Nie ma co zakłamywać rzeczywistości - tłumów w stolicy Tatr nie było. Nie byliśmy świadkami obrazków jak kilka lat temu, nie wspominając już nawet o tym, co działo się na początku XXI wieku. Kompletu na trybunach również nie było. To jednakże nie przeszkodziło w stworzeniu wyjątkowej atmosfery.
Często mówi się, że w Zakopanem jest zupełnie inaczej niż w jakimkolwiek miejscu na świecie. Niektórzy mogą uznać te słowa za wyświechtany slogan. Jednakże uwagę na to zwracają nie tylko Polacy, ale zawodnicy z całego świata. Zresztą kibice z różnych krajów również. Tutaj skoki narciarskie naprawdę przeżywa się inaczej.
Oczywiście ktoś może nazwać konkursy na Wielkiej Krokwi festiwalem tandety, czy nawet obciachu. Faktycznie, atmosfera jest bardziej festynowa. Dużo muzyki, potocznie nazywanej "pod nóżkę", do tego discopolo i koncerty. Najpewniej część kibiców nie odmówi sobie wypicia napojów procentowych. Nie zmienia to jednak faktu, że to właśnie w Polsce czuć, czym wspierania skoczków jest.
ZOBACZ WIDEO: Mocne słowa legendy w kierunku polskiego siatkarza. Jest odpowiedź
Na pewno szkoda, że wokół skoczni nie zebrało się jeszcze kilka, a może nawet kilkanaście tysięcy osób więcej. Mimo wszystko pomimo narzekań na drogie bilety i słabych wyników Biało-Czerwonych już od poprzedniego sezonu, zawody w Zakopanem przyciągają ludzi. Zakopane a Wisła to dwa różne światy.
Odbiór zmagań skoczków narciarskich w stolicy Tatr, czy to przed telewizorem, czy na żywo, jest zupełnie inny. To miejsce na kilka godzin nadal czaruje. Jednocześnie pokazuje, że polskie skoki tak szybko nie zostaną zatopienie. Oczywiście, jestem pewny, że dalszy brak sukcesów będzie powodował zmniejszania frekwencji. Jednak to dużo powolniejszy proces niż ten w drugą stronę. Jeden czy dwa tryumfy naszych reprezentantów spowodują, że za rok w Zakopanem znów mogą pojawić się tłumy, a o bilety będzie toczyła się prawdziwa walka.
Najbliżej pociągnięcia polskich skoków jest w tej chwili Paweł Wąsek. Niesamowicie przyjemnie ogląda się jego próby. Nadal brakuje kropki nad "i", czegoś ekstra, co pozwoli mu wskoczyć na podium konkursu. A obecnie bez przynajmniej jednego wyjątkowego skoku, nie da się rywalizować o czołową trójkę. Mimo wszystko Paweł znajduje się w światowej czołówce i daje nadzieje, nawet na medal w zbliżających się mistrzostwach świata.
Zresztą drużynowo nie jesteśmy wcale w tak fatalnym położeniu. Z jednej strony na początku biliśmy się ze Stanami Zjednoczonymi czy Szwajcarią, co brzmi trochę abstrakcyjnie, z drugiej zajęliśmy piąte miejsce. Jest tylko jedno "ale". Strata do Niemców, Norwegów, Słoweńców, nie wspominając o Austriakach, była ogromna. I to akurat dalej jest powodem do zmartwień.
Szkoda, że całą zabawę dla nas już w pierwszej grupie zepsuł Aleksander Zniszczoł. Wręcz niewiarygodnym jest, jak bardzo można tracić przy wietrze w plecy. Często kogoś określa się zawodnikiem przedniego wiatru. O Adamie Małyszu mówiło się, że w momencie tylnych podmuchów zyskuje nad innymi. Olek z kolei w takich warunkach staje się skoczkiem drugiego czy nawet trzeciego szeregu. Nie wiem, czy obecnie w całym Pucharze Świata jest ktoś, kto prezentuje się tak zgoła odmiennie przy takim wietrze. Nad tym trzeba po prostu popracować.
Wielokrotnie wzbraniałem się przed określeniami "proces" czy "postęp" w przypadku naszej reprezentacji. Teraz muszę przyznać, że trochę lepiej jest. Aczkolwiek nadal tylko trochę. O Pawle Wąsku już wspomniałem. Aleksander Zniszczoł przy przednim wietrze także jest w stanie walczyć o czołową dziesiątkę. Warto jednakże zwrócić uwagę na Dawida Kubackiego oraz Kamila Stocha.
Ten pierwszy w końcu ląduje kilka metrów dalej. Nadal spada z dużej wysokości, ale jego próby od progu do lądowania wyglądają już po prostu nieźle. Teraz trzeba zrobić następny krok. W podobnej sytuacji znajduje się trzykrotny mistrz olimpijski. To już nie są męczarnie. Jest w tym wszystkim jakaś większa lekkość, która wskazuje na poprawę. Teraz przydałoby się poprawić jeszcze jakiś element, żeby można było się włączyć do rywalizacji o wyższe lokaty. A może faktycznie wystarczy ten jeden mityczny skok, aby całość zatrybiła.
Bez wątpienia na Polaków patrzy się przyjemniej niż jeszcze miesiąc temu. Oby w końcu wszystko wskoczyło na właściwe tory. A w niedzielę trzeba trzymać kciuki za Pawła Wąska. Jeśli udałoby się mu znaleźć na podium, Zakopane eksloduje i pokaże jeszcze więcej magii.
Mateusz Kmiecik, dziennikarz WP SportoweFakty