Bogumił Burczyk, dziennikarz WP SportoweFakty: Decyzja była trudna?
Stefan Hula, skoczek narciarski, brązowy medalista w drużynie na IO w Pjongczangu:
Bardzo i... szczerze mówiąc, cały czas dochodzę do siebie. Ale też było trochę zabawnie. Żona co jakiś czas dopytywała: "I co? Postanowiłeś?". Odpowiadałem: "Chyba już kończę". Na co ona: "Chyba?" I tak to wyglądało przez pewien okres. Teraz już jednak klamka zapadła.
Jak pan teraz na to wszystko patrzy?
Jestem zadowolony z przebiegu kariery. Wiadomo, że zawsze można zrobić pewne rzeczy lepiej albo osiągnąć więcej, ale na dłuższą metę nie czuję się rozczarowany. Akceptuję stan faktyczny, to co jest dzisiaj. Niektóre marzenia spełniłem.
Podobno wpływ na decyzję miały też problemy zdrowotne?
Przez cały sezon miałem mniejsze lub większe kłopoty. Niestety ciało odmawiało posłuszeństwa. Od połowy lata borykałem się z intensywnym bólem w kolanach, przez który nie mogłem normalnie trenować. Ćwiczenia siłowe sprawiały mi ból. Na skoczni też trudno było wycisnąć z siebie 100 procent. Te perturbacje były jednym z argumentów, który skłonił mnie do zawieszenia kombinezonu na kołku.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: co on zrobił?! Genialny rzut z... kolan
To był główny powód?
Myślę, że tak. Serce chciało dalej, głowa też, ale to za mało. Moje skoki nie były już na wysokim poziomie. Czułem, że nie zdołam dać z siebie więcej, bo zdrowie na to nie pozwalało. Musiałem myśleć racjonalnie, trzeba przecież o siebie dbać. Dlatego uważam, że problemy zdrowotne były głównym powodem.
Wyobrażam sobie, że to bardzo trudne doznanie, gdy organizm nie daje rady?
To nie jest łatwe. Zaciskałem zęby, próbowałem... Ale to było irracjonalne, bo efekty kompletnie mnie nie zadowalały. Sportem trzeba się bawić. W przeciwnym razie nie ma sensu walczyć za wszelką cenę. Zwłaszcza, gdy nie widać szansy na poprawę.
Kłopoty pojawiły się dopiero w tym sezonie?
Właściwie zawsze miałem większe lub mniejsze problemy. Pojawiały się urazy. Jedno czy to drugie kolano pobolewało. Ale nie na taką skalę, żebym nie mógł trenować. W tym roku to się bardzo nasiliło i było właściwie coraz gorzej. Niby mógłbym dalej zaciskać zęby i jeszcze trenować, ale nie wiadomo, jakby to się skończyło. Mógłbym w przyszłości słono zapłacić za taką decyzję.
Jak zareagowała rodzina?
Zawsze miałem, mam i będę miał wsparcie w rodzinie. Fajnie, że byli ze mną w Zakopanem. Zrobili mi niespodziankę. Wszystko wyszło spontanicznie. Oni też dowiedzieli się niedawno, może coś przeczuwali, ale tylko tyle. Jestem im bardzo wdzięczny. Byli moją ostoją przez całą karierę. Na dobre i na złe. Nikt mnie nigdy nie namawiał, żebym skończył skakanie szybciej. A wiadomo, w trakcie sezonu zawodnik często jest z dala od domu. Bardzo to doceniam.
Chciałby pan jeszcze pozostać na skoczni?
Gdyby zdrowie dopisywało, kto wie... Ale jeśli nie jestem w stanie dać z siebie maksimum, trzeba było podjąć męską decyzję. Teraz będę miał więcej czasu dla bliskich. Na przykład jestem w trakcie naprawiania suszarki do ubrań, bo się popsuła, także na nowe zadania nie trzeba było długo czekać.
Emocje powoli opadają?
Co chwilę targają mną jakieś uczucia. Jestem zasadniczo wrażliwym człowiekiem, a to nie było dla mnie łatwe. Nadal odbieram mnóstwo wiadomości. Wiele osób mi dobrze życzy. Czasami łezka się w oku zakręci i myślę, że jeszcze tak przez chwilę będzie.
Czuje się pan nadal skoczkiem?
Będę nim zawsze. Cieszę się, że przez tyle lat mogłem bawić się tą dyscypliną i jeszcze komuś sprawić trochę radości.
