Monachijski dziennik podsumowaniu sezonu 2018/2019 nadał poetycki tytuł "Między frustracją a ekstazą". "Genialny Japończyk, niespodziewany zwycięzca z Bawarii, koniec trenerskiej epoki: Sezon skoków narciarskich pełen był ekstremów. Najlepsi mieli problemy, by dotrzymać kroku nowicjuszowi, szukali formy, a ich następcy pojawiali się i rozkwitali nagle" - wymienia.
O zwycięzcy klasyfikacji generalnej Pucharu Świata Ryoyu Kobayashim "SZ" pisze, że w pierwszej połowie sezonu doświadczeni europejscy trenerzy obserwowali go tak uważnie, jak ornitolodzy obserwują nowy gatunek ptaka. Że do pewnego momentu Japończyk miał pod kontrolą wielkich zwycięzców z poprzednich lat, Stefana Krafta i Kamila Stocha. "I wtedy pojawił się Dawid Kubacki" - wprowadza do swojego tekstu polskiego bohatera autor Volker Kreisl.
"Kubacki trenował, eksperymentował, poprawiał się i dostosowywał swoje skakanie przez dziesięć lat, by stać się zawodnikiem, którym jest teraz. Czasami wydaje się, że jest jak jeden ze zdalnie sterowanych małych śmigłowców, którymi zajmuje się z wielką pasją. Kiedy tylko ma czas, uruchamia wirniki i wzbija się takim sprzętem w niebo. Opanował to niemal do perfekcji" - charakteryzuje Kreisl 29-latka z klubu Wisła Zakopane.
Zobacz także: Raport po drużynówce w Planicy. Wiemy, kto prawdopodobnie zastąpi Stefana Horngachera
ZOBACZ WIDEO Raport po "drużynówce" w Planicy! Wiemy, kto prawdopodobnie zastąpi Horngachera
"Śmigłowiec Kubacki wciąż jest w fazie rozwoju, ale po tym sezonie to już zwycięzca zawodów Pucharu Świata i mistrz świata. Zawdzięcza to poprawie wyjścia z progu i fazy lotu, a także groteskowemu konkursowi na normalnej skoczni w Seefeld. Jury nie przerwało zawodów, choć warunki były tak niesprawiedliwe, że poszkodowani wygłaszali potem przed mikrofonami niecenzuralne komentarze. W drugiej serii padało coraz mocniej, rozbieg był coraz wolniejszy. Szansę mieli tylko ci, którzy po złym pierwszym skoku zajmowali odległe pozycje i mogli jechać po czystych torach najazdowych. Tak jak Kubacki: awansował z 27. miejsca na pierwsze" - wspomina "Sueddeutsche Zeitung" przeprowadzony w anomalnych warunkach mistrzowski konkurs, który na półmetku zapowiadał się na katastrofę polskich skoczków, a zakończył dla nich złotym i srebrnym medalem.
"SZ" pisze, że Polak czekał wówczas bez końca w miejscu przeznaczonym dla aktualnego lidera zawodów, a później raz jeszcze wzbił się w powietrze - gdy koledzy z ekipy zanieśli go na ceremonię medalową. W opozycji do Kubackiego, szczęściarza tej zimy, gazeta stawia Davida Siegela jako pechowca sezonu. 20 stycznia w Zakopanem, między innymi z powodu nierozważnej decyzji jury, 22-letni Niemiec doznał poważnej kontuzji i stracił resztę sezonu.
Czytaj także: Dawid Góra: Kto byłby najlepszym trenerem dla polskiej kadry skoczków? Mika Kojonkoski!
Podsumowując sezon poczytny dziennik z Monachium nie zapomina rzecz jasna o Markusie Eisenbichlerze, podwójnym złotym medaliście mistrzostw świata, i wkładzie w niemieckie sukcesy odchodzącego po jedenastu latach pracy trenera Wernera Schustera. Austriaka chwali za to, że "dał niemieckiemu związkowi ideę i system, a zawodnikom wizję sukcesu". Zaznacza, że pod jego wodzą wielkie rzeczy, to jest złote medale mistrzostw świata i igrzysk olimpijskich, osiągali Severin Freund, Andreas Wellinger i Eisenbichler.
"Może zastąpi go Stefan Horngacher, może nie. Ktokolwiek to będzie, powinien mieć wiele radości z pracy z dobrze wytrenowaną ekipą, nawet jeśli kolejny sezon nie będzie tak spektakularny, jak ten, który właśnie się kończy" - cieszy się z bardzo udanej dla niemieckich skoczków zimy "Sueddeutsche Zeitung".