi jasno: jak coś kreśliłeś, to to co zostało poprawione, nie może zostać wpisane do karty głównej. Na tej małej pokreślonej karcie zabrakło podpisu sędziego Łukasza Jóźwiaka, czyli tak zwanej parafki. Nie zrobił tego podpisu i sędzia nie mógł wpisać poprawionego werdyktu do karty głównej - powiedział Michalak.
W wyjaśnienia organizatorów wciąż nie wierzył jednak sztab Anity Bekus. "Poprawki dodane po werdykcie. Jutro temat zostanie dokończony. Już wszyscy i tak się przyznali do tego co zrobili wiec teraz trzeba już przejść do formalności" - pisał w niedzielę Zaborowski (wersja oryginalna). Co ciekawe, na prezentowanej przez sędziego karcie cząstkowej wciąż nie było podpisu sędziego Jóźwiaka.
"Nikt z naszego teamu nie mówi, że tę walkę na 100 procent wygrała Anita. Chodzi o zasady! Iza może się odwołać i wtedy jest zmiana werdyktu i nie mamy z tym problemu. W tym momencie wygląda to tak, że wystarczy postraszyć sędziów, żeby wygrywać walki na fen" - wyjaśniał.
Różne wersje wciąż żywe
Kiedy wydawało się, że cała sprawa została przez federację wyjaśniona, głos w poniedziałkowej audycji "MMA Śląskim Okiem" zabrał Jakub Borowicz. Rzecznik FEN został zapytany o słynny już tweet dotyczący wpisania do karty głównej walki pań małej karty z walki Turyński - Cereyon. Borowicz wyjaśnił, że nie był autorem tegoż wpisu. Dodał też, że on jedynie rzetelnie przekazał informację od sędziego osobie, która tego dnia obsługiwała social-media organizacji.
- Ten tweet jest mało sensowny teraz, z tej perspektywy czasu, kilkudziesięciu godzin. Informacja z podmienionymi karteczkami poszła od sędziego Piotra Michalaka. Ja tę informację przekazałem najbardziej rzetelnie jak tylko się dało do osoby, która tego tweeta napisała. Potem okazało się, że jeszcze bardziej pogmatwaliśmy sytuację, która i tak była bardzo pogmatwana. Ta informacja była bardzo nietrafiona, jeżeli chodzi o walkę poprzednią czyli Turyński - Cereyon, aczkolwiek taką informację dostałem od sędziów, że tak to pierwotnie wyglądało. Teraz wiem, że z takimi tweetami trzeba się wstrzymać i dać głos sędziemu, który wziął całą sytuację na siebie, który do tego tematu podszedł bardzo rzetelnie i wytłumaczył sytuację możliwie najprościej, aczkolwiek nie powiedziałbym, że ta sytuacja jest klarowna dla wszystkich - wyjaśnił Borowicz.
Tym samym, zamiast wyjaśnienia całej afery, organizatorzy zafundowali zawodniczkom i kibicom jeszcze większy szum informacyjny. Do tej pory wiele osób może zadaje sobie pytanie, co tak naprawdę stało się w hali Orbita. Czy rację ma sztab Bekus głośno mówiący o oszustwie, nieprzepisowej zmianie werdyktu i kuriozalnej próbie naprawienia punktacji sędziów? Czy tak jak mówią organizatorzy, faktycznie doszło do nieszczęśliwej i kosztownej pomyłki?
Burza w środowisku MMA
W środowisku mieszanych sztuk walki wciąż wrze, a narracja organizatorów po poniedziałkowej wypowiedzi rzecznika stała się jeszcze bardziej zawiła.
- To jest cyrk. Są trzy różne powody zmieniania werdyktu. Błąd w liczeniu, inna kartka, potem się okazuje, że ktoś coś przekreślił, ale się nie podpisał. To się wszystko nie trzyma kupy - powiedział zawodnik MMA Krzysztof Gutowski w rozmowie z Dominikiem Durniatem w audycji na kanale DD Reporter.
"Łatwiej było napisać: sędziowie dali d...y, bo walkę wygrała Badurek. Dopłacić. I zrobić rematch" - napisał wprost Mateusz Borek pod jednym z moich tweetów w tej sprawie.
Sytuacja wywołała również poruszenie w środowisku sędziowskim. W wersję podaną przez organizatorów wątpi jeden z doświadczonych polskich arbitrów, do którego udało nam się dotrzeć.
- Po sobotnich wydarzeniach wyłania się bardzo smutny obraz tego, co mogło się stać. Najprawdopodobniej sędziowie błędnie wypunktowali tę walkę, a później ciągiem nielogicznych, niemających żadnego związku z rzeczywistością i przepisami sytuacji, ta decyzja została zmieniona na odwrotną - mówi, prosząc nas jednocześnie o anonimowość.
Jak się dowiedzieliśmy, sztab Anity Bekus złoży w środę oficjalny protest. W wyniku błędów proceduralnych, będzie się domagał zmiany wyniku walki na "no contest".
- W tym momencie werdykt i tak ma znaczenie drugorzędne. Tak naprawdę walczymy o obronę zasad, które w naszym rozumieniu zostały pogwałcone. Nie chcemy, żeby ktokolwiek został potraktowany tak jak my. Właśnie dlatego składamy protest i domagamy się zmiany wyniku na "no contest" - mówi nam Marcin Wrzosek, partner i klubowy kolega Anity Bekus.
Po wpłynięciu protestu, sprawą zajmie się panel niezależnych sędziów. Prezes FEN Paweł Jóźwiak twardo stoi na stanowisku, że sprawa została wyjaśniona należycie, a proceduralny błąd - w porę naprawiony.
Zobacz także:
-> Kuriozalna walka podczas Rocky Boxing Night. Węgier ośmieszył się w ringu
-> Piękna Valerie Loureda podbija MMA. Szybko rozprawia się z rywalkami