[tag=60187]
Jewgienij Klimow[/tag] na początku trenował kombinację norweską. Nie odnosił jednak w tym sporcie większych sukcesów. Tylko raz zdobył punkty Pucharu Świata, a na
igrzyskach w Soczi nie brylował. W zawodach rozgrywanych na normalnej skoczni uplasował się 45. miejscu, a w drużynie był dziewiąty.
Jego problemem zawsze był słabszy bieg. Jeszcze kiedy próbował swoich sił w kombinacji, wystartował w mistrzostwach świata juniorów w skokach. Poszło mu kapitalnie, wywalczył brązowy medal przegrywając z Jakubem Wolnym o niecałe dwa punkty. Nic więc dziwnego, że gdy nie robił większych postępów w kombinacji, zdecydował się postawić wyłącznie na skoki.
Przełomowy sezon
Sezon 2015/16 był pierwszym, w którym Klimow startował w PŚ w skokach. Początek był niezły, w zawodach w Niżnym Tagile zajął 18. miejsce. Później jednak nie było już tak dobrze. W całym cyklu jedynie jeszcze trzy razy zdobywał punkty, za każdym razem plasował się jednak w trzeciej dziesiątce.
ZOBACZ WIDEO: Rafał Kot analizuje formę syna. "Jestem w kropce"
To jednak następny sezon był przełomowy w karierze Klimowa. Rosjanin regularnie punktował i zaczął dobijać się do czołowej dziesiątki. W jednoseryjnym konkursie w Innsbrucku w Turnieju Czterech Skoczni zajął nawet miejsce na najniższym stopniu podium. Wtedy stało się jasne, że młody reprezentant Sbornej to skoczek z ogromnym potencjałem.
W tym sezonie jeszcze kilkukrotnie uplasował się w czołowej dziesiątce, w tym podczas zawodów na skoczni w Pjogczangu. Dało mu to ostatecznie 12. miejsce w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata.
Igrzyska na duży minus
Odbywające się w 2018 roku igrzyska nie były udane dla Klimowa, jak i dla całego rosyjskiego sportu. Zawodnicy z tego kraju musieli startować pod neutralną flagą z powodu głośnych skandali dopingowych.
Rosyjski skoczek zdobył zaledwie siedem punktów w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata, a na samych igrzyskach dwukrotnie uplasował się w trzeciej dziesiątce. Nie było jasne, czy zawodnik wróci jeszcze do poziomu prezentowanego w poprzednim sezonie.
Odbudowa Klimowa
Rosjanin chciał sobie powetować niepowodzenia z zimy. Kapitalnie prezentował się w cyklu Letniego Grand Prix. Ani razu nie wypadł z czołowej piątki i zwyciężył w klasyfikacji generalnej LGP w 2018 roku.
Swoją wysoką formę potwierdził już podczas zawodów w Wiśle otwierających kolejny sezon zimowy. Jako pierwszy Rosjanin w historii wygrał zawody zaliczane do cyklu PŚ i startował z żółtą koszulką lidera. W tym sezonie jeszcze raz stanął na podium Pucharu Świata, miało to miejsce podczas konkursu lotów w Oberstdorfie.
Mistrzostwa świata w Seefeld nie poszły jednak po jego myśli. Zajął tam 18. lokatę na dużej skoczni i 35. na normalnej. W Pucharze Świata jeszcze kilka razy plasował się w czołowej dziesiątce i ostatecznie zakończył cykl na 15. miejscu.
Poprzedni sezon nie był już jednak dla Rosjanina tak udany. Na początku miał problemy z zakwalifikowaniem się do drugiej serii. Później zajmował lokaty najczęściej w drugiej oraz trzeciej dziesiątce. Jego forma zdawała się jednak rosnąć, w ostatnich zawodach w Lillehammer uplasował się na siódmym miejscu, co było jego najlepszym rezultatem w sezonie.
Podczas inauguracyjnego weekendu sezonu 2019/2020 w Wiśle Klimow prezentował się całkiem dobrze, w kwalifikacjach uplasował się w czołówce. Jednak w wietrznym, loteryjnym konkursie nie był w stanie awansować do drugiej serii. Zabrakło mu 0,8 punktu.
Reprezentanci Rosji nie wzięli udziału w kolejnych zawodach PŚ w Kuusamo. Powodem ich absencji było zakażenie koronawirusem u jednego z członków kadry Michaiła Maksimoczkina.[color=#00aa00]
[/color]Konkursy u siebie będą więc dobrym sprawdzianem możliwości Klimowa. Zwłaszcza pod nieobecność czołowych zawodników z Austrii oraz Polski Rosjanin powinien uplasować się w czołówce. W kwalifikacjach jednak nie poszło mu za dobrze. Skoczył jedynie 119 metrów i zajął w nich 28. miejsce.
Czytaj więcej:
Puchar Świata. To się nazywa reżim sanitarny. Surowy Stefan Horngacher
Na takie słowa Michala Doleżala czekaliśmy. Rywale mają nad czym myśleć