Harrachov to niewielkie senne miasteczko, które położone jest cztery kilometry od granicy polsko-czeskiej. Mieszka tam około 1400 osób, żyjących głównie z turystyki. Nic w tym dziwnego, bo miasto to ma bogate tradycje narciarskie, a na zboczach Certaka - czyli Diabelskiej Góry - jest wiele kilometrów tras dla amatorów jazdy na nartach.
Dziesiątki tysięcy Polaków przyjechało na Małysza
Od czasu wybuchu Małyszomanii Harrachov kojarzy się kibicom w Polsce z mamucią skocznią, na której jeden z najwybitniejszych skoczków w historii wygrał dwa konkursy. To był rok 2001, gdy jeszcze Czechy i Polska nie były w Strefie Schengen, a żeby dostać się do Harrachova, trzeba było swoje odstać w kolejce na przejściu granicznym.
A przypomnijmy, że zaledwie tydzień wcześniej Adam Małysz wygrał prestiżowy Turniej Czterech Skoczni. Fani mieli nowego bohatera. Polaka, który wreszcie osiąga sukcesy w sportach zimowych. I do Harrachova wybrało się dziesiątki tysięcy kibiców. Harrachov takiego najazdu Polaków nie przeżył ani nigdy wcześniej, ani nigdy później. I patrząc na to, jak wygląda mamucia skocznia w Harrachovie, najprawdopodobniej już nigdy nie przeżyje.
ZOBACZ WIDEO: Można wpaść w zachwyt. Jędrzejczyk pokazała zdjęcia z rajskich wakacji
Sam Małysz przed laty nie ukrywał, że w Harrachovie czuł się jak w domu. Wszystko z powodu najazdu polskich kibiców, których były dziesiątki tysięcy. - Harrachov to dla mnie bardzo ważne miejsce. Wiąże się z nim wiele moich pozytywnych wspomnień. Dwukrotnie tam wygrywałem, podczas zawodów czułem się tam jak w domu. Na mamuciej skoczni oddawałem rekordowe skoki. Mam sentyment do Harrachova - mówił obecny prezes PZN.
Opłakany stan mamuciej skoczni
Do Harrachova wybraliśmy się pod koniec października. Sprawdziliśmy na własne oczy, jak wygląda zaniedbana mamucia skocznia, gdzie Małysz po raz pierwszy w karierze skoczył powyżej 200 metrów. Patrząc na archiwalne zdjęcia w sieci, spodziewaliśmy się przygnębiającego widoku. I tak też było. Z wielkich skoków w Harrachovie zostały tylko wspomnienia.
Gdy tylko wjeżdża się do Harrachovia, nad miastem góruje Certak, a na nim właśnie kompleks skoczni, w tym ta największa. Od lat nikt na niej nie oddał skoku. Byłoby to po prostu niemożliwe, gdyż obiekt jest w opłakanym stanie. Przed laty zapadła się na nim drewniana konstrukcja buli. Zniszczeniu uległ też rozbieg.
Po chroniących od wiatru urządzeniach pozostały tylko słupy, które wyłaniają się spośród drzew. To samo dotyczy się krzesełkowego wyciągu, którym zawodnicy byli transportowani na rozbieg. To siedząc na jednym z jego krzesełek Sven Hannawald musiał chronić się przed śnieżkami rzucanymi przez Polaków.
Od czasu do czasu koszone są samosiejki na zeskoku, dzięki czemu skocznia nie przypomina lasu. A na końcu zeskoku jest teren, który wykorzystywany jest przez młodych adeptów biegania. Trenerzy rozstawiają znaczniki, które imitują bieżnię.
Brakuje drewnianych band i części tabliczek wyznaczających odległość. Część z nich jest po prostu zardzewiała. Z tym ta oznaczająca 212. metr, na którym najdalej na Certaku skoczył Adam Małysz.
Czesi doskonale znają sobie sprawę z tego, że stan mamuciej skoczni jest powodem do wstydu. - Każdy wynik jest efektem pracy tych, którzy w nim uczestniczą. Jeśli więc dzisiaj spojrzymy na ruiny, logicznie rzecz biorąc, winni są wszyscy, którzy byli właścicielami tego terenu i którzy o niego - w cudzysłowie - dbali. Gdyby wszystko było zrobione perfekcyjnie, obiekt nie byłby w takim stanie - powiedział nam burmistrz Harrachova, Tomas Vasicek.
- Ta sytuacja miała bardzo złożony charakter. Prawdopodobnie największym problemem, biorąc pod uwagę moją perspektywę, były niekończące się wewnętrzne spory, ale przede wszystkim całemu projektowi brakowało siły napędowej - dodał Filip Sakala, dyrektor sportowy czeskiej federacji narciarskiej.
