Korespondencja z Innsbrucka, Szymon Łożyński
To było zaskoczenie. Miał być słoneczny i spokojny dzień na Bergisel w Innsbrucku, ale pogoda zrobiła niemiłą niespodziankę. Gdy tylko we wtorek wyszło się na ulicę miasta, od razu dało się odczuć, że ze skakaniem może być duży problem.
Wiatr był mocny, momentami bardzo mocny. Resztki liści, pozostałych jeszcze po jesieni, wiatr przenosił z jednej części ulicy nad drugą. Potężne iglaste drzewa, wokół rozbiegu skoczni Bergisel, także nie pozostawiały złudzeń i kołysały się we wszystkie strony.
Około południa podmuchy wciąż były bardzo silne. Wśród zawodników, trenerów i dziennikarzy przemawiał jeden głos - szans na skakanie nie ma praktycznie żadnych. Jury miało jednak inne zdanie i zafundowało po raz kolejny w przeciągu kilku ostatnich sezonów mało ciekawy spektakl.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: do rzutu wolnego podszedł... bramkarz. Zobacz, co z tego wyszło!
Zamiast szybko odwołać najpierw serię próbną, a potem zawody, co kilkanaście minut przesuwano decyzję. Najpierw o rozegraniu i odwołaniu treningu, a później o przeprowadzeniu przynajmniej jednej serii konkursowej.
Warunki w Innsbrucku w ogóle się nie poprawiały, ale jury to nie przeszkadzało trzymać kibiców w niepewności i publikować kolejne komunikaty o przesunięciu startu konkursu. Kto wie, czy przed jeszcze dłuższym spektaklem na słabym poziomie nie uratował zawodników fakt, że Bergisel nie ma sztucznego oświetlenia.
Bez niego o 15:00 jury nie miało już wyjścia - nadal wiało mocno, a była to ostatnia godzina, by rozegrać przynajmniej jedną serię konkursu. Czekano zatem do samego końca, zawodnicy bez sensu rozgrzewali się po kilka razy, by dopiero o 15:00 usłyszeć, że zawody są odwołane. Pod skocznią w Innsbrucku nikt - poza jury - nie miał wątpliwości, że można to było zrobić znacznie szybciej.
I tak największym wygranym wtorku został... Kamil Stoch. Trzykrotny mistrz olimpijski, po sensacyjnym odpadnięciu w kwalifikacjach, wrócił już do kraju i mógł spokojnie przyglądać się dziwnemu wtorkowemu spektaklowi. Gdyby się zakwalifikował do zawodów, musiałby nerwowo - jak inni - oczekiwać na swój skok.
Oby dwudniowej rywalizacji w Bischofshofen towarzyszyły już tylko emocje stricte sportowe. W środę o 16:30 odbędzie się przeniesiony z Innsbrucka trzeci konkurs 70. Turnieju Czterech Skoczni, a w czwartek o tej samej porze czwarty, finałowy. Wiatr ma nie sprawiać kłopotów, ale prognozowane są bardzo silne opady śniegu. Oby one nie zaskoczyły organizatorów.
W Bischofshofen wystartuje pięciu Biało-Czerwonych: Żyła, Stękała, Kubacki, Wolny i Wąsek. Transmisje z obu konkursów w TVN, Eurosporcie 1 oraz na WP Pilot.
Czytaj także:
Niemiecki skoczek runął na zeskok. Ten upadek zmienił wszystko
Po tym skoku Kamila Stocha kibice zamarli. Minuty dłużyły się w nieskończoność