Zapewne sporo osób zapomniało już o skoczku, który był uznawany za wielki talent, ale ostatecznie nigdy nie skakał na miarę swoich możliwości. Harri Olli, bo o nim mowa, mógł zrobić wielką karierę, ale skończyła się na wygraniu trzech konkursów Pucharu Świata.
Fin wszystkie zwycięstwa zanotował w 2009 roku, kiedy to nie miał sobie równych w Oberstdorfie, Lillehammer oraz Planicy. Łącznie siedem razy udało mu się stanąć na podium. Jego największym sukcesem jest z kolei srebrny medal mistrzostw świata z Sapporo, zdobyty w 2007 r. na dużej skoczni, do którego dołożył jeszcze dwa drużynowe krążki z MŚ w lotach.
Szok. Postanowił poprzeć Władimira Putina
W 2023 roku 40-latek przypomniał o sobie kibicom skoków narciarskich. Mimo że znany był z problemów z alkoholem, to tym razem sprawa rozchodziła się o... Władimira Putina.
ZOBACZ WIDEO: Fatalny wynik Polaków. "Mamy tyle medali, na ile jest potencjał"
Otóż w mediach społecznościowych Olliego, a konkretnie na Instagramie, opublikowany został kontrowersyjny wpis. W obliczu wojny Fin postanowił poprzeć prezydenta Rosji. Powód? Takie same stanowisko ma znany hokeista Aleksandr Owieczkin, więc były skoczek postąpił jak on.
"Aby podjąć ostateczną decyzję, czy wspierać Rosję, czy Ukrainę, muszę poprosić o radę kogoś, kto naprawdę odniósł sukces w sportach zimowych. Aleksandr Owieczkin jest hokeistą z sukcesami i wspiera Putina. W takim razie i ja wspieram Rosję" - brzmiały kontrowersyjne słowa 40-latka (więcej TUTAJ).
W obliczu wspomnianego wpisu kontakt z nim nawiązał portal nettavisen.no. Wyjaśnień nie było, lecz pojawił się kolejny post, w którym Olli wyjaśnił, iż "ma więcej wspomnień z Rosjanami", dodając jednak, że "wojna jest do bani".
Słowa byłego skoczka były o tyle zaskakujące, że Halvor Egner Granerud nawet nie uwierzył, iż był to jego wpis. Norweg początkowo był przekonany, że to nie Olli opublikował wpis, tylko osoba, która się pod niego podszyła. Prawda okazała się jednak zupełnie inna.
Relacja z alkoholem go zniszczyła
Poparcie prezydenta kraju agresora to jedno, a wybryki 40-latka to drugie. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że przegrał on walkę z alkoholem i przez to jego kariera nie potoczyła się tak, jakby tego chciał.
Jeden z głośniejszych wybryków, który zapadł w pamięci, miał miejsce w 2010 roku. Nieudana próba w Kussamo mocno zdenerwowała byłego skoczka. Na tyle, że kamery zobaczyły od niego... środkowy palec.
Efekt tego był taki, że Olli nie miał możliwości występu w kolejnych zmaganiach Pucharu Świata. Inne konkursy musiał odpuszczać przez swoją drużynę, bo był wyrzucany z kadry zawsze, gdy nie przestrzegał wewnętrznego regulaminu. Jeden z punktów zapewne zakazywał współprac hazardowych, co jednak nie miało dla niego znaczenia.
Alkohol czy poparcie Putina to jednak nie koniec. Niedawno, bo w 2022 roku miał zaatakować byłą żonę. Mimo interwencji innych kierowców Fin był w stanie pobić jednego z nich
Mimo wielu komentarzy dotyczących jego toksycznej relacji to ta była kontynuowana. Do tego stopnia, że w 2014 roku Olli i jego ukochana stanęli na ślubnym kobiercu. Jednak zamiast miłości i wierności do końca życia, był szybki rozwód i początek nowego życia dla obu.
Warto również dodać, że dla 40-latka problemem nie było prowadzenie samochodu pod wpływem alkoholu, za co w 2008 roku stracił prawo jazdy. Wracając natomiast do ataku na żonę Olli w 2014 r. trafił do więzienia na 4,5 miesiąca z uwagi na dokonywanie napaści.
Zmarnował papiery na wielką karierę
Warto jednak jeszcze wrócić do momentu, w którym przypisano mu łatkę wielkiego talentu. Finowie bowiem nie mieli w swoich szeregach żadnego innego skoczka o tak ogromnym potencjale.
Żeby zobrazować talent 20-latka, wystarczy przypomnieć, że medal zdobyty przez niego w Sapporo był możliwy m.in. dzięki temu, że pokonał Adama Małysza. I to w momencie, gdy Polak znajdował się w świetnej formie.
Przed przebudową obiektu w Vikersund, Olli ustanowił rekord skoczni, bowiem pofrunął 219 metrów. Teraz z takim wynikiem niewykluczone, że w ogóle nie znalazłby się w pierwszej dziesiątce.
Warto dodać, że 40-latek nie mówił pas, jeżeli chodzi o jego karierę. Próbował wracać do rywalizacji, lecz efektów nie było. Nic więc dziwnego, że ostatecznie dał sobie spokój i odwiesił buty na kółku.
Jakub Fordon, dziennikarz portalu WP SportoweFakty