Skoki narciarskie to ekstremalna dyscyplina sportu. Zatem każda kontuzja odniesiona podczas jej uprawiania może poważnie zaszkodzić zawodnikowi, a nawet doprowadzić do kalectwa czy śmierci.
Najbardziej krwawym okresem w historii dyscypliny była pierwsza połowa XX wieku. Jedną z pierwszych ofiar był zaledwie 12-letni Raymont Roullier. 25 stycznia 1925 roku chłopiec oddał skok w Manchesterze w amerykańskim stanie New Hampshire. W locie niestety popełnił poważny błąd. Wynikiem tego był upadek, który zakończył się skręceniem karku.
Również świetnie zapowiadający się młody skoczek Paul Bietila nie doczekał debiutu w seniorskich zawodach. 5 lutego 1939 roku po wylądowaniu stracił panowanie nad nartami, do czego przyczynił się mocno oblodzony zeskok. W konsekwencji uderzył w płot odgradzający skocznię. Zawodnik przez trzy tygodnie walczył o życie. Zmarł w wyniku powikłań, a dokładnie z powodu zapalenia opon mózgowych i płuc.
ZOBACZ WIDEO: Piotr Żyła zbliża się do końca kariery? "Jego decyzje mogą być nieoczekiwane"
Skoki od tego czasu przeszły metamorfozę. Zadbano m.in. o lepsze zabezpieczenie skoczni, pojawiły się wiatrołapy. Wszystko to miało zmniejszyć zagrożenie. Jednak nigdy do końca nie wyeliminowano ryzyka wypadków.
Przerażający wypadek Morgensterna
Współczesny świat skoków narciarskich pamięta makabryczną sytuację z zawodów Pucharu Świata na skoczni Kulm w 2014 roku. Thomas Morgenstern po wyjściu z progu runął na zeskok.
- Możemy mieć tylko nadzieję, że wszystko będzie dobrze. To bardzo bolesne, ponieważ jesteśmy wszyscy dla siebie bardzo bliscy. Thomas jest sercem naszej drużyny - powiedział Alexander Pointner, główny trener ówczesnej kadry Austrii w wypowiedzi cytowanej przez reuters.com.
Morgenstern po latach w wywiadzie z Piotrem Koźmińskim z WP SportoweFakty wspomniał, że wypadek miał ogromny wpływ na to, jak potoczyła się jego kariera.
- To był jeden z głównych powodów, dla których zakończyłem karierę w wieku 27 lat. Miałem już córeczkę, miałem i mam dla kogo żyć. Urodziłem się 30 października, ale zawsze mówię, że drugie urodziny obchodzę 10 stycznia, bo właśnie tego dnia wydarzył się ten wypadek w Kulm. Nic mi się nie stało, ale pamięć pozostała... – wspominała austriacka legenda skoków.
Do podobnego zdarzenia doszło rok wcześniej w Titisee-Neustadt. W tym przypadku wrócił on szybko do zdrowia i już dwa tygodnie później skakał w Turnieju Czterech Skoczni.
Jednak początek historii kontuzji w życiu Austriaka miał miejsce w 2003 roku w Ruce. Wtedy zaledwie 17-letni Morgenstern, mimo wcześniejszych upadków Koflera i Schmitta, dostał zielone światło do startu. Młody skoczek popełnił błąd przy odbiciu, co sprawiło, że runął na zeskok. Na szczęście wyszedł z tego zdarzenia bez poważnych obrażeń i miesiąc później wystartował już w konkursie Pucharu Świata.
Dramat na Wielkiej Krokwi
W 2007 roku kibice, którzy przyszli na Wielką Krokiew, jeszcze nie wiedzieli, że będą świadkami dramatu młodego Czecha Jana Mazocha.
Na początku wszystko wyglądało poprawnie. Bezproblemowy zjazd, a następnie wyskok. Jednak w locie Mazoch stracił równowagę i przechylił się do przodu. Spadając w stronę ziemi jedna z nart wykręciła nogę zawodnika tak mocno, że znalazła się na jego plecach. Czech okrutnie poturbował się na zeskoku. Po tym zdarzeniu zawodnik leżał bez ruchu. Trybuny ucichły.
W szpitalu lekarze wprowadzili Czecha w stan śpiączki farmakologicznej. Wybudzili go z niej po pięciu dniach.
- Od samego rana tego feralnego dnia, nie pamiętam dosłownie niczego. Całą sytuację zobaczyłem dopiero w telewizji. Niewiele pamiętam nawet z pobytu w krakowskim szpitalu. Mam przebłyski momentów, kiedy odwiedziła mnie rodzina i jak byłem przewożony do Pragi. Nie ma to związku z chęcią wymazania swojej przeszłości - byłem bardzo mocno poturbowany, zapadłem w stan śpiączki. To jest powód. Dopiero po wszystkim starałem się połączyć kilka momentów i na ich podstawie wspominać wszystko, co wtedy się zdarzyło. To było jak odtwarzanie filmu. Tyle że to ja grałem w nim główną rolę - opowiedział 13 lat po swoim wypadku Mazoch.
Wypadek miał ogromny wpływ na psychikę Czecha. Ślad, który po sobie pozostawił nie pozwolił Mazochowi ponownie cieszyć się w pełni z uprawiania tej dyscypliny.
