Trzęsienie ziemi w norweskich skokach narciarskich może być szansą dla polskich skoków na jeszcze jedno "odrodzenie" liderów: Kamila Stocha, Piotra Żyły i Dawida Kubackiego. Potrzeba jednak szybkich i stanowczych decyzji działaczy Polskiego Związku Narciarskiego, by szansa na zatrudnienie jednego z najlepszych trenerów na świecie nie przeszła nam koło nosa.
W Norwegii wrze. Zawodnicy otwarcie wypowiedzieli się przeciwko Alexandrowi Stoecklowi. Napisali list do norweskiej komisji skoków, w którym żądają zmiany trenera. Powód? Zła atmosfera, która po 13 latach pracy w tym samym zespole w końcu musiała się pojawić. Nic nie trwa wiecznie. Nawet Arsene Wenger powiedział dość i odszedł z Arsenalu Londyn, tak samo jak sir Alex Ferguson z Manchesteru United.
Po tylu latach pracy zaufanie do metod trenerskich i chęć dalszej współpracy mogła się wyczerpać. Skoro zawodnicy tak otwarcie wystąpili przeciwko trenerowi, to trudno wyobrazić sobie scenariusz, że będą w stanie pracować z nim w kolejnych latach. Alexander Stoeckl do wzięcia jako trener kadry już wiosną 2024 roku? To bardzo realny scenariusz.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: kopnął spod własnej bramki. Zdobył wymarzonego gola
Na miejscu Adama Małysza, prezesa PZN, nie czekałbym nawet jak zakończy się afera w Norwegii i już teraz wykonał pierwszy telefon do Austriaka. Zdaje sobie sprawę, że wciąż ważny kontrakt z PZN ma Thomas Thurnbichler i działacze związku już zadeklarowali, że chcą dalej pracować z młodym trenerem. Apel o nawiązanie kontaktu ze Stoecklem nie oznacza jednak, że domagam się zwolnienia Thurnbichlera. Wręcz przeciwnie.
Widzę szansę na pracę obu Austriaków w polskich skokach narciarskich, tak samo jak niespełna 15 lat temu znalazło się miejsce dla młodego, obiecującego trenera Łukasza Kruczka i doświadczonego, bardzo utytułowanego, Hannu Lepistoe. Ten pierwszy pracował z młodszymi skoczkami i dzięki jego pracy eksplodował talent m.in. Kamila Stocha. Z kolei Lepistoe pracował z Małyszem i raz jeszcze wprowadził go na szczyt - dwa srebrne medale na igrzyskach olimpijskich w Vancouver.
Małysz potrzebował wtedy trenera z dużym autorytetem, doświadczeniem i sukcesami. Takiego, któremu zaufa bezgranicznie. Trudno, by na początku swojej kariery trenerskiej takie warunki mógł spełnić Łukasz Kruczek. Dlatego praca doświadczonego Fina z legendą skoków okazała się dla Kruczka "zbawieniem". Lepistoe wziął na siebie proces sportowego odrodzenia mistrza, a Polak wykonał świetną pracę z młodszymi.
Dlaczego tego nie powtórzyć? Dlaczego nie wykorzystać możliwości, by młodego Thurnbichlera odciążyć i do pracy z najbardziej doświadczonymi polskimi skoczkami sprowadzić fachowca najwyższej klasy? To, że Stoeckl popadł po 13 latach pracy w konflikt z aktualnymi podopiecznymi, nie zmienia faktu, że jest wybitnym fachowcem. Moim zdaniem, obecnie najlepszym trenerem na świecie w skokach narciarskich. Za jego kadencji Norwegowie wciąż byli potęgą, a od wymienienia ich sukcesów może zakręcić się w głowie.
Stoeckl ma ogromny autorytet, doświadczenie w prowadzeniu gwiazd i wielkie sukcesy, dzięki którym zawodnikom może być łatwiej mu zaufać. Odnoszę wrażenie, że właśnie tego potrzebują teraz największe polskie gwiazdy: Stoch, Żyła i Kubacki, by podjąć decyzję o kontynuowaniu kariery i raz jeszcze spróbować wrócić na szczyt. Thurnbichler jest ambitny, ma mnóstwo pomysłów, ale w wieku 34 lat i na początku pracy trenerskiej nie może mieć jeszcze takiego autorytetu, jak chociażby Stoeckl.
Dlatego na miejscu prezesa Małysza i działaczy PZN poważnie rozważyłbym złożenie propozycji zatrudnienia Stoeckla jako trenera dla najbardziej doświadczonych polskich skoczków. Oczywiście, o ile sami wyrażą taką chęć. Rozmowy, powinny odbyć się także z Thurnbichlerem, którego widziałbym w pracy z młodszymi skoczkami.
Thurnbichler powinien skupić się przede wszystkim na stworzeniu systemu, który pozwoli im płynniej niż dotychczas przechodzić z rywalizacji juniorskiej do seniorskiej. Jestem przekonany, że obaj Austriacy potrafiliby ze sobą współpracować i przynieść Polsce duże sukcesy. Stoeckl jeszcze z najbardziej doświadczonymi zawodnikami, a Thurnbichler z młodszymi.
Potrzeba zatem odważnych i szybkich decyzji, bo jeśli Stoeckl rzeczywiście będzie niedługo wolny na rynku trenerskim, nie zabraknie chętnych na jego zatrudnienie. Do odważnych świat jednak należy, a polskie skoki stać na każdego szkoleniowca na świecie. Jeszcze stać, bo jeśli kilka kolejnych sezonów będzie wyglądać jak obecny, to i w Polsce nakłady finansowe na dyscyplinę znacznie się zmniejszą.
Szymon Łożyński, dziennikarz WP SportoweFakty