[b]
Fenomen popularności Piotra Żyły[/b]
O Piotrze Żyle zrobiło się głośno przed kilkoma laty. Początkowo nawet nie tyle ze względu na jego dobre skoki, ale jego wypowiedzi dla mediów i aktywność w portalach społecznościowych. Charakterystyczny śmiech i "hehehe" na długo zostanie zapamiętane w historii polskich skoków narciarskich. Tak jak opisywanie swojej sylwetki w locie słowami "dupa na buty, garbik, fajeczka i się leciało".
Autentyczność Żyły sprawiła, że fani byli ciekawi jego kolejnych wypowiedzi. Również tych na Facebooku, gdzie jego konto obecnie śledzi ponad 1,1 mln użytkowników.
To więcej niż w przypadku Kamila Stocha, choć osiągnięcia skoczka z Zębu są znacznie bardziej imponujące. Stoch jest jednak bardziej wyważony i spokojny. Nie potrafi porywać tłumów tak jak jego rówieśnik (obaj są z rocznika 1987).
- Ja mam tak, że po zawodach piwko jak najbardziej, bo jest moment, że można sobie pozwolić na jedno, dwa - przyznawał po jednym z konkursów szczery do bólu Żyła. Gdy konkurs mu nie wyszedł, potrafił palnąć: źle mi się skacze, głupia jest ta skocznia, powinni ją wysadzić. No nie, żartuję, hehe.
U Stocha podobnych wypowiedzi nie uświadczymy.
Problemy z pozycją najazdową Żyły
Bywały jednak czasy, gdy w kadrze polskich skoczków nie wszystkim było do śmiechu z powodu występów Żyły. Spowodowane to było pozycją najazdową. Nie był w stanie wykorzystać siły odbicia z progu, a to przekładało się na krótkie skoki. Nawet trenerzy Łukasz Kruczek i Jan Szturc załamywali ręce.
ZOBACZ WIDEO Ammann groźnym rywalem Stocha w Pjongczang? "Nie wolno skreślać go z powodu wieku"
[color=#000000]
[/color]
Były opiekun polskiej kadry długo próbował przekonywać skoczka z Cieszyna do zmiany pozycji. Poświęcił na to ponad dwa lata. Wykorzystano nawet autorytet Adama Małysza, który argumentami chciał przekonać skoczka do swoich racji. Nic z tego. Żyła nie chciał słuchać jego opinii. Twierdził, że nie czuje się najlepiej przy innej technice. Wolał swoją i przekonywał, że stanowi ona dla niego najlepsze rozwiązanie.
Metamorfoza za sprawą Stefana Horngachera
Dla Żyły fatalny okazał się sezon 2015/2016 w Pucharze Świata. Ledwie sześć razy wchodził do drugiej serii. Ani razu nie oglądaliśmy go w czołowej dziesiątce. To był najgorszy okres w karierze polskiego skoczka. Zdobył ledwie 89 punktów, podczas gdy rok wcześniej miał ich na swoim koncie 474. To był zresztą gorszy moment całej polskiej kadry. Wybawieniem dla niej okazał się trener Stefan Horngacher.
Austriak nie chciał słyszeć argumentów Żyły, że "garbik i fajeczka" to dla niego najlepsza pozycja dojazdowa, dzięki której jest w stanie daleko skakać. Postawił mu jasne ultimatum. Jeśli nie zmieni swojej sylwetki, wyleci z kadry. To poskutkowało. Efekty nie przyszły od razu. Jeszcze w sezonie letnim, gdy Żyła dopracowywał nową technikę, wyników nie było. Przyszły jednak zimą. Progres w rezultatach był natychmiastowy. Skoczek zakończył ubiegłoroczną kampanię z 634 "oczkami", raz stanął na podium, był drugi w Turnieju Czterech Skoczni, indywidualnie zdobył brązowy medal na mistrzostwach świata.
Piotr Żyła kocha loty
W tym sezonie Żyła zajmuje piętnaste miejsce w klasyfikacji generalnej PŚ. Nie jest źle, ale mogłoby być lepiej. Wszakże przed rokiem 31-latek kończył rywalizację na jedenastej pozycji. Teraz przed skoczkiem z Cieszyna bardzo ważne zawody - mistrzostwa świata w lotach w Oberstdorfie. On nawet nie ukrywa, że kocha mamuty.
Już w 2013 roku zszokował świat, gdy w Planicy zajmował trzecie miejsce. Latał wtedy na odległość 212,5 i 216,5 m. Gdy we wcześniejszych kwalifikacjach oddawał najdłuższy skok dnia (221 m), nie ukrywał radości. - Tego, co zrobiłem, nie można nawet skokiem nazwać, bo zrobiłem wszystko odwrotnie. Tu są takie dwa uskoki na rozbiegu i w tym drugim mnie za bardzo przeciągnęło, trzeba było odkręcać w drugą stronę, narty mi tylko strzeliły, resztę ratowałem z tego, co mogłem - mówił wtedy Żyła.
Ostatni konkurs na mamucie w Bad Mitterndorf nie był jednak dla Polaków udany. Żyła skakał poprawnie. Dzięki lotom na odległość 210,5 i 200 m zapewnił sobie szesnastą pozycję. Na pewno stać go na więcej. Przyznał to zresztą w rozmowie z TVP Sport. - Powinno być lepiej - mówił o mistrzostwach światach w lotach.
Zdradził przy tym, że w oczekiwaniu na decyzję sędziów o kontynuacji zawodów w Bad Mitterndorf, wyciągnął gitarę i zaczął grać. Były piosenki "Dżemu", "Perfectu" czy "Lady Pank". Oby po najbliższych konkursach 31-latek miał powody, by zagrać coś z zagranicznego repertuaru. Na przykład "We are the champions" zespołu "Queen".
Piotr Zyla urodzil sie w Cieszynie! Tak jak ja...ale jest Wislaninem jak ja i A.Malysz! Wiec zanim cos opublikujesz Lukasz to ogarnij swoj tekst.... Pozdro Peter! ;) Czytaj całość