Trudno w takiej rozmowie nie nawiązać do igrzysk w Pjongczangu. Był pan liderem po pierwszej serii konkursu na skoczni normalnej, lecz podium uciekło przez zawirowania pogodowo-pomiarowe przy drugim skoku. Niektórzy mówili, że przeliczniki nie były sprawiedliwe. Wielu kibiców uważało, że został pan zwyczajnie skrzywdzony.
Wielka szkoda, że nie zdobyłem medalu indywidualnie. Na pewne rzeczy nie miałem i nie mogłem mieć wpływu. Na szczęście spełniło się marzenie, bo jednak przywiozłem z tamtych igrzysk medal wywalczony w drużynie. Piąte miejsce, które ostatecznie mi przypadło na normalnej skoczni, też nie było najgorsze i po latach mnie cieszy.
Jak pan podsumuje swoją karierę?
Burzliwa. Były momenty, w których skakałem bardzo dobrze, w innych z kolei nie szło. Starałem się być wytrwałym. Może nie nazwę się wybitnym skoczkiem, ale cieszę się, że miałem możliwość dzielenia swojej pasji ze znakomitymi trenerami i zawodnikami. Miałem dużo szczęścia, bo zawsze otaczały mnie świetne osoby. Spełniłem swoje marzenia z dzieciństwa.
Czy może się pan nazwać sportowcem spełnionym?
Nie lubię tego określenia, bo nie lubię oceniać samego siebie. Akceptuję drogę, jaką przeszedłem i cieszę się z niej. Robiłem to, co kochałem, przez 30 lat. Jeżeli mówić o spełnieniu, to w jakimś sensie na pewno jestem spełniony w życiu prywatnym. Mam wspaniałą żonę i dzieci, a to jest w życiu najważniejsze.
Zmieniłby pan cokolwiek w swojej karierze?
Wiele rzeczy można byłoby zrobić w inny sposób, bo dopiero z upływem czasu człowiek nabiera doświadczenia. Dzisiaj jednak nie żałuję niczego. Cieszę się, że zacząłem uprawiać ten sport i poświęciłem mu się praktycznie całkowicie. Przeżyłem wiele wspaniałych chwil.
Wspomniał pan, że jest człowiekiem wrażliwym. Wzrost popularności to było wyzwanie?
Nie, raczej nie. Ja też nigdy nie byłem aż tak rozpoznawalny jak Piotrek, Kamil czy Dawid. Zdarzały się sytuacje, gdy ktoś podszedł do mnie na ulicy, ale to były wyłącznie momenty pozytywne i mile je wspominam. Na żywo nie spotkało mnie nic negatywnego.
A z hejtem się pan spotkał?
Niestety, tak. Pojawiały się różne komentarze, w tym negatywne, najczęściej wtedy, kiedy mi nie szło. Bo przecież łatwo jest usiąść przed telewizorem i kogoś krytykować. Jeszcze rozumiem, kiedy ta krytyka jest konstruktywna, ale gdy ktoś odgrywa się za swoje własne niepowodzenia, gdyż sam niewiele w życiu osiągnął, a potem siada przed komputerem i pisze komentarze pełne inwektyw, to zdecydowanie nie jest w porządku.
Brał pan je do siebie?
Wiadomo, czasami jak się przeczyta coś takiego na swój temat, to robi się trochę przykro. Na szczęście ja miałem zawsze duże wsparcie ze strony najbliższych. Szczerze mówiąc, raczej się nie przejmowałem takimi rzeczami. Żyjemy w takim a nie innym świecie i trzeba się z tym pogodzić. Ale nigdy z trybun nie padła żadna obelga ani nikt nie powiedział mi wprost niczego niemiłego. Dlatego bardzo dziękuję kibicom, że byli ze mną na dobre i na złe. Czułem ich wsparcie.
Muszę przyznać, że mimo zakończenia przygody ze skokami emanuje pan pozytywną energią. Choć ta przygoda nadal trwa...
Prawda, nie brakuje mi zaangażowania, ale najbliższe dni z pewnością przyniosą więcej.
I co dalej?
Czuję, że zostanę przy skokach na lata. Nadal udzielam się przy szyciu kombinezonów, ale chciałbym pomóc w szkoleniu i przekazywać swoje doświadczenia. Ostatniego słowa nie powiedziałem.
Rozmawiał Bogumił Burczyk, dziennikarz WP SportoweFakty
Zobacz także:
- Paradoks Kamila Stocha. Zwróciłeś na to uwagę?
- "Szczerze mówiąc". Niepokojące słowa ws. Piotra Żyły