- Zrobienie z nowicjuszy skoczków światowej klasy w 3,5 roku może wydawać się niemożliwe. My jednak uważamy, że da się to zrobić - skwitował Mika Kojonkoski, cytowany przez portal is.fi. Fin, który dekadę temu wyciągnął z zapaści norweskie skoki, firmuje swoim nazwiskiem projekt "Pekin 2022". We wrześniu 2018 r. zostawił ciepłą posadkę za biurkiem w komitecie olimpijskim, podpisał kontrakt z Chińczykami i rozpoczął najbardziej karkołomną misję w swojej trenerskiej pracy.
Skoczkowie instant
24 kandydatów musiało przeżyć szok termiczny po wyjściu z samolotu. 13 chłopców i 11 dziewcząt w wieku od 14 do 19 lat - wybrani spośród 20 tysięcy kandydatów - skocznie widzieli co najwyżej w telewizji. O ile w ogóle widzieli. Kojonkowski twierdzi, że tylko pięcioro z nich kiedykolwiek miało kontakt ze śniegiem. Nie potrafią założyć nart, a tym bardziej na nich zjeżdżać. Zostali skoszarowani w Kuopio, zaczną od narciarskiego elementarza, potem będą stopniowo wspinać się po szczeblach szkolenia.
Na pozór historia rodem z filmu "Reggae na lodzie" o grupie jamajskich bobsleistów na igrzyskach w Calgary w 1988 r. Z całym szacunkiem dla sportowców z Karaibów, ich działania były prowizorką w porównaniu do chińskiego planu.
Program pochłonie miliony, może nawet dziesiątki milionów. Nad rozwojem Chińczyków czuwa szeroki fiński sztab. Oprócz Kojonkowskiego są w nim zwycięzca konkursów Pucharu Świata Janne Happonen i były trener tamtejszej kadry Pekka Niemela. Na starcie przyszykowano 110 par nart, w pogotowiu czeka tunel aerodynamiczny w Sztokholmie. Na takie luksusy nie mogą pozwolić sobie niektóre reprezentacje z cyklu Pucharu Świata.
Utopia
Na razie nie ma mowy o wpuszczeniu adeptów na rozbieg. Za nimi dopiero pierwsze imitacje, bo tak trzeba określić próby na przenośnej skoczni o punkcie konstrukcyjnym... K-4. To rzecz jasna improwizacja podczas prezentacji dla mediów, ale wiele mówiąca o zawiłości całego przedsięwzięcia.
Chińczycy przejdą od obiektów dla dzieci do skoczni normalnych rozmiarów. Do 2022 roku mają być gotowi, by podjąć rywalizację na igrzyskach. Nie będą na siłę wypychani w świat, trochę zajmie nim przestaną przypominać angielskiego nielota i samouka, Eddiego Edwardsa. Brytyjczyk stał się zresztą inspiracją dla jednego z nastolatków. 18-letni Yixin Lu akurat wie, na co się pisze. Świadomie zgłosił się do eliminacji po obejrzeniu filmu "Eddie the Eagle" o najbardziej nieporadnym zawodniku w historii.
Pomysł otwarcie skrytykował były szkoleniowiec Adama Małysza, Hannu Lepistoe: - To utopia. Skoki narciarskie należą do dyscyplin, które trzeba zacząć uprawiać będąc jeszcze dzieckiem. Młodzi zawodnicy znaleźli się w obcej kulturze, z dala od domu. Kojonkowski pozostaje optymistą, choć zaznacza, że selekcja to dopiero pierwszy etap, wszystko wyjdzie w praniu. Testy oceniły jedynie potencjał fizyczny.
To główna część chińskiej koncepcji. W tle pozostaje obecna kadra skoczkiń, prowadzona przez kolejną znaną postać, Heinza Kuttina. Były trener Austriaków przyjął latem ofertę, a ma o tyle ułatwione zadanie, że jego zawodniczki nie tylko skakały, ale już punktowały w kobiecym Pucharze Świata. Grupa Kuttina osiądzie prawdopodobnie w Villach.
Na podbój igrzysk
Chińskie podejścia do skoków do tej pory kończyły się fiaskiem. W 2004 roku drużyna z Państwa Środka zadebiutowała wprawdzie w konkursie drużynowym w Willingen, a indywidualnie regularnie pojawiali się w pucharowej karuzeli, ale rzadko kiedy Azjaci nie zamykali stawki. Austriak Heinz Koch i Niemiec Jochen Danneberg dali sobie spokój po kilku bezowocnych latach, wycofali się zniechęceni sponsorzy.
Pomimo szumnych zapowiedzi, Chińczycy ani razu nie zdobyli pucharowych punktów. Po prostu dodawali folkloru, stali się ciekawostką. Tak jak kilka innych projektów. Na przełomie lat 80. i 90. punkty zdobywali Hiszpanie, na obiekcie w Jacy do 2000 r. mogły odbywać się zawody wysokiej rangi. Po fiasku starań o zimowe igrzyska skoki ostatecznie podupadły. Los Hiszpanów mogą wkrótce podzielić Rumuni, o których głośno zrobiło się tylko raz, po aferze z dotkliwym pobiciem zawodników przez trenera. Ostatniego słowa nie powiedzieli Turcy, wystawili nawet reprezentanta na igrzyskach w Pjongczangu, co było głównym zadaniem trenera Pekki Niemeli podczas czteroletniej pracy. Nie widać jednak wielkich perspektyw na horyzoncie, wycofano zgłoszenie do organizacji igrzysk w 2026 r., fiński szkoleniowiec odszedł i pomaga Kojonkowskiemu.
Te inicjatywy nie były przygotowane z takim rozmachem jak chińska. Na igrzyska w Pekinie gospodarze szykują bowiem ofensywę, porównywalną do tej z letnich zmagań w 2008 r., kiedy zgarniali krążki w traktowanych niegdyś po macoszemu konkurencjach, jak przykładowo pływanie. Nie będą szczędzić grosza, cel - zwycięstwo w klasyfikacji medalowej - uświęca środki.
ZOBACZ WIDEO: Fajdek o mały włos nie zabił trenera. "Gdyby nie wstał, skończyłoby się zgonem"
Co można zrobić w 4 lata skoro trener zaczyna od nauki zakładania nart...
Można jedynie brać udział w igrzyskach i modlić się żeby żadnemu zawodnikowi z Czytaj całość
Z 24 ludzi może kogoś wyłuskają - jednak 3 i pół roku, to jednak mało czasu.