Po drużynowym konkursie w Lahti Austriacy mogli poczuć się jak w siódmym niebie. Upragnione zwycięstwo "przyszło" po prawie dwóch chudych latach, w trakcie których ich zespół nie tylko nie wygrywał, ale prawie nie wskakiwał na podium. Indywidualnymi osiągnięciami, z wyjątkiem Stefana Krafta, też nie do końca mogli się pochwalić.
Uśmiech nie schodził z twarzy całej czwórki, ale największym szczęśliwcem tych okoliczności był Gregor Schlierenzauer. Skoczek, który celebrował swój wielki "comeback" do Pucharu Świata, został wcielony do teamu i rzutem na taśmę wylądował w miejscu, którego kiedyś był stałym bywalcem.
Czytaj także: Dawid Góra: koniec z wątpliwościami. Jakub Wolny błyskawicznie odpowiedział krytykom
W kontekście nieudanej pierwszej części sezonu i przede wszystkim mistrzostw świata, Austriakom nie mogło przydarzyć się nic lepszego: morale podreperowane, oczekiwania kibiców zaspokojone, kamień z serca trenera strącony. Sęk tylko w tym, że na chwilę, bo wielka ulga i radość z powrotu na szczyt trwała... raptem tydzień. W "drużynówce" w Willingen podopieczni Feldera znaleźli się na 6. pozycji, wyprzedzając tylko Szwajcarów, Czechów, Finów i Rosjan. Nudy nie ma.
ZOBACZ WIDEO Sektor Gości 101. Adam Małysz dał popis na Dakarze. Były pilot Rafał Marton: Wrażenia były niesamowite!
Analizując dzisiejsze indywidualne osiągnięcia poszczególnych zawodników, przypomniała mi się moja rozmowa z Danielą Kulovits, redaktorką portalu laola1.at. Już na początku grudnia Kulovits stwierdziła, że jeśli którykolwiek z austriackich skoczków byłby w stanie "namieszać" podczas mistrzostw świata, będzie to Stefan Kraft. Słowa dziennikarki nie tracą, a przybierają na znaczeniu.
Czytaj także: PŚ w Willingen: kapitalny triumf Polaków! Biało-Czerwoni zdeklasowali rywali! Na taki występ przed MŚ czekaliśmy
Po trzech triumfach z rzędu, jakie 26-latek odniósł pod koniec stycznia, postrzeganie go w gronie faworytów do walki o najcenniejsze trofea jest więcej niż uzasadnione - Kraft będzie zresztą bronił tytułów wywalczonych z Lahti. Dopatrywanie się pretendenta do zdobycia dowolnego koloru krążka w Michaelu Hayboecku czy nawet Danielu Huberze jest z kolei bardzo naciągane (a jeśli już koniecznie przyszywać komuś łatkę, moim zdaniem do Hubera pasuje bardziej "czarny koń"). Podobnie jak "rozdawanie" Austriakom medali w "drużynówce" po triumfie w Lahti.
Jakie więc szanse na złoto, srebro lub brąz w drużynie mają Austriacy? Ocenianie ich uważam za dość karkołomne zadanie. Tym bardziej, że dobry rezultat podopiecznych Feldera zwykł iść w parze z przypadkowym powinięciem się nogi (albo narty) rywali. Pewne jest natomiast jedno: w konkursie na największą zagadkę zbliżających się mistrzostw świata Austriacy wygraliby w przedbiegach.