W poprzednim sezonie niewątpliwym dominatorem był Halvor Egner Granerud. W tym rywalizacja była o wiele bardziej wyrównana. Najwięcej zwycięstw – osiem ma na swoim koncie zdobywca Kryształowej Kuli Ryoyu Kobayashi. Zdarzały się jednak również premierowe triumfy i pierwsze w karierze zawodników podia. Dla wielu był to najlepszy sezon w życiu.
Cierpliwość popłaca
Niewątpliwie skoczkiem, który będzie bardzo dobrze wspominał miniony sezon jest Anze Lanisek. Słoweniec prezentował wysoką formę przez większość czasu. Razem z drużyną sięgnął po złoto mistrzostw świata w lotach. W Ruce po raz pierwszy w karierze zwyciężył w zawodach. Wówczas od jego debiutu w Pucharze Świata minęło 2809 dni. Po fenomenalnym skoku na 147 metr, pierwsze w karierze zwycięstwo było na wyciągnięcie ręki. Mimo trudnych warunków panujących w drugiej serii szansy nie zaprzepaścił i mógł cieszyć się z premierowego triumfu.
- Jestem bardzo szczęśliwy. Dziękuję moim trenerom i rodzinie. Musiałem długo czekać na swoje pierwsze zwycięstwo. Droga do niego nie była dla mnie prosta i łatwa, ale nareszcie mi się udało - powiedział przed kamerami Eurosportu. Łącznie siedmiokrotnie stawał na podium, a w klasyfikacji generalnej zajął wysokie siódme miejsce, co jest jego najlepszym wynikiem w życiu.
ZOBACZ WIDEO: "Szalona". Wideo z trenerką mistrza olimpijskiego robi furorę w sieci
Drugim skoczkiem, który wywalczył pierwsze zwycięstwo w karierze jest Jan Hoerl. Skoczek podczas rywalizacji w Wiśle wygrał z przewagą 6,7 pkt nad drugim Mariusem Lindvikiem. Jest czwartym zawodnikiem, który na skoczni im. Adama Małysza odniósł swoje premierowe zwycięstwo.
- Nie wiem, co mogę powiedzieć. To niesamowite uczucie wygrać po raz pierwszy. Jestem głodny, by osiągnąć więcej. W serii próbnej moje lądowanie nie było dobre, ale wszystko jest w porządku. Ten drugi skok w konkursie był naprawdę dobry. Kibice byli fantastyczni. Brak mi słów. Coś niesamowitego – mówił zadowolony po konkursie dla TVP Sport. Miesiąc później zajął trzecie miejsce w Bischofshofen. Najważniejszym osiągnieciem jest jednak złoty medal zdobyty razem z drużyną na igrzyskach olimpijskich w Pekinie. Zawodnik, który w poprzednim sezonie został sklasyfikowany na odległym 39. miejscu, udowodnił w ostatnich miesiącach, że chce liczyć się w walce z najlepszymi.
Z kolei bohaterem ostatniego dnia Turnieju Czterech Skoczni okazał się kolega Hoerla Daniel Huber, który na skoczni im. Paula Ausserleitnera zwyciężył po raz pierwszy w karierze. Po pierwszej serii zajmował drugą pozycję, ustępując jedynie Karlowi Geigerowi. Presję wytrzymał i po fantastycznej próbie w serii finałowej wyprzedził Niemca o 4,4 pkt. W całym turnieju zajął wysokie dziewiąte miejsce.
- Wygranie pierwszego Pucharu Świata u siebie jest po prostu niesamowite. Za tym stoi tak wielu ludzi i to była tak ciężka praca, że dziś czuję wyłącznie ogromną satysfakcję. W czwartek czułem się dobrze od pierwszej minuty, to szaleństwo. Naprawdę nie mogę jeszcze tego zrozumieć – mówił od razu po konkursie dla TVP Sport.
Huber także może cieszyć się ze złotego medalu wywalczonego w rywalizacji drużynowej na IO w Pekinie. W Pucharze Świata regularnie meldował się czołowej dziesiątce, a w klasyfikacji generalnej zajął najwyższe w karierze 11. miejsce.
Słoweńskie objawienia sezonu
Z bardzo dobrej strony pokazali się w całym sezonie reprezentanci Słowenii. Warto przypomnieć, że w Pucharze Narodów zajęli drugie miejsce, ustępując minimalnie Austriakom. Niektórzy po raz pierwszy zameldowali się na podium PŚ. Sporą niespodzianką był również zdobywca małej Kryształowej Kuli za loty.
Dla środkowego z braci Prevców był to niewątpliwie życiowy sezon. W Niżnym Tagile i Ruce był piąty, a w Wiśle i Titisee-Neustadt został sklasyfikowany na szóstej pozycji. Kibice czekali na pierwsze podium 25-latka. Przyszło ono w Willingen. Cene prowadził po pierwszej serii. Ostatecznie jednak dwójka zawodników okazała się od niego lepsza i został sklasyfikowany na trzeciej pozycji, która jest dla Słoweńca życiowym sukcesem. Z triumfu cieszył się Marius Lindvik.
- Moje obydwa dzisiejsze skoki były rewelacyjne. Nie ma dla mnie najmniejszego znaczenia, który był lepszy, a który gorszy. Jestem po prostu przeszczęśliwy, że udało mi się dzisiaj wywalczyć pierwsze pucharowe podium w karierze. Może kiedyś uda mi się poprawić ten wynik i stanąć jeszcze o stopień wyżej. Ten weekend udowodnił mi, że robię to co powinienem, i że na igrzyska jadę ze spokojną głową - podkreślił dla berkutschi.com.
Słoweniec wyszedł z cienia. W poprzednim sezonach to on był skoczkiem, który z boku podziwia dokonania swoich krewnych. W tym niejednokrotnie z nimi wygrał. Z Pekinu wrócił ze srebrnym medalem wywalczonym w konkursie drużynowym. Zajął dziesiąte miejsce w klasyfikacji generalnej, gdzie rok temu był dopiero 38.
Dużą niespodziankę sprawił także młodziutki Lovro Kos, który wdarł się do słoweńskiej kadry i rozgościł się w niej na dłużej. Kibice byli pełni podziwu zwłaszcza podczas Turnieju Czterech Skoczni, na której skoczek debiutował. Podczas drugiego konkursu zabłysnął.
Po pierwszej serii zajmował piątą lokatę po skoku na odległość 135,5 metra. W drugiej zachwycił wszystkich i dzięki próbie na 138 metr po raz pierwszy w karierze ukończył zawody na podium. Zajął trzecie miejsce, ustępując jedynie Ryoyu Kobayashiemu oraz Markusowi Eisenbichlerowi. – Nie mogłem uwierzyć, że Lindvik mnie nie wyprzedził i wiedziałem już, że znajdę się na podium. To wciąż do mnie nie dociera. Szykuje się ciężka noc – mówił po konkursie dla słoweńskiej telewizji. Skoczek, który pierwsze punkty wywalczył w marcu ubiegłego roku, stał się objawieniem.
Końcówka sezonu była zdecydowanie gorsza dla słoweńskiego zawodnika. Meldował się w drugiej serii, jednak zajmował miejsca w trzeciej dziesiątce. Niewątpliwie jednak były to fantastyczne miesiące w jego wykonaniu. Znalazł się w drużynie, która na IO wywalczyła srebrny medal. W klasyfikacji generalnej uplasował się na 18. pozycji, jednak można przypuszczać, że w kolejnych sezonach jeszcze nie raz będzie o nim głośno.
Podczas ostatnich tygodni największą niespodziankę sprawił Ziga Jelar, który przez większość sezonu prezentował się słabo i poza pojedynczymi konkursami, gdzie kończył rywalizację w czołowej dziesiątce, zajmował miejsca pod koniec stawki. Jednak gdy przyszły loty, wstąpiło w niego drugie życie.
Już w Oberstdorfie zaprezentował się z bardzo dobrej strony - zajął drugie i czwarte miejsce, dzięki czemu w klasyfikacji generalnej w lotach zajmował trzecią pozycję. W Planicy udowodnił, że wysoka pozycja nie jest przypadkowa. W pierwszym konkursie zwyciężył. Była to jego pierwsza wygrana w karierze. - To był wspaniały dzień nie tylko dla mnie, ale i dla Słowenii, czterech chłopaków w czołowej dziesiątce. Cieszę się bardzo, że udało mi się zwyciężyć właśnie tutaj, po tylu problemach tej zimy. Jestem zachwycony - przyznał triumfator dla berkutschi.com.
W drugim konkursie Słoweniec został sklasyfikowany na szóstym miejscu. Lokaty te okazały się wystarczające, by wznieść w górę małą Kryształową Kulę. Jest to dla 24-latka największy sukces w karierze. Patrząc jednak na jego dyspozycję na skoczniach mamucich, można stwierdzić, że w pełni zasłużony.
Życiowy sukces w wieku 36 lat
Zawodnikiem, który pokazał w tym sezonie, że w skokach narciarskich nie ma rzeczy niemożliwych jest Manuel Fettner. Na IO w Pekinie, które były dla niego drugimi w karierze wywalczył srebrny medal w konkursie na skoczni normalnej. Napisał tym samym historie.
- Nie mam wątpliwości, że ten medal znaczy dla mnie dużo więcej, niż gdybym go zdobył dziesięć lat temu. Długo czekałem. To były ciężkie, ale też dobre czasy. Ale jeśli na coś dłużej czekasz, potem możesz świętować – mówił wzruszony po konkursie dla TVP Sport.
Krążek wywalczony na najważniejszej imprezie dla sportowca jest wyjątkowy także przez fakt, że Austriak do poprzedniego sezonu musiał przygotowywać się sam. Lokaty, które zajmował we wcześniejszych latach, nie zachwycały. - To trudna sytuacja po 20 latach dawania z siebie wszystkiego, natomiast spodziewałem się tego. Nie bronią mnie wyniki – komentował dla dziennika "Kronen Zeitung".
W tym sezonie doświadczony skoczek przeżył drugą młodość. Na igrzyskach poza srebrem wywalczył razem z drużyną złoty medal. Regularne meldowanie się w drugiej serii i pojedyncze lokaty w czołowej dziesiątce pozwoliły mu ukończyć sezon na 17. pozycji. Jest ona najwyższą od pięciu lat. 36-latek w ostatnich miesiącach udowodnił, że nigdy nie jest za późno na marzenia. Te mogą z kolei stać się rzeczywistością, jeśli się w siebie nie zwątpi, nawet gdy zrobią to inni.
Czytaj także:
To dlatego Tajner nie spotkał się z Doleżalem. Znamy powód