Jeden wniosek po skokach Polaków. Trudno to zaakceptować [OPINIA]

Getty Images / Daniel Kopatsch / Na zdjęciu: Piotr Żyła
Getty Images / Daniel Kopatsch / Na zdjęciu: Piotr Żyła

Nie ma w skokach czarodziejskiej różdżki. Nie da się od razu zrobić dwóch kroków do przodu. Po piątku zostaliśmy sprowadzeni na ziemię, ale wreszcie widać światełko w tunelu. To najważniejszy wniosek po sobocie w Klingenthal.

11. Piotr Żyła i 15. Dawid Kubacki. Jeszcze tydzień temu takie wyniki wzięlibyśmy w ciemno. W sobotę nie jesteśmy jednak do końca zadowoleni. Zadecydował o tym piątek, kiedy Kubacki szalał w treningach i kwalifikacjach. Konkurs to jednak zupełnie inna bajka.

Zobaczyliśmy, że liderzy polskiej kadry rzeczywiście zrobili krok do przodu, ale nadal tracą sporo do najlepszych. Proces powrotu do optymalnej formy po prostu potrwa i nie stanie się to z dnia na dzień. Trudno to zaakceptować kibicom, ale taka jest rzeczywistość.

To, że do najlepszej formy Kubackiemu i Żyle jeszcze sporo brakuje, pokazała głównie druga seria. W pierwszej, gdy wiatr pod narty im pomagał, Polacy pokazali już, że przy tylko trochę lepszych skokach od razu są w stanie przynajmniej nawiązać walkę z najmocniejszymi rywalami. W skokach rzadko ma się jednak szczęście do warunków w obu seriach.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: niespodzianka na treningu Bayernu. Zobacz, kto odwiedził piłkarzy

A to właśnie skoki przy mniej korzystnych warunkach najczęściej decydują, czy jest się wśród najlepszych dziesięciu, czy w drugiej albo trzeciej dziesiątce. Gorsze warunki od razu potęgują błędy i to właśnie widzieliśmy w finałowej kolejce. Przy słabszym wietrze pod narty Kubacki i Żyła musieli oddać idealne skoki, by liczyć się z najlepszymi. Takich nie oddali i od razu spadli w klasyfikacji: Żyła z 7. na 11., a jego kolega z kadry z 12. na 15.

Mimo wszystko to pierwszy konkurs w sezonie, kiedy mamy jakiekolwiek powody do optymizmu. Coś drgnęło. Widać, że Żyła oraz Kubacki zaczęli zmierzać we właściwym kierunku. Niestety to trochę potrwa, ale są szanse, że jeszcze w tym sezonie będziemy cieszyć się z ich sukcesów. Jeszcze tydzień temu, po Lillehammer, takiego światełka w tunelu nie widzieliśmy.

Niestety wciąż aktualne jest jednak to, co pisałem jeszcze przed rywalizacją w Klingenthal. Za liderami wciąż nie widać skoczków, którzy odciążyliby ich z presji i wzięli na siebie walkę o czołowe miejsca w PŚ. Treningi wlały nadzieje, że wracający do kadry Andrzej Stękała i Maciej Kot są w stanie namieszać w rywalizacji z najlepszymi.

Gdy doszło do konkursu i przyszła presja szybko, zostaliśmy sprowadzeni na ziemię. W polskich skokach jest Dawid Kubacki, Piotr Żyła, Kamil Stoch (walczący o powrót do formy na treningach) i na razie kolejnych zawodników nie widać.

Szymon Łożyński, dziennikarz WP SportoweFakty

Źródło artykułu: WP SportoweFakty