Oczywiście obecny prezes Polskiego Związku Narciarskiego, jako szkoleniowiec, pracował w zupełnie innych warunkach. W Polsce skoki dogorywały, w telewizji publicznej transmitowano tylko Turniej Czterech Skoczni. Gdyby nie Fortuna i Fijas, dyscyplinę traktowano by może nie jako egzotykę, ale na pewno nie więcej niż ciekawostkę. Wojciech Skupień, Robert Mateja czy jeszcze wtedy skaczący Kruczek nie rokowali. Dopiero sukcesy Małysza rozpędziły kulę śnieżną, z której wyłonili się dzisiejsi giganci skoków. Trudno więc obiektywnie oceniać pracę Tajnera.
Pracę Kruczka już jednak znacznie łatwiej. Nasi zawodnicy za jego kadencji skakali nieźle, ale dopiero za Horngachera pokazali pełnię swoich umiejętności. A różnica jest gigantyczna. Austriak tchnął w Polaków technikę, profesjonalizm i podejście do skoków, jakich wcześniej nie mieli okazji poznać. Wszystko wydaje się jasne, kiedy posłuchamy wypowiedzi naszych skoczków. Nieustannie powtarzają, jakim zaufaniem darzą Horngachera. Dawid Kubacki jeszcze niedawno sugerował, że proces przygotowań, w porównaniu do poprzednich lat, odwrócił się o 180 stopni, a Maciej Kot do dzisiaj nazywa Austriaka trenerem i psychologiem "rewelacyjnym".
Czytaj także: Komentator Eurosportu nie ma wątpliwości - Horngacher na szczycie niemieckiej listy życzeń
Były skoczek doskonale wykorzystuje potencjał i umiejętności zawodników. Do tego potrafi właściwie dobrać specjalistów do sztabu trenerskiego, umie postawić na swoim, kiedy szczególnie zależy mu na konkretnym nazwisku, jak było w przypadku zatrudnienia przez PZN dr. Haralda Pernitscha, konsultanta naukowego kadry. Dodatkowo, wraz ze swoimi pomocnikami, potrafi dopełnić całości budowaniem świetnej atmosfery.
ZOBACZ WIDEO: Trzeci weekend PŚ w skokach w Polsce? Hofer ocenił szanse
Znakomite miejsca polskich skoczków w Pucharze Świata, są przede wszystkim ich własną zasługą. Ale nie ulega wątpliwości, że bez Horngachera np. w niedzielnym konkursie w Oberstdorfie Polacy nie zajęliby pierwszego, trzeciego, czwartego i szóstego miejsca. Jego rola w polskich skokach jest nie do przecenienia.
Jestem powściągliwy w swoich sądach i przewidywaniach, dlatego spekulacje odnośnie przyszłości Austriaka przepuszczałem przez gęste sito do odsiewania sensacji. Jednak jego ostatnich wypowiedzi nie da się potraktować neutralnie. Człowiek, który raczej studzi emocje i nie daje pożywki bulwarowym mediom, w rozmowie z ARD wprost powiedział, że praca dla niemieckiej federacji byłaby zaszczytem. Dodał też m.in., że od dawna jest w kontakcie z Niemcami i zawsze chciał tam wrócić, ale ochota to nie wszystko.
Czytaj też: Kamil Stoch szczęśliwy po pierwszym triumfie w sezonie. "Warto było czekać"
Taka wypowiedź nie tyle daje do myślenia, co wręcz pesymistycznie nastraja do przyszłości trenera w polskiej kadrze. Nie bez powodu podpisał z PZN kontrakt tylko na rok. Sven Hannawald w rozmowie ze mną w Zakopanem sam podkreślił, że Horngacher będzie jednym z głównych faworytów do objęcia kadry Niemiec. Z tych wszystkich przesłanek wyłania się mocno niepokojący obraz.
Oczywiście, nawet jeśli w Polsce czuje się dobrze, ma prawo autonomicznie decydować o swojej przyszłości. Nie jest Polakiem, nie ma wobec niego innych argumentów niż pieniądze, komfort pracy, może jakiś sentyment do samych skoczków. Bazując na tej oczywistej wiedzy PZN musi więc zrobić niemal wszystko, aby został. To obowiązek związku, bo trudno byłoby znów znaleźć tak znamienitego trenera. Wiadomo, nic za wszelką cenę, nie można stać się zakładnikiem własnego pracownika, ale chyba wszyscy zdajemy sobie sprawę, jakie znaczenie ma dla polskich skoków 49-letni Tyrolczyk.
Dawid Góra