W latach 30. XX wieku skoczkowie zaczęli przekraczać kolejne granice - Sigmund Ruud jako pierwszy osiągnął ponad 80 i 85 metrów. Nie wszyscy byli jednak przekonani do coraz dłuższych skoków.
Za bezpieczne uważano wówczas skoki maksymalnie 70-metrowe. Tymczasem Słoweńcy chcieli pójść o krok dalej i wybudować obiekt pozwalający na osiąganie nawet 100 metrów. Pomysł ten spotkał się z falą krytyki, a sekretarzowi Jugosłowiańskiego Związku Sportów Zimowych zagrożono nawet zakazem wstępu na zawody i to pomimo interwencji barona Pierre'a de Coubertina - ojca nowożytnych igrzysk olimpijskich.
Przedwojenna bitwa na rekordy
"Oto skocznia zbudowana w latach 1933-34 mierzyła 400 m długości, różnica wzniesień pomiędzy wybiegiem a szczytem wieży rozbiegowej wynosiła około 140m. (...) Bardzo długi był rozbieg - częściowo sztuczny, bo wynosił aż 145 m. (...) Zdaniem konstruktora na skoczni można było osiągnąć skoki w granicach 100 m" - wspominał Stanisław Marusarz w swojej autobiografii "Na skoczniach Polski i Świata".
ZOBACZ WIDEO: Rafał Kot analizuje formę syna. "Jestem w kropce"
Polak oddał tam potajemny skok, a niedługo później stoczył jeden z najbardziej emocjonujących pojedynków na rekordy świata. Po zawodach przeprowadzonych 15 marca 1935 roku, w którym musiał trzy razy pojawić się na rozbiegu, stanął do próby z wypoczętymi Norwegami.
Marusarz zakończył zmagania ze skokiem na odległość 95. metrów, co przez moment było rekordem świata. Jego wyczyn przebił Raidar Andersen, który wylądował o cztery metry dalej.
Łamanie kolejnych barier
Dokładnie rok po kapitalnym konkursie z udziałem Marusarza, Austriak Josef Bradl jako pierwszy w historii przekroczył barierę 100 metrów (101,5 m). W ciągu kolejnych lat rekord śrubowano, a środowisko zaczęło zmieniać zdanie na temat obiektu w Planicy.
Jeszcze przed wybuchem II wojny światowej Bradl skoczył tam 107 metrów, a na początku lat 40. Niemiec Rudi Gering osiągnął niebotyczne jak na tamte czasy 118 m.
W kolejnych latach rekordowe skoki oddawano głównie w Oberstdorfie, znacznie rzadziej w Kulm i Vikersund, gdzie królował Bjoern Wirkola. Złote czasy dla Planicy miały dopiero nadejść.
Dom rekordzistów
Przez dwie dekady (1985-2005) nowe rekordy świata ustanawiano wyłącznie na Velikance (obecnie Letalnicy - dop. MK). Wiąże się z tym również miła dla Polaków historia. Podczas zawodów rozgrywanych w 1987 roku Piotr Fijas poszybował na odległość 194 metrów.
29-letni wówczas zawodnik ustanowił nowy rekord świata i - jak się później okazało - był to najdłuższy w historii skok oddany stylem klasycznym. Dopiero wprowadzenie znanego obecnie stylu "V" doprowadziło do zmiany na czele klasyfikacji.
Planica stała się swego rodzaju świątynią rekordzistów. Najdalej skakali tam Toni Nieminen, Espen Bredesen, Matti Hautamaeki czy Bjoern Einar Romoeren. Próba tego ostatniego na 239 metrów była niczym skok w XXI wiek.
Skocznia, która powstała mimo początkowej fali krytyki, stała się jednym z najważniejszych punktów na mapie światowych skoków.
- Planica to nasza duma. Duma, która przez lata wpisywała się w serca słoweńskiej nacji poprzez historię tutejszych konkursów. Wszystko zaczęło się w 1934 roku, kiedy Birger Ruud poleciał na 92 metry i ustanowił rekord świata. To była sensacja, dzięki której świat poznał nazwę Planica. Tak narodziła się idea i tradycja lotów narciarskich, którą dziś podpiera wiedza i nieszablonowość projektantów - powiedział w rozmowie z TVP Sport Janez Gorisek, twórca legendarnej skoczni.
Czytaj także:
- Czołówka nikomu nie należy się tak bardzo, jak jemu. Wielki powrót w polskich skokach
- Planica po raz siódmy. Tylko jeden Polak z sukcesem