Przed jedenastoma laty sezon 2013/14 w Pucharze Świata w skokach narciarskich rozpoczął się od nieprawdopodobnej wręcz sensacji - wygranej Krzysztofa Bieguna w jednoseryjnej rywalizacji w Klingenthal. To było 23 listopada 2013 roku i wydawało się, że na podobną polską sensację będziemy czekać latami. Jak się niedługo później okazało - czekaliśmy niespełna miesiąc.
Tradycyjnie już w okresie przedświątecznym skoczkowie udali się do szwajcarskiego urokliwego miasteczka Engelberg, gdzie Polacy wcześniej za sprawą Adama Małysza i Kamila Stocha sześciokrotnie od 1997 roku stawali na podium. To właśnie na tego drugiego skierowane były oczy polskich kibiców. W dobrej formie byli też Maciej Kot i Klemens Murańka, rozpędzał się Piotr Żyła. Na wspomnianego wyżej Bieguna i uzupełniającego kadrę Jana Ziobrę nie liczył nikt.
Ten ostatni do Engelbergu przyleciał z serią kiepskich i powtarzalnych występów - przed zawodami w Szwajcarii Ziobro zajmował w zawodach rangi PŚ trzykrotnie 44. miejsce i raz 48. lokatę. Co tu dużo mówić - nie miało prawa się udać, więc nikt, nawet w najśmielszych snach, nie przewidziałby tego, co wydarzyło się 21 grudnia 2013 roku.
ZOBACZ WIDEO: Afera w polskiej kadrze. Trener z zawodniczką do dziś nie porozmawiali
Skoczek ze Spytkowic skakał jako jeden z pierwszych w całej stawce. W pierwszej serii Ziobro oddał fenomenalny skok na odległość 134 metrów. Mijały kolejne minuty, faworyci nie przeskakiwali Polaka. A on czekał w miejscu przeznaczonym dla lidera z uśmiechem na twarzy. Stan rzeczy nie zmienił się już do końca pierwszej odsłony, a w czołowej 10-tce Ziobrze towarzyszyło trzech Biało-Czerwonych: 4. Piotr Żyła, 7. Kamil Stoch i 8. Klemens Murańka.
Było pięknie, a jak się okazało kilkadziesiąt minut później - to był dopiero przedsmak serii finałowej. Najpierw piękną próbą na odległość 137,5 metra popisał się Stoch, co pozwoliło mu awansować o co najmniej sześć pozycji i być pewnym przynajmniej 2. miejsca w konkursie. Co więcej - dało też pewność założenia przez niego pierwszy raz w historii żółtej koszulki lidera PŚ.
Wiedzieliśmy już, że to Polak zwycięży na Gross-Titlis-Schanze. I raczej spodziewaliśmy się, że Ziobro może się "spalić" w ostatniej próbie tego dnia. Tymczasem Janek wytrzymał wojnę nerwów jakby był w takiej sytuacji tydzień w tydzień - 141 metrów i wyrównanie ówczesnego rekordu obiektu należącego do Simona Ammanna i Janne Ahonena. Robi wrażenie, prawda?
Ziobro zwyciężył w zawodach PŚ pierwszy (i jak się później okazało - ostatni) raz w karierze, a symbolem tej wygranej stał się nie rekord skoczni, a... napis na nartach naszego reprezentanta, brzmiący "luz w du...", który 22-latek z dumą prezentował po triumfie na szwajcarskiej ziemi.
Od tamtego konkursu mija równo 11 lat, a sytuacja naszych skoczków jest zgoła inna i raczej nie liczymy na taki wyskok któregokolwiek z Biało-Czerwonych w pierwszym konkursie indywidualnym w Engelbergu. Nadziei na czołową dziesiątkę możemy upatrywać głównie w Piotrze Żyle, który bardzo dobrze skakał w piątkowych sesjach treningowych i kwalifikacyjnych (dwa razy 11. i raz 12. miejsce).
Faworytami zmagań na Gross-Titlis-Schanze będą Austriacy i Niemcy - Daniel Tschofenig, Pius Paschke i Jan Hoerl. Chrapkę na sprawienie niespodzianki będą mieli skoczkowie z mniejszych nacji, co potwierdził zajęciem 3. miejsca w kwalifikacjach Amerykanin, Kevin Bickner.
Sobotni konkurs indywidualny zaplanowano na godzinę 16:00. Na liście startowej wśród 50 skoczków znalazło się pięciu reprezentantów Polski. Relację tekstową LIVE przeprowadzi portal WP SportoweFakty.