Ambitne plany Czechów
Wjeżdżając kolejką linową na szczyt Certaka, doskonale widać całego kompleksu. Harrachov jednak ma znowu żyć sportami zimowymi. Burmistrz miasta ożywia się, gdy mówi o planach na przyszłość dotyczących skoczni.
- Nie tylko planujemy inwestycje, ale też je już realizujemy. Powstało Narodowe Centrum Narciarstwa Klasycznego, w skład którego wchodzi stadion do biegów przełajowych oraz teren małych i dużych skoczni narciarskich. Powstał też projekt przebudowy dawnej skoczni K-120 na HS 163. To będzie pierwsza na świecie "giant hill". Zakończono już projekt przebudowy skoczni, obecnie trwają prace nad projektem naśnieżania i torów dojazdowych. Trwa przetarg publiczny na wykonawców robót budowlanych - dodał Vasicek.
Budowa w Harrachovie centrum narciarstwa klasycznego to jeden z projektów czeskiej federacji, która chce na terenie kraju wybudować infrastrukturę dla sportowców. To tam będą mogli przygotowywać się do kolejnych startów.
- Dla sportowców - narciarzy oznacza to, że będą mieli gdzie przygotować się na dłuższą metę. Nie tylko, że będą mieli gdzie trenować, ale musi to być też zaplecze, na którym będą trenować, gdzie będą mieli lekarzy, fizjoterapeutów. Do tego to ma być kompleks dla dzieci i dorosłych, którzy chcą uprawiać sport - wyjaśnił Miroslav Jansta, przewodniczący Czeskiego Związku Sporu.
To będzie pierwsza taka skocznia na świecie
Prace przeprowadzono już na mniejszych skoczniach, a teraz oczkiem w głowie działaczy jest budowa pierwszej "giant hill". To ma być obiekt, którego wielkość będzie wynosić 163 metry. Takiego obiektu na świecie jeszcze nie ma.
- Przepisy Międzynarodowej Federacji Narciarskiej (FIS - dop. red.) zmieniają się z roku na rok, a nasza skocznia, nawet jeśli na pierwszy rzut oka nie wygląda, jakby można było na niej skakać, to nie spełnia już tych zasad. Aby uzyskać formę nadającą się do skoków, potrzebna jest ta inwestycja. Będzie wtedy możliwa organizacja międzynarodowych zawodów i Pucharu Świata - powiedział Vít Hacek, dyrektor Narodowego Centrum Sportu w Harrachovie.
Koszt inwestycji to około 40-50 milionów czeskich koron, co daje w przeliczeniu 6,8 - 8,5 mln złotych. Pieniądze mają przekazać miasto Harrachov, Kraj Liberecki i Narodowa Agencja Sportu. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to pierwsze zawody mogłyby się tutaj odbyć w sezonie 2025/2026.
- Zamierzamy ubiegać się o organizację zawodów światowych w skokach narciarskich mężczyzn, kobiet i w kombinacji norweskiej. W naszych wielkich w planach jest także zorganizowanie razem z Polakami Mistrzostw Świata w dyscyplinach klasycznych. Mamy memorandum w tej sprawie. Zależy nam jednak na tym, aby cały teren był jednocześnie terenem szkoleniowym. Harrachov powróci na swoje miejsce - zapowiedział burmistrz Harrachova.
Taka deklaracja cieszy Filipa Sakalę. - Przebudowa skoczni K-120 jest już zaplanowana. Potem skupimy się na innych obiektach, a wisienką na torcie ma być skocznia mamucia - snuje plany dyrektor czeskiej federacji.
Mistrzostwa świata w Polsce i Czechach?
Planami Harrachova żyją także w Szklarskiej Porębie i Jakuszycach. Tam wyremontowano Polanę Jakuszycką, na której powstała biathlonowa strzelnica, trasy do biegów narciarskich i całe zaplecze narciarskie z hotelem na czele. To pozwala marzyć o organizacji mistrzostw świata. Umowę jeszcze w 2023 roku podpisali burmistrz Liberca Martin Puta i ówczesny marszałek województwa dolnośląskiego Cezary Przybylski.
- Na podstawie tego memorandum strony czeska i polska zobowiązują się do stworzenia warunków dla przyszłej organizacji wydarzeń sportowych, kulturalnych i innych na terenie obu regionów. Będziemy gotowi na przeprowadzenie takich imprez jak puchary świata, mistrzostwa świata czy igrzyska olimpijskie. Plan zakłada modernizację obiektów sportowych, w tym przede wszystkim skoczni w Harrachovie - mówił wtedy Puta.
Póki co to jednak dalekosiężne plany działaczy, ale jeśli tylko pojawią się na to środki finansowe, to czesko-polska inicjatywa może zakończyć się sukcesem.
Łukasz Witczyk, dziennikarz WP SportoweFakty