Skoki. Raw Air: Kamil Stoch podsumował trudny turniej. "Największy pozytyw jest taki, że już się skończył"

Newspix / EXPA/ JFK  / Na zdjęciu: Kamil Stoch
Newspix / EXPA/ JFK / Na zdjęciu: Kamil Stoch

- Największym pozytywem jest to, że cykl się skończył i wracamy do domu - powiedział Kamil Stoch po zakończeniu turnieju Raw Air. Polski zawodnik nie zaliczy go do udanych, ale cieszy się, że mimo trudności udało mu się zakończyć go dobrym skokiem.

Przed rokiem Stoch w pięknym stylu wygrał cykl Raw Air, tym razem nie był nawet blisko powtórzenia tego wyniku. Dobre występy przeplatał takimi, które można było nazwać co najwyżej przeciętnymi. Dziesięciodniową rywalizację w Oslo, Lillehammer, Trondheim i Vikersund zakończył na dziewiątej pozycji.

Ostatniego dnia zmagań, w konkursie indywidualnym na "mamucie" w Vikersund, zajął 12. miejsce. W pierwszej serii uzyskał tylko 207,5 metra, w drugiej w końcu pokazał, na co go stać i wylądował 18 metrów dalej.

- To była rekompensata za te trzy dni męczarni - powiedział Stoch o swojej ostatniej próbie, najlepszej spośród wszystkich, jakie oddał w tym roku w Vikersund.
- Męczyłem się ze skokami, z tym wszystkim, co dzieje się poza skocznią. Trzeba było spojrzeć prawdzie w oczy, dostrzec, że nie wszystko działa jak trzeba i szukać rozwiązania. A to zabiera bardzo dużo energii - dodał w rozmowie z dziennikarzem TVP Sport Michałem Regulskim.

Czytaj także: Jakub Wolny zaimponował Rafałowi Kotowi. "To cechuje prawdziwych lotników"

ZOBACZ WIDEO Stoch o zdobyciu srebrnego medalu: "Nigdy nie przestałem wierzyć"

Trzykrotnemu złotemu medaliście olimpijskiemu szczególnie przykro było w sobotę, gdy słabo spisał się w konkursie drużynowym. To jego dwa słabsze skoki sprawiły, że Polacy nie stanęli na podium.

- W sobotę byłem nawet nie załamany, a totalnie bezradny, bezsilny - przyznał Stoch. - Widziałem, że koledzy zrobili super robotę, a ja nie byłem w stanie ich wesprzeć. Na niedzielę miałem drobne zadanie do wykonania, które miało mi ułatwić lot. Trochę zadziałało w serii próbnej, na pierwszą serię poszedłem z dobrym nastawieniem, ale ona w ogóle nie wyszła. Druga była już na totalnym luzie, z nastawieniem "niech się dzieje co chce". Wyszło super - cieszył się. Podziękował też wszystkim, którzy w trudnych chwilach mówili mu i pisali do niego ciepłe słowa.

- Największym pozytywem jest to, że cykl już się skończył i w poniedziałek wracamy do domu. Raw Air było dla mnie bardzo trudne. Pierwszego dnia w Oslo zaczęło się super. Później czegoś mi brakowało. W Lillehammer wszystko było fajnie, a w Trondheim znowu gorzej. Miałem duże wahania formy, ale cieszę się, że kończę ten dziesięciodniowy maraton dobrym skokiem. To daje mi satysfakcję i chęć pojechania do Planicy na ostatni weekend sezonu. Daje mi też poczucie, że warto walczyć do końca, bo wszystko może się odmienić - podkreślił.

Czytaj także: Stefan Kraft ucieka Kamilowi Stochowi w Pucharze Świata. Minimalny awans Jakuba Wolnego

Za tydzień, w finałowych zawodach sezonu 2018/2019, Stoch będzie walczył o drugie miejsce w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata (jest trzeci, do drugiego Stefana Krafta traci 66 punktów) oraz o małą Kryształową Kulę dla najlepszego zawodnika w lotach narciarskich. Po Vikersund w "generalce" lotów zajmuje trzecią pozycję, ale do lidera Ryoyu Kobayashiego traci tylko 20 punktów.

Mała Kryształowa Kula to jedno z nielicznych trofeów, których Stoch jeszcze nigdy nie wywalczył. W sezonie 2016/2017 był w lotach trzeci, a przed rokiem drugi, zaledwie siedem punktów za Andreasem Stjernenem.

Źródło artykułu: