W tym artykule dowiesz się o:
Dzięki Waldemarowi Legieniowi kibice sportów walki nad Wisłą przeżywali w latach 80. i 90. ubiegłego stulecia wspaniałe chwile. Zresztą, nie tylko sportów walki. Wszyscy Polacy trzymali kciuki za naszego wyśmienitego sportowca.
Podczas igrzysk olimpijskich w Seulu judoka z Bytomia zdobył złoto w kategorii 78 kg, a cztery lata później - na olimpiadzie w Barcelonie - sięgnął po złoty medal w kategorii 86 kg.
Podczas kariery zawodniczej, którą zakończył po igrzyskach w Hiszpanii, Legień zdobywał też wiele medali mistrzostw Europy i świata. Wychowanek klubu Czarni Bytom był m.in. mistrzem Starego Kontynentu (w 1990 roku podczas czempionatu we Frankfurcie). Był prawdziwą gwiazdą naszego sportu. Jedną z najjaśniej wówczas świecących.
Pokolenie obecnych 40., 50. latków doskonale pamięta Legienia. Co teraz robi nasz dwukrotny mistrz olimpijski?
53-letni Legień od ponad 20 lat mieszka we Francji, w podparyskim miasteczku Chatou.
Były sportowiec ciągle ma kontakt z judo i pracuje jako trener młodzieży w klubie Racing Club de France. Praca nad Loarą sprawia mu wiele przyjemności, ale Legień nie zapomina o Polsce. Co jakiś czas można go spotkać w naszym kraju.
Jak sam mówi za medal olimpijski wywalczony na macie w Barcelonie otrzymał w nagrodę kwotę 20 tys. dolarów. Na tamte czasy była to całkiem pokaźna suma.
Gorzej natomiast było z nagrodami za medale, który zdobywał podczas mistrzostw Europy i świata. - Kiedy na zachodzie Europy mówiłem, że za medal mistrzostw świata otrzymujemy w Polsce 100-200 milionów złotych, przecierali oczy ze zdumienia na słowo miliony - zdradził w jednym z wywiadów Legień.
Chwilę później przecierali raz jeszcze.
Bo Legień dodawał, co za te miliony mógł w Polsce kupić. Szalejąca inflacja powodowała, że mógł niewiele.
- Już nie pamiętam dokładnie, ale ze względu na inflację można było dostać chyba... małą lodówkę - wspominał na co wydał jedną z premii za medal mistrzostw świata.
Nic dziwnego, że Francuzi - słysząc takie historie - postanowili namówić go do pracy we własnym kraju.
Legień (na zdjęciu w środku) ma dwóch synów, ale żaden z nich nie poszedł w ślady słynnego ojca.
Starszy z nich, Michał, uprawiał wprawdzie judo, ale kłopoty zdrowotne (m.in. z biodrem) nie pozwoliły mu na kontynuowanie treningów. Szkoda, bo partnerem klubowym Legienia juniora był sam Teddy Riner, mistrz olimpijski z Londynu i siedmiokrotny mistrz świata (w latach 2007-15). Kto wie, jak potoczyłaby się jego kariera, gdyby nie zdrowie.
A Legień? Wróci jeszcze do Polski? Nie mówi, że nie, ale... Na razie dobrze mu we Francji. Robi, co kocha, jeszcze mu za to płacą. Cóż trzeba więcej?
Opracował PB