Przedstawiciele 20 różnych reprezentacji przystąpili już do poszczególnych konkursów Pucharu Świata w skokach narciarskich w sezonie 2024/25. Na przestrzeni czterech weekendów punktowało aż 15 narodów, w tym Bułgaria, Estonia, Turcja, Ukraina, Kazachstan, Francja czy Stany Zjednoczone. I choć pomyśleć można, że to pojedyncze wybryki, to rzeczywistość jest inna.
Wśród wyżej wymienionych nacji możemy znaleźć skoczków punktujących regularnie na poziomie nie tylko końcówki stawki serii finałowych, ale również coraz śmielej pukających do drzwi drugiej i pierwszej dziesiątki. Jak przypomina w rozmowie z portalem WP SportoweFakty były skoczek Jakub Kot już zeszły sezon dał nam przedsmak tego, co oglądamy teraz.
- To nie jest tak, że te nazwiska nagle się wybiły. Przypomnijmy sobie, jak w ubiegłym sezonie Jewhen Marusiak bił rekordy Ukrainy i zaliczał naprawdę udane występy na skoczniach mamucich. Dobrze pokazywali się Włosi - Alex Insam, Andrea Campregher czy Giovanni Bresadola - mówi nam Kot.
ZOBACZ WIDEO: Afera w polskiej kadrze. Trener z zawodniczką do dziś nie porozmawiali
Wprawdzie Włosi nieco zgaśli - Bresadola nie startował w tym sezonie, a Insam, Campregher i Francesco Cecon ani razu nie znaleźli się w drugiej serii. Marusiak z kolei po niezbyt udanym starcie, w ubiegły weekend w Titisee-Neustadt dwukrotnie punktował, zajmując miejsce 26. w sobotę i bardzo wysokie 12. w niedzielę.
Na poziomie pierwszej dziesiątki, spoglądając na mniejsze reprezentacje, punktowało dwóch zawodników - Estończyk Artti Aigro i Amerykanin Tate Frantz. Ten pierwszy zajął 5. lokatę w pierwszym grudniowym konkursie na Rukatunturi (HS 142), z kolei drugi na otwarcie sezonu w Lillehammer dwukrotnie był klasyfikowany na 10. pozycji.
- Artti Aigro już w zeszłym sezonie był skoczkiem, na którego warto było zwrócić uwagę. Wtedy jeszcze nie pokazywał w pełni swojego potencjału, ale zaznaczał swoją obecność w stawce. A jeszcze mocniej zaznaczył ją latem, kiedy razem z Tatem Frantzem stanęli na podium Letniego Grand Prix - przypomina nam Jakub Kot i dodaje: - Wtedy też ze świetnej strony pokazywał się Valentin Foubert.
A skoro o Francuzie mowa, trudno wyzbyć się wrażenia, że przejęcie francuskiej kadry przez Nicolasa Dessuma tchnęło nadzieję przynajmniej w Fouberta, choć kto wie, czy nie doczekamy się również punktów młodszych o rok Enzo Milesiego czy Julesa Cherveta?
Długo na punkty czekali również Kazachowie, nie mówiąc o podwójnych punktach - ten wyczyn udał się Ilji Mizernychowi oraz Daniłowi Wasiljewowi, którzy zajmowali kolejno 25. i 18. miejsce podczas wspomnianego wyżej konkursu w Ruce. Pozostaje zatem zapytać, skąd takie wyniki mniejszych nacji?
- Wydaje mi się, że dużo dała decyzja FIS o "obcięciu" kwot startowych dla największych reprezentacji. Dla mocniejszych nacji to był cios, natomiast to było wyciągnięcie ręki w kierunku słabszych. Inaczej jest, gdy ciągle zajmujesz miejsce 50., a inaczej, gdy wejdziesz do drugiej serii. Wówczas buduje się pewność siebie i to na pewno pomaga - podkreśla były skoczek.
I tu trzeba przyznać, że Sandro Pertile triumfował, podejmując przed sezonem 2023/24 decyzję o zmniejszeniu kwot startowych dla wielkich. Oczywiście, wściekli mogą być Austriacy, Niemcy czy Norwegowie, jednak dla małych kadr jest to szansa. Szansa, którą jak na razie świetnie wykorzystują.
Wprowadzone zostały też konkursy duetów, przez wielu z początku krytykowane. To jednak kolejny krok, który poczynił FIS w celu umożliwienia reprezentacjom, które nie mają możliwości wystawienia drużyny, regularnego pokazywania się kibicom z całego świata z naprawdę dobrej strony. Co dalej?
- Przede wszystkim trzeba trzymać kciuki za ten nie do końca odkryty rynek w skokach. Rozumiem wizję Sandro Pertile, który chce pobudzić inne części globu, niż tylko środkową Europę. Trzeba "łapać" kraje, gdzie są fajne obiekty i mogą być organizowane fajne imprezy. Spójrzmy na Turcję i kompleks Erzurum, gdzie sam miałem okazję skakać na Uniwersjadzie. Teraz nie ma tam praktycznie żadnych zawodów, a potencjał jest ogromny - zaznacza nasz rozmówca.
Pozostaje liczyć na to, że ów potencjał zostanie przez FIS wykorzystany, a ekspansja na inne strony świata sprawi, że o skokach narciarskich będziemy mówić jako o sporcie globalnym.
Póki co nasze oczy zwracają się w kierunku Engelbergu. Już w piątek o godzinie 17:30 skoczkowie rozpoczną rywalizację w Szwajcarii w ramach kwalifikacji do konkursu indywidualnego. Relację tekstową LIVE przeprowadzi portal WP SportoweFakty.