Sytuacja w Polskim Związku Narciarskim w ostatnich dniach zrobiła się bardzo trudna. Prezes związku Adam Małysz otwarcie skrytykował działania Alexandra Stoeckla, co spotkało się ze zdecydowaną reakcją. Austriak w piątek zrezygnował z funkcji dyrektora sportowego reprezentacji Polski.
Okazuje się, że to nie jedyna osoba, która zdecydowała się na pożegnanie z PZN. Filip Rzepecki, dyrektor sportowy odpowiedzialny za narciarstwo alpejskie również zdecydował się na rezygnację z funkcji, którą powierzono mu w kwietniu 2024 roku. Rzepecki pozostanie na stanowisku do kwietnia, aby uniknąć chaosu w związku.
Były alpejczyk i stomatolog tłumaczy swoją decyzję brakiem możliwości rozwoju tej dyscypliny. - Nie widziałem szans wprowadzania zmian, które są niezbędne, aby naprawić narciarstwo alpejskie. Zdarzało się, że moja decyzyjność była ograniczana lub zmieniana przez osoby wyżej postawione. [...] Doszedłem do wniosku, że nie ma sensu brać co miesiąc pieniędzy, by nie móc wprowadzić żadnych niezbędnych decyzji - wyjaśnił Rzepecki w rozmowie z Przeglądem Sportowym Onet.
ZOBACZ WIDEO: Artur Siódmiak dziś jest legendą. "Wychowałem się na blokowisku"
Podobnie jak Stoeckl, Rzepecki wskazuje na nadmierną biurokrację jako jedną z przyczyn swojej decyzji. - Przepisy ministerialne frustrują trenerów. Nasi trenerzy poświęcają 30 proc. swojego czasu na dokumentację. W żadnym innym kraju tak nie ma - dodaje.
Rzepecki podkreśla, że jego rozmowa z prezesem Adamem Małyszem była szczera i przyjemna, a decyzja o rezygnacji nie była związana z żadną aferą z udziałem Stoeckla. - To, co ja bym chciał zrobić, jest niemożliwe w obecnym stanie, z obecnymi osobami w związku i sytuacją prawną - mówi Rzepecki, podkreślając, że nie chce pobierać wynagrodzenia bez możliwości wprowadzania zmian.