Naturalnym kandydatem wydaje się Adam Małysz. To żywa legenda polskich skoków, a dziś dyrektor sportowy w PZN. Co ciekawe, wspierają go najważniejsze osoby związku. I to otwarcie.
Ponad rok temu Tajner zapytany o to, czy namaszcza swego następcę, odpowiedział: - Nie mam kogo namaszczać, bo to delegaci namaszczają. Co ma do powiedzenia ten, który odchodzi?
Jednak już po kolejnym pytaniu zaczął się łamać. Padło nazwisko Małysza. - Bardzo bym się cieszył, gdyby chciał i gdyby faktycznie było to możliwe.
ZOBACZ WIDEO: 17-latek stracił rękę. To, co zrobił, zszokowało cały świat
"Czyli gdyby mógł pan decydować, to Małysz byłby kandydatem namaszczonym przez pana?" - po tym pytaniu padła już deklaracja: - Po chwili namysłu - tak. Można tak to sformułować.
Również Andrzej Wąsowicz, prezes Śląsko-Beskidzkiego Związku Narciarskiego mówi jasno, że to Małysz powinien zastąpić Tajnera na stanowisku prezesa. Wręcz namawia do tego byłego skoczka.
Kilka miesięcy temu w kuluarach Małysz przyznał, że nie czuje się dobrze w garniturze i jego rola powinna polegać na aktywnym uczestniczeniu w zawodowym życiu skoczków. Po chwili sam jednak dodał, że nie musi być przecież prezesem rządzącym zza biurka.
Dziś wypowiada się równie tajemniczo, ale nie urywa tematu po pierwszych pytaniach. A tak było jeszcze niedawno.
- Wiadomo, że dochodzi do mnie, co się mówi na ten temat. Propozycje padają z różnych stron. Jestem namawiany, są mocne, ale oczywiście miłe naciski. Jednak wciąż nie podjąłem żadnej decyzji - podkreśla Małysz w rozmowie z WP SportoweFakty.
Ile daje sobie czasu do namysłu? - Na razie mamy prezesa. Nawet nie wiem, kiedy kończy się kadencja. W czerwcu? We wrześniu? - zaczepnie pyta Małysz.
I dodaje, że na razie ma co robić. Trwa sezon - on, działacze i sztab trenerski muszą zrobić wszystko, aby polscy skoczkowie odzyskali wysoką formę.
Janne Ahonen był o krok od niesamowitego rekordu. Powstrzymał go Adam Małysz >>