Z Wisły Szymon Łożyński, dziennikarz WP SportoweFakty
Przy wjeździe do Wisły ustawiono wielki baner z Piotrem Żyłą. Miasto chwali się mistrzem świata. W pierwszych dwóch weekendach sezonu Żyła nie przypominał jednak swojej najlepszej wersji. Gdy jednak wrócił na swoją skocznię, odżył i to nie tylko on.
Wreszcie dostaliśmy nadzieję, tak bardzo potrzebną po dwóch nieudanych pierwszych weekendach. Może nie było jeszcze idealnie, ale w treningowych i kwalifikacyjnych skokach Polaków widać było entuzjazm i energię. Jakby na swojej ziemi nogi im się odblokowały i znów uwierzyli, że mogą nawiązać walkę z najlepszymi.
Awans 11 Polaków do konkursu indywidualnego to dobry wynik. Jeszcze bardziej cieszy coraz wyższa i przede wszystkim stabilniejsza forma Kamila Stocha oraz Żyły. Emocje indywidualne dopiero jednak w niedzielę, najpierw sobotnia drużynówka, przed którą jeszcze kilka dni temu drżeliśmy. Po piątkowych skokach kwalifikacyjnych nieśmiało można wierzyć, że gospodarze włączą się do walki o podium. Rok czy dwa lata temu byłoby to planem minimum, teraz będzie trzeba to ocenić jako duży sukces.
ZOBACZ WIDEO: Lekarz uderza w organizatorów PŚ w skokach w Wiśle! "Powinni odebrać Polsce prawa do takich wydarzeń"
Ewentualny sukces oklaskiwać będą tysiące kibiców. W kwalifikacjach jeszcze wielu fanów nie było, na ulicach nie czuć jeszcze gorączki Pucharu Świata. W piątkowy wieczór parkingi pod hotelami zaczęły się jednak zapełniać. Prawdziwy najazd fanów spodziewany jest w sobotni poranek.
Chcą, ale nie mogą
Konkursy obejrzy po 6,1 tys. kibiców. Teoretycznie niemal wszyscy będą zaszczepieni (przy sprzedaży biletów trzeba było potwierdzić, że jest się zaszczepionym). W praktyce, przy wpuszczaniu na skocznię, organizatorzy - mimo że technicznie są przygotowani - nie sprawdzą tego, bowiem nie ma podstawy prawnej, by żądać od fanów okazania zaświadczenia o pełnym zaszczepieniu.
W piątek do Wisły można było wjechać bez większych kłopotów. Korki zaczną się od sobotniego poranka. Stragany z flagami, wuwuzelami i szalikami są już gotowe. Górale liczą na spory zarobek. Naturalnego śniegu w Wiśle nie ma, ale chwycił mocny mróz. Po kwalifikacjach termometry wskazywały minus 6 stopni. Właściciele stoków nie czekali i armatki śnieżne ruszyły pełną parą. Kto będzie chciał, będzie mógł w sobotę i niedzielę pojeździć jeszcze na nartach.
A potem wszyscy ruszą na skocznię. Zawodnicy nie ukrywają, że cieszą się, iż wraca wielki doping. - Skakanie przy fanach, a bez nich to dwie zupełnie inne bajki - powtarzają. W sobotę na belce startowej sami nie będą słyszeć własnych myśli. Trąbki, nieodłączny element polskich kibiców skoków, zrobią swoje. W kwalifikacjach fanów było niewiele, a i tak zrobili niezły hałas.
Cisza przed burzą
Przy 6 tys. fanów będzie ich słychać w całym mieście, a na pewno w domu Adama Małysza. W piątek dyrektor sportowy PZN nie świętował swoich 44. urodzin w domu, ale na skoczni. - Wolę taki dzień spędzać na spokojnie - mówił nam potem Małysz. Przed skocznią otrzymał bukiet kwiatów i tort. Na najlepszy prezent wciąż jednak czeka. Tym ma być odrodzenie Polaków na dobre, czyli podium w drużynówce.
Pytanie jednak, czy wielkiego sportowego święta nie zepsuje wiatr. Starzy górale ostrzegają - ma wiać i to mocno. Piątek na trybunach i w pogodzie przypominał ciszę przed burzą. Było spokojnie. W sobotę ma się to zmienić. Do Wisły zjadą kibice, a wraz z nimi silny wiatr. Czy pozwoli na skakanie? Odpowiedź w sobotę późnym popołudniem.
Początek drużynówki o 16:30. Transmisja w TVP 1, Eurosporcie 1 i na WP Pilot. Niedzielny konkurs indywidualny rozpocznie się o 16:00.