Zdobył złoto na ostatnich IO w czasach PRL-u. Dzisiaj jest emerytem i w bagażniku wozi broń

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Dwa razy był mistrzem olimpijskim, pracował jako zawodowy żołnierz, ale trochę się pogubił po przejściu na sportową i zawodową emeryturę. Dzisiaj ma 50 lat i znowu sieje postrach na całym świecie.

W tym artykule dowiesz się o:

1
/ 8
PAP/CAF
PAP/CAF

W historii polskiego sportu mieliśmy wielu utalentowanych zapaśników. Jeden z najwybitniejszych zaczął rządzić pod koniec lat 90. ubiegłego wieku. Przez kolejnych kilka lat przywoził medale z najważniejszych zawodów.

Andrzej Wroński, bo o nim mowa, pierwszy wielki sukces osiągnął w 1988 roku. To były igrzyska olimpijskie w Seulu. Polski zapaśnik dostał się do finału, w którym zmierzył się z Gerhardem Himmelem z RFN. Nasz reprezentant sprawił niespodziankę i sięgnął po olimpijskie złoto. To był początek kariery pełnej sukcesów.

2
/ 8
PAP/EPA
PAP/EPA

Wroński miewał słabsze momenty, jak podczas IO w Barcelonie (1992 rok) czy w Sydney (2000 rok), z których wracał bez medalu. Częściej jednak zachwycał. Głównie dzięki niemu Polacy zaczęli oglądać zapasy.

Niektórzy porównywali go nawet do porucznika Borewicza z legendarnego serialu "07 zgłoś się". Nie tylko z wyglądu, ale i charakteru. Wyróżniał się charyzmą, podobnie jak bohater odgrywany przez Bronisława Cieślaka.

Drugie złoto olimpijskie przywiózł w 1996 roku z Atlanty. Poza tym był raz mistrzem świata, a trzy razy rządził na Starym Kontynencie. Do tego doliczyć należy jeden srebrny i cztery brązowe medale zdobyte na tych imprezach. Sportowiec z Kartuz przez lata siał postrach na matach z całego świata.

Dzisiaj ulubieniec kibiców ma 50 lat. Co robił przez ostatnie lata i czym zajmuje się dzisiaj?

3
/ 8
PAP/Radek Pietruszka
PAP/Radek Pietruszka

Wroński nie był człowiekiem, który żył tylko ze sportu. Zapasy nigdy nie były dochodową dyscypliną. Dlatego "Tur z Kaszub" zdecydował się na karierę zawodowego żołnierza. Przez lata należał do 3. Batalionu Zabezpieczenia Dowództwa Wojsk Lądowych w Warszawie.

W 2009 roku przeszedł jednak na emeryturę, a pięć lat później został awansowany do stopnia starszego chorążego sztabowego. Popularny zapaśnik musiał odnaleźć się w życiu bez pracy i sportu. Długo szukał sobie zajęcia. W jakich rolach mogliśmy go obserwować?

4
/ 8

Pięć lat temu Wroński dał się namówić na powrót do sportu, ale w zupełnie nowej roli. Dwukrotny mistrz olimpijski zamienił zapasy na MMA. Na gali Champions Night w Koszalinie zmierzył się z inną legendą - Pawłem Nastulą.

Andrzej porwał się z motyką na słońce. "Nastek" miał już za sobą wiele walk w tej formule, gdy Wroński debiutował. To miało swoje konsekwencje podczas walki. Nastula szybko dopadł rywala i po niewiele ponad minucie znokautował słynnego zapaśnika.

To była pierwsza i zarazem ostatnia walka w MMA w wykonaniu Wrońskiego. W dodatku to niejedyna życiowa porażka.

5
/ 8
PAP/Barbara Ostrowska
PAP/Barbara Ostrowska

W 2010 roku legendarny sportowiec postanowił spróbować swoich sił w polityce. Z listy Krajowej Wspólnoty Samorządowej chciał dostać się do sejmiku województwa pomorskiego. Znane nazwisko nie pomogło, wyborcy mu nie zaufali.

Wroński jednak się nie załamał i cztery lata później podjął kolejną próbę. Tym razem startował z listy PSL, ale ponownie bez powodzenia. Rok później było trzecie podejście, tym razem do Sejmu i skończyło się tak samo, jak wcześniej, czyli bez sukcesu.

Przez te wszystkie lata Andrzej Wroński nie rozstawał się zapasami. Szkolił młodzież, ale także i sam startował.

6
/ 8
PAP/Leszek Szymański
PAP/Leszek Szymański

Emerytowani zapaśnicy co roku spotykają się na mistrzostwach świata weteranów. Zawodnicy startujący w kategorii 130 kilogramów mają pecha, bo właśnie w niej walczy Wroński i od lat nie daje żadnych szans przeciwnikom.

Jesienią ubiegłego roku zapaśnik z Polski bez problemów wygrał MŚ w Atenach. W finale pokonał rywala 8:0 w trzy minuty. Dla Wrońskiego było to już piąte mistrzostwo świata weteranów.

Możliwe, że niebawem nazwisko Wroński znowu będzie na ustach kibiców. W ślady ojca poszedł syn i radzi sobie bardzo dobrze.

7
/ 8

Zapasy trenuje Artur Wroński, syn Andrzeja. Zaczynał już w wieku dziewięciu lat, gdy dołączył do klubu Legia Warszawa. Dzisiaj szkoli się w Żukowie. Nie ukrywa, że pasja do tego sportu wzięła się od ojca.

- Od małego zapasy mi się podobały, gdy widziałem tatę na macie, od razu wiedziałem, że chcę robić to samo - przyznaje w rozmowie z kartuzy.naszemiasto.pl.

Syn legendy zapasów po cichu liczy, że uda mu się choć trochę nawiązać do sukcesów ojca. Młody Wroński postawił sobie ambitny cel.

- Chcę tacie w jakiś sposób dorównać, przynajmniej pojechać na igrzyska, a najlepiej zdobyć medal - zdradza.

Co, poza sportem, robi dzisiaj nasz mistrz olimpijski?

8
/ 8
PAP/Bartłomiej Zborowski
PAP/Bartłomiej Zborowski

Kariera sportowa, łączona z pracą zawodowego żołnierza, nie pozwalały na poświęcanie się innym pasjom. Dzisiaj Wroński już może sobie na to pozwolić. Po przejściu na emeryturę wyprowadził się z miasta i z rodziną przeniósł się do niewielkiego Borkowa pod Żukowem.

- Żonie, która wychowała się w Warszawie, trochę brakuje wielkomiejskiego zgiełku, ale mimo to wszystkim nam się tutaj dobrze mieszka - przyznał w portalu kartuzy.naszemiasto.pl.

Wolny czas poświęca na prace w ogrodzie. Jeżeli tam go nie ma, to możliwe, że znajdziemy go w lesie ze strzelbą. Wroński od lat jest miłośnikiem myślistwa. Zawsze w bagażniku samochodu ma broń, aby w każdej chwili ruszyć na polowanie.

"Tur z Kaszub" nie ukrywa, że na brak pieniędzy nie narzeka. Wszystko, co ma, zawdzięcza zapasom. Dostatnie i spokojnie życie sprawiły, że rzadko pojawia się w mediach. 50-latek woli ogród, polowanie i treningi w lokalnym klubie.

Źródło artykułu: WP SportoweFakty
Komentarze (1)
avatar
Janalenieten
2.04.2016
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Co to za idiotyczne porównanie wielkiego sportowca do postaci z kiepskiego filmu