W tym artykule dowiesz się o:
Matthias Steiner tego dnia nigdy nie zapomni. Był 16 lipca 2007 roku. Poranek nie różniący się od innych. Niemiec i jego żona Susann zjedli śniadanie, dali sobie buziaka i rozeszli w swoich kierunkach (on na trening, ona do pracy).
- Gdy wróciłem do domu, myślałem tylko o romantycznym wieczorze ze swoją Susann. Zrobiłem kolację, ale ona ciągle nie przyjeżdżała. Zacząłem się martwić, więc zadzwoniłem. Nie odebrała telefonu. Chwilę później jej telefon oddzwonił. Usłyszałem głos mężczyzny - wspominał Steiner w swojej autobiografii.
Do Steinera dzwonił policjant. Poinformował, że jego żona miała wypadek samochodowy i została odwieziona do szpitala.
- Od razu wsiadłem w samochód i pojechałem na miejsce. Funkcjonariusz nie chciał zdradzić mi szczegółów. Nie powiedział nawet, że zabrał ją helikopter. Wstąpiłem więc jeszcze na chwilę do domu, zabrałem najpotrzebniejsze rzeczy i udałem się do szpitala - powiedział sportowiec.
W szpitalu Steiner dowiedział się, że Susann leży na oddziale intensywnej terapii i przeszła 2,5-godzinną operację. Była w ciężkim stanie.
- Lekarze oceniali jej szanse na przeżycie "50 na 50". Miała pękniętą czaszkę, zmiażdżoną śledzionę i płuca oraz połamane żebra. Jakiś samochód uderzył w nią czołowo, jadąc z prędkością około 130 km/h - zdradził niemiecki ciężarowiec.
Najgorsze miało jednak dopiero nadejść. Po kilkugodzinnym oczekiwaniu serce Susann przestało bić. Żona Steinera była utrzymywana przy życiu tylko dzięki aparaturze. Sportowcowi pozwolono się z nią pożegnać.
- W jej sali było dużo krwi. To był okropny widok. I jeszcze to uczucie, gdy stoisz nad łóżkiem kogoś, kogo kochasz i nie możesz nic zrobić. Gdy dotknąłem jej ręki, była zimna jak lód. Płakałem, mówiłem do niej i obiecałem, że zrobię wszystko, żeby wygrać dla niej złoty medal olimpijski w Pekinie - wyjawił 33-latek.
Po stracie żony Steiner długo nie potrafił się pozbierać. Cierpiał na depresję, schudł ponad osiem kilogramów i myślał o zakończeniu kariery sportowej. Ostatecznie tego nie zrobił, mając w pamięci obietnicę, jaką złożył umierającej małżonce.
19 sierpnia 2008 roku Steiner wystartował na igrzyskach w Pekinie w kategorii powyżej 105 kg. Rwanie skończył z wynikiem 203 kg, co dawało mu trzecie miejsce. W podrzucie nikt na niego nie stawiał, zwłaszcza po udanym ataku na 250 kg w wykonaniu liderującego Jewgienija Czigiszewa (Rosjanin miał nad Niemcem 7 kg przewagi po rwaniu).
W ostatniej kolejce Niemiec postawił wszystko na jedną kartę i wrzucił na sztangę 258 kg (jego wcześniejszy rekord życiowy był o 12 kg gorszy). Ludzie przecierali oczy ze zdumienia. Steiner jakimś cudem uporał się z ogromnym ciężarem, pokonał Rosjanina i zdobył złoty krążek dla swojej żony (461 kg w dwuboju).
Po zrzuceniu ciężaru świeżo upieczony mistrz olimpijski szalał z radości na podeście. Z jego oczu pociekły łzy. Razem z Niemcem płakali kibice. Tak samo było podczas ceremonii wręczenia medali, gdy Steiner wszedł na podium ze zdjęciem swojej zmarłej ukochanej.
Steiner, zanim zakończył karierę w 2013 roku, wystartował w igrzyskach jeszcze raz. Imprezy w Londynie nie będzie jednak dobrze wspominać.
Podczas jednej z prób w rwaniu reprezentantowi Niemiec na spadła na szyję sztanga ważąca 196 kilogramów. Strasznie to wyglądało. Ciężarowiec z pomostu zszedł o własnych siłach. Po zawodach został odwieziony do szpitala.
Steiner uszkodził więzadła i mięśnie. - Mimo że bardzo pragnąłem zdobyć w Londynie medal, rezygnacja z dalszej rywalizacji była jedyną słuszną decyzją. Najważniejsze, że nie stało mi się nic poważnego - powiedział później.
W 2013 roku sportowiec zdecydował się przejść na sportową emeryturę. Dziś ma nową rodzinę (na zdjęciu z drugą żoną Inge), jest chudszy o 45 kg (na IO w Pekinie ważył 150 kg) i cieszy się życiem. Tylko czekać, aż ktoś zdecyduje się nakręcić film na podstawie jego wzruszającej historii.
Opracował PS