- Starałem się nie myśleć o tym, co się stało. Ale miałem to w podświadomości i to bardzo głęboko. Nie byłem w stanie skoncentrować się na tym, co mam poprawić, czego unikać. Moja podświadomość mnie straszyła. Ilekroć pogarszały się warunki pogodowe, zadawałem sobie pytania: czy na pewno dam radę? Czy nie za mocno wieje? Jak będzie wyglądać skok? - wspominał.
Mrożący krew w żyłach skok
2002 rok, Planica, spokojna seria treningowa przy przyjemnej, słonecznej pogodzie. Do skoku szykował się Tomasz Pochwała. Polak uzyskał dobrą prędkość najazdową. Niestety nieprawidłowo się wybił, aż nagle podczas lotu stracił równowagę na lewej narcie. Przez chwilę siła wiatru obróciła go bokiem w kierunku zeskoku, a później kręcąc się wokół własnej osi, spadał. Upadł na ziemię z wielką siłą, odbijając się od niej niczym od trampoliny.
Polski skoczek na kilka sekund stracił przytomność, ale odzyskał ją podczas udzielania mu pomocy. Następnie przewieziono go do szpitala w Ljubljanie, gdzie nie stwierdzono poważniejszych obrażeń. Na drugi dzień w zawodach drużynowych zastąpił go Łukasz Kruczek. Polacy zajęli wtedy ostatnie, dziewiąte miejsce.
Koszmary z różnymi finałami
W 2019 roku w Oberstdorfie na mamuciej skoczni doszło do bardzo groźnie wyglądającego wypadku 22-letniego Tomasa Vancury.
Czech po wyjściu z progu dostał mocny podmuch wiatru. W konsekwencji jego lewą nartę porwało w dół. Z dużą siłą upadł na 80. metr zeskoku. Na ziemi jeszcze kilka razy przekoziołkował i zjechał na plecach.
Sytuacja w oczach wielu przypominała wspomniany upadek z Kulm Morgensterna. Co więcej, eksperci chwalili czeskiego skoczka za świetne zachowanie w obliczu problemów.
Vancura szybko doszedł do siebie. Już na drugi dzień wystartował w konkursie Pucharu Świata. Po pierwszej serii odpadł jednak z rywalizacji.
Tyle szczęścia, co Czech nie miał Lukas Mueller w 2016 roku na skoczni Kulm. Austriak pełnił rolę przedskoczka podczas mistrzostw świata w lotach. Niestety jeszcze przed rozpoczęciem weekendowych zmagań doszło do dramatycznego wydarzenia.
Mueller po dobrym wybiciu stracił równowagę podczas lotu. Skutkowało to bardzo mocnym uderzeniem o zeskok przy prędkości 110 km/h.
Wypadek miał dla austriackiego zawodnika koszmarny finał. Doznał poważnych uszkodzeń ciała - skoczek został sparaliżowany od pasa w dół.
Do przerażającego upadku doszło również niedawno, bo 25 marca w Planicy. Skakał Daniel Andre Tande. Podczas lotu Norweg stracił równowagę, przechylając się w przód, a następnie runął na bulę i bezwładnie osunął się po zeskoku Letalnicy.
Skoczek po tym zdarzeniu był reanimowany, a potem przewieziony do szpitala, a następnie wprowadzony w śpiączkę farmakologiczną.
- Wszystko idzie zgodnie z planem. Ogólna sytuacja jest stabilna, a Daniel dobrze zareagował na leczenie. Wyniki badań przeprowadzonych ostatniej nocy były pozytywne, co pozwala stopniowo wybudzać go ze śpiączki farmakologicznej - powiedziała lekarka norweskiej reprezentacji Guri Ranum Ekas, cytowana przez Eurosport.
Moc psychiki
Strach przed skokiem narciarskim dla wielu ludzi jest barierą nie do przebicia. Jest to jeden z powodów, przez który tak mało ludzi uprawia ten sport. Aby pokonać strach stosuje się różne techniki psychologiczne, o których mówi psycholog sportowa Daria Abramowicz.
- Możemy stosować wiele narzędzi treningu mentalnego. Jednym z nich jest trening wyobrażeniowy. Może polegać na wizualizowaniu sobie udanego lotu i skoku dobrego technicznie. Chodzi o wywołanie pozytywnych emocji z tym związanych, uderzenie hormonów, które temu towarzyszy. Istotne są też techniki relaksacyjne polegające na redukowaniu napięcia. Lęk powoduje usztywnienie ciała, a wtedy trudno o poprawny technicznie manewr czy skok. Potrzebny jest więc właściwy oddech, może medytacja. Czasami także praca terapeutyczna ze specjalistą, przyjrzenie się przyczynom, które generują niepokój. Jednak rozmowa to jedno, a drugie to wsparcie sztabu szkoleniowego, partnerów, bliskich. Oni tworzą swego rodzaju siatkę bezpieczeństwa - tłumaczy.
Michal Doleżal ujawnił swój ukryty talent. Taki prezent wręczył legendzie
PŚ w Planicy. Gorące dyskusje po decyzji Horngachera. Polacy rozważali pójście drogą Niemców